Al‑Sadr potepił maltretowanie Irakijczyków przez Amerykanów
Radykalny szyicki duchowny Muktada al-Sadr przybył do meczetu w Kufie, niedaleko Nadżafu, aby przewodniczyć uroczystym piątkowym modłom. Wygłosił tam buńczuczne kazanie, potępiając maltretowanie Irakijczyków przez Amerykanów.
07.05.2004 | aktual.: 10.05.2004 15:44
Mimo obecności setek żołnierzy amerykańskich, mających rozkaz ujęcia go, al-Sadr przejechał z Nadżafu do odległej o ok. 10 km Kufy pod eskortą 500-600 uzbrojonych po zęby i ubranych na czarno bojowników jego milicji, zwanej Armią Mahdiego.
"Tak, tak dla wolności! Tak, tak dla niepodległości!" - skandowało kilka tysięcy wiernych, kiedy al-Sadr wygłaszał kazanie, potępiając Stany Zjednoczone za maltretowanie Irakijczyków w więzieniu Abu Ghraib pod Bagdadem.
"Jakiej wolności i demokracji możemy od was (Amerykanów) oczekiwać, skoro taką radość daje wam torturowanie irackich więźniów?" - mówił al-Sadr, zarzuciwszy na ramiona biały całun, mający symbolizować jego gotowość na śmierć męczeńską.
Al-Sadr oświadczył, że "przeprosiny (prezydenta USA George'a W. Busha za maltretowanie więźniów) nie wystarczą. Tej zbrodni nie załatwi się przeprosinami. Ci, którzy się jej dopuścili, powinni zostać ukarani w ten sam sposób, w tym samym miejscu".
"Ameryka twierdzi, że walczy z terroryzmem (...) szerzy sprawiedliwość i równość między narodami oraz wolność i demokrację. A teraz robi to samo, co robił mały szatan Saddam, i to w tym samym miejscu, gdzie Irakijczycy byli uciskani" - mówił al-Sadr.
Wojska amerykańskie zacieśniły pierścień wokół Nadżafu, wprowadzając m.in. czołgi na wysunięte pozycje. Amerykanie znajdują się obecnie ok. 4 km od meczetu Alego w centrum Nadżafu. Zacieśnili też pierścień wokół Karbali.