Alicja Tysiąc pozwała Tomasza Terlikowskiego
Przeprosin w mediach i 130 tys. zł żąda Alicja Tysiąc od publicysty Tomasza Terlikowskiego za to, że zarzucił jej "moralną obrzydliwość" i porównał do hitlerowskiego zbrodniarza Adolfa Eichmanna. To próba zamknięcia ust wyrokiem - mówił wcześniej pozwany.
30.07.2012 | aktual.: 30.07.2012 13:16
W poniedziałek w Sądzie Okręgowym w Warszawie miał zacząć się proces o ochronę dóbr osobistych wytoczony przez Tysiąc znanemu katolickiemu publicyście. Pełnomocnik nieobecnego pozwanego mec. Piotr Kwiecień powiedział jednak sądowi, że jego klient nie dostał pozwu; nie był też zawiadomiony o terminie rozprawy - dowiedział się o niej sam ze strony internetowej powódki.
Sąd wyjaśnił, że korespondencja do pozwanego była dwa razy awizowana, a nie została przez niego podjęta pod adresem wskazanym w pozwie przez powódkę. Sąd doręczył ją adwokatowi, a sprawę odroczył do 29 października.
Kilka lat temu A.Tysiąc chciała usunąć ciążę obawiając się, że urodzenie dziecka może jej grozić utratą wzroku. Lekarze odmówili jej prawa do wykonania legalnej aborcji ze względów zdrowotnych. Po porodzie jej wzrok pogorszył się; przyznano jej pierwszą grupę inwalidzką. Kobieta złożyła skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, który przyznał jej 25 tys. euro zadośćuczynienia, zwracając m.in. uwagę na brak w polskim prawie możliwości odwołania się od decyzji lekarzy. Obecnie Tysiąc działa w organizacjach kobiecych, jest też stołeczną radną wybraną z listy SLD.
Powódka poczuła się dotknięta słowami Terlikowskiego, który w napisanej razem z Joanną Najfeld książce "Agata. Anatomia manipulacji", a także w innych wypowiedziach nt. aborcji, miał porównywać postępowanie powódki do postępowania Eichmanna. Napisał on: "I zasłanianie tej prostej prawdy słowami o tym, że Alicja Tysiąc nie złamała prawa, a jedynie próbowała egzekwować przysługujące jej prawa - jest absurdalne. Adolf Eichmann też nie łamał hitlerowskich praw, czy to znaczy, że nie można go nazwać mordercą (w tym przypadku już nie niedoszłym, a jak najbardziej doszłym)?". Zarzucał jej też "moralną obrzydliwość", piętnując w ten sposób jej zachowanie, a także to, że występuje na drogę sądową przeciw osobom ją krytykującym.
- Nie zgadzamy się na taki język debaty publicznej. To było naruszenie godności powódki. Dlatego w pozwie żądamy przeprosin w ogólnopolskich dziennikach, 100 tysięcy zł zadośćuczynienia za doznaną krzywdę i wpłaty 30 tys. zł na fundację Feminoteka - mówił pełnomocnik Tysiąc, mec. Marcin Górski. Jego zdaniem Terlikowski ma "nadmierną łatwość w operowaniu porównaniami z holokaustem".
Według pozwu pozwany miałby przeprosić powódkę na łamach "Rzeczpospolitej" i "Gazety Wyborczej". Bez roszczeń finansowych naruszenia będą się powtarzać - dodał adwokat. Jego zdaniem pozwany już wcześniej polemizował z zarzutami pozwu.
Zdaniem Górskiego pozwany przed opublikowaniem swych słów nie skontaktował się z Tysiąc "i nie zainteresował się jej stanowiskiem, ograniczył się natomiast do werbalnego i publicznego zlinczowania powódki". Miał też nie reagować na propozycje polubownego zażegnania sporu w korespondencji od pełnomocników powódki, kierowanej na jego adres domowy.
Sama Tysiąc powiedziała, że jej córka spotykała się z uwagami w całej sprawie od nauczycielki w szkole.
W kwietniu br., gdy PAP opisał sprawę pozwu, Terlikowski mówił, że sformułowanie o "moralnej obrzydliwości" to jego prywatna opinia, a nie twierdzenie o fakcie. Dodał, że ma do tego prawo. - A co do porównań do Eichmanna, to mam wrażenie, że porównywałem do niego sędziów Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, a nie panią Tysiąc - dodał. Mec. Górski uważa, że do Eichmanna porównał on powódkę.
Pozwany zaprzeczał też, by otrzymał jakiekolwiek pismo od Tysiąc w sprawie polubownego załatwienia sprawy. Jego zdaniem, w sprawie nie chodzi o debatę o aborcji, lecz "środowiskom proaborcyjnym chodzi o zamknięcie ust wyrokami sądowymi osobom mającym inne poglądy niż te mainstreamowe".
Dwa lata temu Tysiąc w podobnej sprawie pozwała naczelnego redaktora tygodnika "Gość Niedzielny" ks. Marka Gancarczyka, który na łamach pisma komentował jej sprawę. Żądała zadośćuczynienia i przeprosin. W wydanym w I instancji wyroku sąd argumentował m.in., że żaden światopogląd nie uzasadnia poniżania innych, podkreślając jednocześnie, że proces nie dotyczył przekonań religijnych, ale ochrony dóbr osobistych. "Gość Niedzielny" uznał wówczas to rozstrzygnięcie za niesprawiedliwe i ograniczające wolność słowa. Ostatecznie sprawa między Tysiąc a tygodnikiem zakończyła się ugodą.