Gen. Bartkowiak się tłumaczy. "Dyplom okazał się fałszywy"
"Nie przyznaję się do zarzucanych mi czynów" - oświadczył Andrzej Bartkowiak. Były komendant PSP usłyszał zarzuty korupcyjne w związku z nieprawidłowościami w Collegium Humanum.
W sprawie Collegium Humanum do tej pory 58 osób usłyszało 321 zarzutów. Jednym z nich jest gen. bryg. Andrzej Bartkowiak.
"Nie sądziłem, że kiedykolwiek będę musiał publicznie tłumaczyć się z czegoś, co w ogóle nie było mi potrzebne, a jednak oto jestem. Chcę jasno powiedzieć: nie przyznaję się do zarzucanych mi czynów, choć nie twierdzę, że wszystko zrobiłem idealnie. Największym błędem jest ufać niewłaściwym ludziom i podpisywać dokumenty w dobrej wierze, nie sprawdzając ich dwadzieścia razy" - napisał Bartkowiak, w opublikowanym w poniedziałek wieczorem oświadczeniu.
"Okazało się, że mój dyplom MBA z Collegium Humanum, który nigdy nie przyniósł mi żadnych korzyści i do niczego w mojej karierze zawodowej się nie przydał - jest fałszywy" - napisał były komendant główny PSP.
Dalej stwierdził, że Collegium Humanum, mimo że ma taki obowiązek, nie przechowywała dokumentów dotyczących jego toku studiów. "Teraz domaga się ode mnie dowodu zdanego egzaminu, który uczelnia powinna mieć w swoich aktach" - dodał.
"Jedno wiem na pewno: nie zapłaciłem nikomu prywatnie, nie kupowałem żadnych świadectw pod stołem, a moje pieniądze trafiły prosto na konto Collegium Humanum. A teraz próbuje się ze mnie zrobić kogoś, kto wręczał łapówki. I robi to osoba, której postawiono kilkadziesiąt zarzutów. To absurd" - oświadczył były komendant.
Zapewnił, że zrobi wszystko, aby dowieść swojej niewinności.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz też: Czarnek uderza w Sikorskiego. "Nikogo nie powinno to dziwić"
Afera Collegium Humanum
Przypomnijmy - afera Collegium Humanum dotyczy prywatnej uczelni, która, jak wykazało śledztwo CBA, miała sprzedawać dyplomy, w tym na kierunku MBA (z ang. Master of Business Administration, czyli studiów podyplomowych skoncentrowanych na zarządzaniu biznesem i finansami).
Dzięki tym dyplomom absolwenci, w tym osoby związane z polityką, mogli aplikować na wysokie stanowiska na przykład w spółkach Skarbu Państwa. Rektor oraz inne osoby powiązane z uczelnią są podejrzani o prowadzenie "fabryki dyplomów", sprzedając dokumenty za łapówki.
Przeczytaj też:
Źródło: x.com/WP Wiadomości