Albo śmietnik, albo nic
"Trybuna" pisze o bezrobotnej Ewie U. ze Świętochłowic, która straciła na trzy miesiące uprawnienia osoby bezrobotnej ponieważ zrezygnowała z oferty pracy Powiatowego Urzędu Pracy. Miała jechać na drugi koniec sąsiedniego Chorzowa, żeby pracować przy sortowaniu śmieci.
07.11.2006 | aktual.: 07.11.2006 07:57
"Trybuna" pisze, że pani Ewa jest z wykształcenia technikiem ekonomistą, samotnie wychowuje dwójkę synów w wieku 7 i 10 lat. Po tym, jak zmarła jej matka nie ma do kogo zwrócić się o pomoc w opiece nad dziećmi. Z radością przyjęła informację, że w świętochłowickim urzędzie pracy mają dla niej pracę. Radość gasła w miarę pokonywania kilometrów do miejsca pracy, a całkowicie zgasła po tym, jak wreszcie dotarła do miejsca przeznaczenia. Okazało się, że ma pracować na składowisku odpadów przy sortowaniu śmieci w malutkiej, wąskiej hali.
"Poprzez środek tej hali leci taśma ze śmieciami. Smród był okropny, od razu zbierało mi się na wymioty. Było tak, jakby osiem godzin stać na wysypisku. Praca odbywała się na trzy zmiany: 5.45, 14.45 oraz 21.45" - powiedziała Ewa U. "Trybunie".
Pani Ewa zrezygnowała z oferty. Uznała, że dojazd w jedną stronę dwoma środkami transportu plus dojście pieszo spory kawałek drogi przez zarośla do zakładu leżącego na totalnym odludziu, w zupełnie innym mieście, jest usprawiedliwionym powodem do odmowy dla bezrobotnej kobiety, która ma na karku dwójkę nieletnich dzieci w wieku szkolnym. Urząd pracy uznał jednak inaczej - na trzy miesiące zabrał jej status bezrobotnej - czytamy w "Trybunie".
"Takie jest prawo" - rozkłada ręce Tomasz Górski, dyrektor świętochłowickiego PUP-u. Powołuje się przy tym na ustawę o promocji zatrudnienia. (IAR)