Aleksander Każurin dla WP.PL: w Kijowie panuje wrażenie, że władze ignorują sytuację na Krymie
- W Kijowie, wśród mieszkańców i ekspertów, panuje wrażenie, że władze trochę ignorują sytuację na Krymie, podejmują drugorzędne działania, dyskutują na inne tematy, a Krymem systemowo się nie zajmują - mówi WP.PL Aleksander Każurin, ukraiński aktywista, dziennikarz niezależnej telewizji Spilno.tv. Zwraca też uwagę, że prorosyjskie demonstracje we wschodnich regionach Ukrainy są inicjowane, nie przez miejscowych Rosjan, ale przez przyjezdnych z Federacji Rosyjskiej. - Jest wrażenie, że to taki sabotaż. Oni to rozkręcają, a ta część ludności, która chce do Rosji, idzie za dalej w ich ślad - wyjaśnia.
W opinii Każurina, na zdecydowane działania w sprawie Krymu jest już za późno. - Kijów po prostu przegapił okazję. Teraz rozwiązanie zbrojne nic nie da. Dwa, trzy tygodnie temu było tam mało tych "zielonych człowieczków", wtedy Kijów mógł podjąć szybkie działania i wprowadzić tam wojsko. Gdyby tak się stało, teraz sytuacja byłaby inna - twierdzi Aleksander Każurin.
Dziennikarz wskazuje, że według badań społecznych, we wschodnich regionach Ukrainy, większość społeczeństwa nie chce przyłączenia się do Rosji. Inicjatorami prorosyjskich demonstracji w Doniecku i Charkowie są przyjeżdżający tam Rosjanie. - Na demonstracjach jest dużo ludzi, którzy przyjechali z Rosji. Nie rozumiem, dlaczego władze ukraińskie nie blokują totalnie granicy. Zaczęli z opóźnieniem filtrować ruch, nie wpuszczają młodych chłopaków z Rosji, zwłaszcza tych, którzy mają przy sobie np. ulotki, ale granica nie została w 100 proc. zamknięta. Nie wiem dlaczego - mówi Każurin. - Jest wrażenie, że to taki sabotaż. Oni to rozkręcają, a ta część ludności, która chce do Rosji, idzie za dalej w ich ślad - dodaje.
Nie we wszystkich regionach wschodniej Ukrainy Rosjanom udało się zorganizować podobne demonstracje. Przykładem miasta, w którym nie ma podobnych grup wspierających Federację Rosyjską jest Dniepropietrowsk. - Oligarcha Ihor Kołomojski szybko to wszystko załatwił i teraz jest tam cisza. Znając możliwości Achmetowa, który jest w Doniecku, można było przewidzieć, że ze swoimi możliwościami finansowymi i zasobami ludzkimi, może załatwić sprawę w dwa, trzy dni. Na razie nie chce, chyba coś kombinuje i mamy problem - twierdzi Aleksander Każurin.
- W Kijowie, wśród mieszkańców i ekspertów, panuje wrażenie, że władze trochę ignorują sytuację na Krymie, podejmują drugorzędne działania, dyskutują na inne tematy, a Krymem systemowo się nie zajmują - mówi Aleksander Każurin. Zwraca uwagę, że w opinii wielu Ukraińców, Krym jest już stracony. Mimo że władze w Kijowie i społeczeństwo nie akceptują utraty regionu, coraz częściej pojawiają się głosy, że skoro w sprawie Krymu nie da się nic zrobić, warto zająć się niezbędnymi dla Ukrainy, szybkimi reformami.
- Mówi się teraz, że wojna to dobry powód dla władz, aby zapomnieć o reformach. Wszyscy myślimy teraz o tym, aby ocalić Ukrainę, ale aktywiści działający na rzecz społeczeństwa obywatelskiego zwracają też uwagę, że potrzebna jest m.in. reforma samorządów. Trzeba zmienić proporcje między pieniędzmi wysyłanymi do centrum, a tymi, które zostają na miejscu - wyjaśnia dziennikarz. Kolejne ważne tematy to poprawa warunków prowadzenia działalności gospodarczej oraz lustracja.
W posiedzeniach komitetu zajmującego się lustracją biorą udział prawnicy, w tym adwokaci i sędziowie, którzy chcą "miękkiej" lustracji oraz aktywiści domagający się głębokiej lustracji wśród sędziów. - Jestem zwolennikiem tej drugiej opcji, bo uważam, że tam uczciwych ludzi prawie nie ma - deklaruje Każurin.