"Agent Tomek" ma kłopoty - ruszyło śledztwo
Warszawska prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie ujawnienia tajemnicy państwowej i służbowej, bezprawnego wykorzystania oraz rozpowszechniania wiadomości ze śledztwa przeciw Weronice Marczuk w książce - wywiadzie z byłym agentem CBA Tomaszem Kaczmarkiem.
- Śledztwo w pierwszym wątku dotyczy ujawnienia przez b. funkcjonariusza informacji stanowiących tajemnicę państwową i służbową - powiedziała rzeczniczka Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga Renata Mazur. Dodała, że drugim wątkiem śledztwa jest "wykorzystanie wbrew przepisom ustawy wiadomości stanowiących tajemnicę państwową oraz ujawnienie bez zgody wiadomości z postępowania przygotowawczego".
- W postępowaniu zaplanowano przesłuchania osób oraz inne intensywne czynności - powiedziała Mazur, nie ujawniając szczegółów.
Decyzja prokuratury zapadła po postępowaniu sprawdzającym, gdy wpłynęły do niej akta wyłączone wcześniej ze śledztwa przeciw Marczuk (którą Kaczmarek rozpracowywał), mogące wskazywać na takie ujawnienie.
O możliwości przestępstwa zawiadomił organa ścigania adwokat Beaty Sawickiej i Weroniki Marczuk, które agent rozpracowywał jako podejrzewane o korupcję.
Tajemnicą państwową objęte są m.in. czynności operacyjno-rozpoznawcze służb specjalnych wobec obywateli (czynności takie prowadził Kaczmarek). Ponadto działania te są objęte tajemnicą służbową.
Kaczmarek w wywiadach promujących książkę zapewniał, że nie ujawnił żadnych tajemnic. Mówił, że bronił się przed "frontalnym atakiem" niektórych dziennikarzy oraz pomówieniami obu kobiet, czego nie mógł robić jako funkcjonariusz.
Za ujawnienie i wykorzystanie tajemnicy państwowej Kodeks karny przewiduje karę od trzech miesięcy do pięciu lat więzienia, a za ujawnienie tajemnicy służbowej - do trzech lat. Za rozpowszechnianie bez zezwolenia wiadomości ze śledztwa grozi do dwóch lat więzienia.
Marczuk jest nadal podejrzana przez Prokuraturę Okręgową w Warszawie o powoływanie się w 2009 r. na wpływy oraz żądanie i wzięcie łapówki za pośredniczenie w korzystnym rozstrzygnięciu procesu prywatyzacyjnego Wydawnictw Naukowo-Technicznych. Chodzi w sumie o 450 tys. zł, z których przyjąć miała pierwszą transzę w wysokości 100 tys. zł. Według obrony Marczuk "nie przyjęła łapówki, lecz wynagrodzenie należne jej kancelarii za obsługę prawną". W tym śledztwie prokuratura uchyliła swą wcześniejszą decyzję o nadaniu Kaczmarkowi statusu "świadka incognito" - ujawniła "Gazeta Wyborcza". Według radia RMF FM, śledztwo przeciw Marczuk ma być wkrótce umorzone.
W grudniu 2010 r. Sąd Okręgowy w Warszawie oddalił wniosek adwokata Marczuk o zakaz rozpowszechniania książki agenta Tomka. Adwokat złożył zażalenie na tę decyzję, której powodem był fakt, że książka jeszcze wtedy się nie ukazała, a "wniosek oparto na cytatach z mediów".
W procesie sądzonej za korupcję b. posłanki PO Sawickiej Kaczmarek zeznawał latem jako tzw. świadek anonimowy - do sądu przychodził w kominiarce, zeznawał za zamkniętymi drzwiami. Na potrzeby tej sprawy został zwolniony z "obowiązku zachowania tajemnicy państwowej". - Zeznania świadka anonimowego, włącznie z nagraniami jego głosu, są nadal objęte klauzulą tajności - powiedział rzecznik SO sędzia Wojciech Małek.
Sąd ws. Sawickiej oddalił wniosek obrony o odebranie agentom CBA statusu świadków incognito. Obrońcy zaskarżyli już do Trybunału Konstytucyjnego przepisy dotyczące takich świadków. Chodzi o to, że taki status (wizerunku ani danych świadka incognito nikt poza sądem i prokuratorem nie może poznać) może nadać jedynie prokurator i tylko prokurator może taki status uchylić.
W procesie Sawicka zeznała, że "Tomek" prowokował ją do zachowań, które dziś kwalifikowane są jako korupcyjne. Opowiadała, jak agent zbliżył się do niej emocjonalnie, słał bukiety róż owinięte perłami. Sąd oddalił wniosek obrony o powołanie na świadka psychologa społecznego, który miałby ocenić, czy agent "rozkochał w sobie Sawicką". Sąd podkreślił, że legalność działań CBA będzie oceniana w tym procesie, bo jeśli działania agentów "zamiast proponowania określonych zachowań okazałyby się podżeganiem do nich", należałoby uznać, że jest to nielegalne.