PolskaAkcja żołnierzy AK na 100 milionów

Akcja żołnierzy AK na 100 milionów

12 sierpnia 1943 roku w centrum Warszawy miała miejsce operacja „Góral” – jedna z najbardziej brawurowych akcji Armii Krajowej. Żołnierze AK uprowadzili niemiecki samochód bankowy przewożący 106 mln zł.

Akcja żołnierzy AK na 100 milionów
Źródło zdjęć: © wikipedia.pl

12.08.2010 | aktual.: 13.08.2010 10:43

Duża niepozorna ciężarówka forda stała przy ulicy Senatorskiej w pobliżu placu Zamkowego. Za jej wysokimi burtami ukrywało się dwóch żołnierzy AK wyposażonych w steny. Arnold Kubański „Jawor” siedział na podwyższeniu i niecierpliwie obserwował ulicę, żeby dać sygnał do rozpoczęcia ataku. Czuł, że krople potu spływają mu po czole. Czy akcja może znów się nie powieść, tak jak tydzień temu, czy tym razem pomyśleliśmy o wszystkim? – zastanawiał się. Kubański rozejrzał się dookoła, wyłapując wzrokiem patrole mające osłaniać atakujących. Wszystkich nie mógł dostrzec; w operacji miało wziąć udział około 50 osób.

Kilkanaście minut po godzinie 11 Kubański zauważył ciężarówkę wypożyczoną przez Niemców z Miejskich Zakładów Oczyszczania Miasta. Na każdym boku siedzieli żandarmi. Za nią nadjeżdżał otwarty samochód osobowy z kilkoma policjantami i uzbrojonym komendantem straży banku. Te szczególne środki ostrożności brały się stąd, że ciężarówka wiozła 106 mln złotych. Pieniądze pochodziły z warszawskiego oddziału Banku Emisyjnego i miały zostać dostarczone koleją do centrali w Krakowie.

Żeby mieć pewność, że ciężarówka z pieniędzmi wjedzie w zasadzkę, uniemożliwiono jej skręt we wcześniejszą ulicę. Żołnierze AK ustawili tam barierki wskazujące na roboty drogowe. Kiedy pojazd zbliżał się do zajmującego dużą część jezdni ciężarowego forda, nagle na ulicę wyjechał zza niego załadowany pudłami wózek popychany przez Zbigniewa Skoworotkę „Jarko”. Jak tylko kierowca zomowskiej ciężarówki się zatrzymał, nastąpił atak. Cała operacja trwała zaledwie dwie minuty. Ukryci na ciężarówce forda steniści zaczęli strzelać do kompletnie zaskoczonych Niemców. Zaatakowali też Polacy ukrywający się do tej pory na klatce schodowej oraz w sklepie elektrycznym, w warzywniaku i w kawiarni przy Senatorskiej. Żandarmi na ciężarówce zostali obezwładnieni; zginęło trzech pasażerów samochodu osobowego oraz trzech polskich pracowników banku.

Pojawił się kolejny niemiecki samochód, z którego wyskoczył oficer z bronią w ręku. Zanim został trafiony przez „Sema”, pozbawił życia urzędnika bankowego siedzącego w szoferce. Kierowca ciężarówki wybiegł z pojazdu, a na jego miejscu za kierownicą usiadł Stanisław Matych „Mila” i zaczął odjeżdżać. Na ruszający pojazd wskoczyli stenowcy Stanisław Zołociński „Doman” i Andrzej Żupański „Andrzej” oraz dowódca akcji Roman Kiźny „Pola” i „Jarko”. Reszta żołnierzy wsiadła do forda oraz drugiego samochodu osłaniającego ciężarówkę z pieniędzmi zwanego „leosiem” od imienia jego kierowcy Leona Stolarskiego.

Ekspresowo i bezbłędnie przeprowadzona akcja przyniosła łup o równowartości około miliona dolarów, nieco marek niemieckich i ostmarek, a także pistolet maszynowy Bergman, trzy karabiny i dwa pistolety parabellum.

Działania Armii Krajowej i Polskiego Państwa Podziemnego były uzależnione od środków finansowych, które potrzebne były m.in. na wynajmowanie lokali konspiracyjnych, wykup więźniów, zakup broni i amunicji, leki, materiały medyczne, maszyny drukarskie, farby i papier. Pomysł napadu na warszawski oddział Banku Emisyjnego (instytucja powołana przez okupacyjne władze w 1939 roku) pojawił się w 1942 roku w rozmowie pomiędzy Emilem Kumorem „Krzysiem” a gen. Stefanem Roweckim „Grotem”. Poza napadem na sam bank rozważano też napaść na pociąg jadący z pieniędzmi do Krakowa, ale ostatecznie zdecydowano się na akcję w centrum Warszawy.

Przygotowania rozpoczęto od wyszukania pomocników wśród pracowników banku. Ferdynand Żyła i Jan Wołoszyn mieli informować o ilości pieniędzy, trasie i terminach wyjeżdżania ciężarówek z banku. Ich zadaniem było też umieszczenie w transporcie banknotów z różnych emisji, tak żeby trudniej je było namierzyć. Spisali się znakomicie, Niemcy, przeprowadzając śledztwo po akcji, nie byli w stanie ich wytropić, choć pomoc pracowników banku była przecież oczywista.

Przygotowania do akcji „Góral” (nazwanej tak od najwyższego, trudnego do podrobienia nominału o wartości 500 zł z wizerunkiem górala na awersie oraz górami i Morskim Okiem na rewersie) trwały ponad rok – zakończyły się wiosną 1943 roku, od tej pory czekano już tylko na możliwie największy transport.

Do wykonania zadania wyznaczono oddział „Kosa”, jednak na początku czerwca 1943 roku, podczas ślubu jednego z oficerów tego oddziału, gestapo aresztowało kilkunastu uczestników ceremonii. W ten sposób oddział „Kosa” został rozbity, pojawiła się też groźba dekonspiracji. Na szczęście udało się planowaną akcję zachować w tajemnicy, żadna z aresztowanych osób nie wydała planów AK. Kiedy okazało się, że nie ma dalszych aresztowań, a transporty z pieniędzmi kursują normalnie, w ciągu dwóch tygodni powrócono do planowanej akcji. Tymczasem 30 czerwca 1943 roku zdarzyła się kolejna tragedia opóźniająca akcję: aresztowano Stefana „Grota” Roweckiego, wydanego przez polskiego konfidenta. Po zmianie na stanowisku Komendanta Głównego AK, którym został Tadeusz „Bór” Komorowski, powrócono do wcześniejszego planu.

Po akcji samochody skierowały się na Wolę, do wcześniej umówionego miejsca ukrycia łupu. „Leoś” odłączył się od dwóch pozostałych i pojechał do Szpitala Wolskiego, gdzie zostawił rannego żołnierza. Lekarze zajęli się nim bez zbędnych pytań i umieścili go w salce z napisem „gruźlica”. Dwie pozostałe ciężarówki pojechały do gospodarstwa ogrodniczego, którego właścicielem był Bronisław Ruchowski „Bratek”. Worki z pieniędzmi zrzucono do przygotowanego wcześniej dołu i zasypano ziemniakami. Po zmroku przeniesiono łup do szklarni i zapakowano do skrzynek. Samochody odjechały: ford wrócił do zakonspirowanego garażu, zomowca porzucono.

Dwa dni później worki z pieniędzmi przewieziono do nieczynnego sklepu na ul. Śliską, w miejscu gdzie obecnie znajduje się Pałac Kultury i Nauki. Tutaj pieniądze przeliczono i schowano do skrytek. Okazało się wtedy, że w zdobytych 106 mln złotych brakuje około półtora miliona. Pomimo śledztwa nie udało się ustalić w jaki sposób powstała ta różnica, nikogo też nie obciążono winą.

Reakcja Niemców po napadzie była natychmiastowa. Miejsce akcji otoczono kordonem policyjnym, w banku rozpoczęły się przesłuchania pracowników. Pod koniec sierpnia ukazały się obwieszczenia, w których Niemcy oferowali milion złotych za wydanie uczestników napadu, a pięć milionów za wskazanie miejsca ukrycia pieniędzy. Śledztwo zakończyło się fiaskiem, a „akcja na 100 milionów” przeszła do historii jako jedna z najlepiej przeprowadzonych w skali całej okupowanej Europy.

Marta Tychmanowicz specjalnie dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)