Air France ostrzegano przed zamachem
Linie Air France potwierdziły,
że cztery dni przed zniknięciem Airbusa A330 otrzymały anonimowy
telefon ostrzegający, że na pokładzie samolotu, który miał
wylecieć z Buenos Aires 27 maja, jest bomba.
Rzecznik linii powiedział, że samolot został sprawdzony i na jego pokładzie nie znaleziono żadnych materiałów wybuchowych. Maszyna wystartowała z półtoragodzinnym opóźnieniem. Jego zdaniem takie alarmy zdarzają się stosunkowo często.
Wciąż nie wiadomo, co było przyczyną katastrofy francuskiego airbusa, który w poniedziałek zaginął nad Atlantykiem. Jednak francuski minister obrony Herve Morin i Pentagon twierdzą, że nie znaleziono żadnych śladów działań terrorystycznych, a brazylijski minister obrony Nelson Jobim oświadczył, że "ta możliwość nie była nawet rozważana".
W środę znaleziono kolejne szczątki samolotu. Zdaniem specjalistów ds. lotnictwa ich rozproszenie na dużym obszarze może świadczyć o tym, że samolot rozpadł się w powietrzu.
Brazylijskie media, powołując się na źródła w Air France, opublikowały w środę prawdopodobną rekonstrukcję zdarzeń. Informacji tych nie potwierdziły ani władze francuskie ani brazylijskie.
Według tego raportu pilot airbusa o godz. 23.00 czasu lokalnego (godz. 4.00 czasu polskiego) poinformował, że przelatuje przez burzowe chmury, którym towarzyszyły gwałtowne porywy wiatru i błyskawice.
Dziesięć minut później samolot wysłał serię automatycznych sygnałów o wyłączeniu autopilota i przełączeniu się systemu naprowadzania na zapasowe zasilanie oraz o uszkodzeniu przyrządów potrzebnych do ustabilizowania samolotu. Włączył się też alarm. W ciągu kolejnych trzech minut samolot wysyłał sygnały o uszkodzeniu kolejnych urządzeń.
Ostatni sygnał, wysłany o godz. 23.14, informował o utracie ciśnienia i usterkach elektrycznych. Zdaniem brazylijskich mediów mogło to oznaczać nagłą dekompresję albo że samolot już spadał.