Afera w pogotowiu - Tomasz S. nie może wrócić do pracy
Tomasz S., jeden z podejrzanych w aferze w łódzkim pogotowiu, nie może wrócić do pracy w Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego w Łodzi - orzekł łódzki sąd rejonowy. Zdaniem sądu, S. może natomiast podjąć pracę w innych instytucjach związanych z ratownictwem medycznym.
11.10.2004 | aktual.: 11.10.2004 17:58
W lipcu tego roku Tomasz S. stawił się do pracy w Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego (WSRM), po tym jak w czerwcu łódzki sąd prawomocnym wyrokiem nakazał przywrócenie go do pracy. Wcześniej, w grudniu 2002 roku, S. został dyscyplinarnie zwolniony z pogotowia za działanie na szkodę firmy. Prokuratura prowadziła przeciw niemu postępowanie m.in. w sprawie przyjmowania pieniędzy od firm pogrzebowych w zamian za informacje o zgonach pacjentów.
Dzień po tym, jak Tomasz S. stawił się znów do pracy w WSRM, prokuratura zdecydowała o zastosowaniu wobec niego środka zapobiegawczego w postaci zawieszenia go w czynnościach służbowych związanych z wykonywaniem pracy na stanowisku st. inspektora do spraw kontroli w Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego oraz nakazania mu powstrzymania się od działalności polegającej na podejmowaniu pracy w instytucjach związanych z ratownictwem medycznym.
Zdaniem prokuratury, zastosowanie takiego środka zapobiegawczego przewiduje kodeks postępowania karnego, a decyzję podjęto m.in. ze względu na obawę, że Tomasz S. będzie utrudniał śledztwo. S. odwołał się od tej decyzji.
Grażyna Jeżewska z biura prasowego sądu powiedziała w poniedziałek, że sąd uchylił zaskarżone postanowienie jedynie w części orzeczonego wobec S. nakazu powstrzymywania się pracy w instytucjach związanych z ratownictwem medycznym. W pozostałej części je utrzymał. Dodała, iż oznacza to, że S. nie może wrócić do pracy w łódzkim pogotowiu, natomiast może podjąć pracę w innych instytucjach związanych z ratownictwem medycznym.
W lutym 2002 r. Tomasz S. został zatrzymany przez policję w związku z aferą w łódzkim pogotowiu. Trafił do aresztu. Prokuratura zarzuciła mu przyjęcie co najmniej 60 tys. zł w zamian za informacje o zgonach pacjentów, nakłanianie rodzin zmarłych do korzystania z usług konkretnych firm pogrzebowych i naruszenie tajemnicy zawodowej.
Pod koniec marca 2002 r. sąd okręgowy zwolnił go z aresztu i zastosował wobec niego dozór policyjny. W grudniu 2002 r. Tomasz S. został dyscyplinarnie zwolniony z pogotowia. Według dyrektora placówki Bogusława Tyki, Tomasz S. jako pracownik stacji działał na szkodę firmy, kierując jednocześnie fundacją "Na Ratunek", a więc - zdaniem Tyki - instytucją konkurencyjną dla pogotowia. Decyzję dyrektor podjął wbrew stanowisku Związku Zawodowego Pracowników Ratownictwa Medycznego, który nie wyraził zgody na zwolnienie swego przewodniczącego. Tomasz S. odwołał się od decyzji dyrektora do sądu pracy.
We wrześniu ub. roku sąd pierwszej instancji przywrócił S. do pracy. Od tego wyroku odwołał się z kolei dyr. Tyka. Sąd drugiej instancji oddalił apelację uznając, że Tomasz S. jako szef jednego ze związków działających w pogotowiu był objęty szczególną ochroną i aby go zwolnić, dyrektor placówki powinien otrzymać na to zgodę związku. Sąd przyznał, że istnieją wątpliwości, czy wybór S. na stanowisko przewodniczącego odbył się zgodnie z prawem, ale "to nie miało wpływu na fakt, że Tomasz S. był chroniony". S. wrócił do pracy, ale wtedy zareagowała prokuratura.
W styczniu 2002 r. "Gazeta Wyborcza" i Radio Łódź ujawniły, że w łódzkim pogotowiu handlowano informacjami o zgonach, a być może celowo zabijano pacjentów. Media podały, że istnieją poszlaki, iż niektórym chorym podawano lek zwiotczający mięśnie, co w określonych przypadkach powodowało ich śmierć.
Śledztwo w sprawie afery w łódzkim pogotowiu jest prowadzone w dwóch głównych kierunkach. Pierwszy dotyczy korupcji, drugi - pozbawiania życia pacjentów przez stosowanie niewłaściwej terapii medycznej bądź niewłaściwych leków.
W czerwcu 2003 r. prokuratura - po 17 miesiącach śledztwa - postawiła zarzuty popełnienia dwóch zabójstw i jednego usiłowania zabójstwa z "motywów zasługujących na szczególne potępienie" byłemu sanitariuszowi pogotowia. Kilka miesięcy później zarzut zabójstwa jednej osoby postawiono drugiemu sanitariuszowi. Sześciu lekarzom postawiono zarzuty narażenia ponad 20 pacjentów na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia.
W tzw. wątku korupcyjnym, dotyczącym przyjmowania lub wręczania łapówek w zamian za informacje o zgonach pacjentów, podejrzanych jest ponad 40 osób - pracowników pogotowia oraz właścicieli i pracowników firm pogrzebowych. Pierwsze akty oskarżenia w tej sprawie mają trafić do sądu jeszcze w tym roku.