PolitykaAleksander Łukaszenka: zapobiegliśmy prowokacji, pieniądze szły przez Polskę i Litwę

Aleksander Łukaszenka: zapobiegliśmy prowokacji, pieniądze szły przez Polskę i Litwę

Na Białorusi zatrzymano uzbrojonych ludzi, którzy przygotowywali prowokację; pieniądze na szkolenie wojskowe "piątej kolumny" docierały na Białoruś przez terytorium Polski i Litwy - powiedział Aleksander Łukaszenka. Prezydent Białorusi dodał, że "zatrzymano już kilkadziesiąt osób, które szkoliły się w obozach - na Białorusi, Ukrainie, w Polsce i Litwie".

Aleksander Łukaszenka: zapobiegliśmy prowokacji, pieniądze szły przez Polskę i Litwę
Źródło zdjęć: © REUTERS | Sergei Gapon

21.03.2017 | aktual.: 21.03.2017 16:52

O zagrożenie ze strony "piątej kolumny" zapytał Łukaszenkę pracownik zakładów Kronospan w Mohylewie podczas prezydenckiej wizytacji. - Dosłownie w ostatnich godzinach zatrzymaliśmy około 20 bojowników, którzy przygotowywali prowokację z użyciem broni - oświadczył lider Białorusi, cytowany przez państwową agencję BiełTA.

Mówiąc o działaniach "piątej kolumny", Łukaszenka tłumaczył, że "jak się okazało, oni nie spali - niektórzy z nich - ale powoli przygotowywali się, czekali na odpowiedni moment". - Zatrzymaliśmy już kilkadziesiąt osób - nie chodzi o tych w autobusach, anarchistów w maskach - które szkoliły się w obozach, z bronią - dodał.

- Swoją drogą, jeden z tych obozów mieścił się w okolicach Bobrujska i Osipowicz. Pozostałe - na Ukrainie. Wydaje mi się, że także na Litwie lub w Polsce, nie jestem pewny, ale gdzieś tam. Pieniądze płynęły przez Polskę i Litwę do nas - dodał.

"Kobieta poinformowała o prowokacji

Mówiąc o "anarchistach w maskach", Łukaszenka odnosił się do osób zatrzymanych po legalnym proteście przeciwko prezydenckiemu dekretowi o pasożytnictwie, który odbył się 15 marca w Mińsku. Według białoruskiego MSW zatrzymywano osoby, które złamały prawo, protestując z zasłoniętymi twarzami i nie reagowały na wezwania milicji.

Łukaszenka oświadczył, że społeczeństwo zostanie szczegółowo poinformowane o "danym fakcie", czyli niedoszłej prowokacji. Jak mówił, jej plan udało się ujawnić dzięki "prawdziwym Białorusinom i Białorusinkom" z zagranicy, którzy uprzedzili władze.

- Do ambasady przyszła kobieta i napisała oficjalne pismo o tym, że jest przygotowywana prowokacja - oświadczył Łukaszenka, dodając, że należy ustalić, skąd płynęły pieniądze, kto był organizatorem i z jakich krajów przyjechali ci ludzie, o których mowa.

"Nikt nie potrzebuje tej wojny"

- Białorusini chcą żyć w spokoju i wychowywać dzieci. Nikt nie potrzebuje tej wojny i nie mogę do niej dopuścić. Jeśli będzie trzeba, pójdę w pierwszym szeregu ze swoją rodziną - zapewnił.

- To nie jest żadna opozycja, to "piąta kolumna". Nazywam ją tak, bo chce doprowadzić do wybuchu w kraju - stwierdził. Zasugerował także, że związek z jej aktywnością mógł mieć "szereg incydentów", do których doszło w ostatnich dniach na granicy.

- Ktoś uznał, że Białoruś dojrzała do kolorowej rewolucji - ocenił Łukaszenka. Nawiązując do ukraińskiego Majdanu, powiedział, że "to prowokatorzy strzelali, prowokowali tłum", a w efekcie "zwykły człowiek, który przyszedł domagać się swoich praw, stał się bojownikiem". Jego zdaniem ktoś za granicą uznał, że na Białorusi pojawił się "popyt na prowokatorów".

W obszernej wypowiedzi na temat "piątej kolumny" Łukaszenka stwierdził m.in., że jest ona "daleka od ludzi", niepatriotyczna, dąży do zamętu w państwie. Zachodnie organizacje, które finansują opozycję, chcą dawać pieniądze przede wszystkim na wywołanie zamieszek. - Chcą mordobicia, krwi - ocenił.

Dzień wcześniej, w poniedziałek prezydent oświadczył, że "piąta kolumna" próbuje zwiększyć napięcie w kraju i destabilizować sytuację. Jego zdaniem jej działaniami kierują żyjący na emigracji opozycjoniści, finansowani przez "zachodnie fundacje" i "instruowani przez tamtejsze służby specjalne". Owych ludzi prezydent określił jako "oszołomów".

Od połowy lutego w różnych miastach Białorusi dochodzi do protestów przeciwko tzw. dekretowi o pasożytnictwie i w związku z trudną sytuacją gospodarczą. Od początku marca trwają zatrzymania uczestników i organizatorów demonstracji. Według niezależnego Centrum Praw Człowieka Wiasna takich osób jest już ponad 240. Wielu z nich wymierzane są kary aresztu lub grzywny. W aresztach przebywa wielu liderów i działaczy środowisk opozycyjnych.

Dekret nr 3 przewiduje specjalny jednorazowy podatek od osób, które nie pracowały co najmniej 183 dni w ciągu roku i nie zarejestrowały się oficjalnie jako bezrobotni.

W sobotę w stolicy ma się odbyć marsz z okazji Dnia Woli. Środowiska niezależne tradycyjnie obchodzą w tym dniu nieoficjalne święto niepodległości. Dotychczas władze stolicy nie poinformowały organizatorów, czy udzielą zgody na imprezę.

PAP,Justyna Prus

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (132)