Adam W. znęcał się nad Igorem Stachowiakiem? Macierewicz: okłamał służbę, do której przyszedł
Szef MON Antoni Macierewicz powiedział, że Adam W. ukrył przez Żandarmerią Wojskową fakt, że był na komisariacie we Wrocławiu i z tego powodu zostaną wyciągnięte wobec niego "jak najdalej idące" konsekwencje. Jak dodał, Adam W. został natychmiast wydalony ze służby. To jeden z czterech byłych policjantów podejrzanych o znęcanie się nad Igorem Stachowiakiem.
15.09.2017 | aktual.: 15.09.2017 16:44
Adam W. został przeniesiony do rezerwy kadrowej Dyrektora Departamentu Kadr MON. Decyzja ma związek z postawieniem mu zarzutów prokuratorskich - poinformował rzecznik prasowy Komendanta Głównego Żandarmerii Wojskowej mjr Artur Karpienko. W Żandarmerii Wojskowej Adam W. pracuje od 1 czerwca.
Szef MON na pytanie, jak to się stało, że Adam W. pracował w Żandarmerii Wojskowej i czy jego zdaniem taka sytuacja w ogóle powinna mieć miejsce, odpowiedział: "Ta sprawa została ujawniona w związku z postawieniem temu funkcjonariuszowi zarzutów. Nie tak było, że najpierw mu postawiono (zarzuty), a dopiero później, po iluś miesiącach ta sprawa się ujawniła".
Minister obrony zwrócił uwagę, że Adam W. "ukrył" - przechodząc z policji - fakt, że był na komisariacie we Wrocławiu. Poza tym - jak dodał - "nie ma jasności, w jakim zakresie w ogóle brał udział w tych straszliwych wydarzeniach".
Macierewicz podkreślił jednak, że "nie ma wątpliwości, że (Adam W.) okłamał służbę, do której przyszedł" i z tego powodu - jak zapewnił - zostaną wyciągnięte wobec niego "jak najdalej idące konsekwencje".
Adam W., tak jak trzej inni byli policjanci, we wtorek w poznańskiej prokuraturze usłyszał zarzuty przekroczenia uprawnień oraz fizycznego i psychicznego znęcania się nad zatrzymanym 15 maja ub.r. we Wrocławiu Igorem Stachowiakiem. Byłym funkcjonariuszom grozi kara do 5 lat więzienia.
Według biegłych powołanych przez prokuraturę, zachowanie policjantów wobec zatrzymanego "nie ma związku przyczynowego z jego zgonem" - podała prokuratura.
Igor Stachowiak w maju 2016 r. został zatrzymany na wrocławskim rynku. Według funkcjonariuszy, był agresywny i dlatego musieli użyć paralizatora. Po przewiezieniu na komisariat stracił przytomność i pomimo reanimacji zmarł. Według pierwszej opinii lekarza, przyczyną śmierci była ostra niewydolność krążeniowo-oddechowa.
Sprawa wróciła po wyemitowaniu w maju tego roku reportażu w TVN24, gdzie m.in. pokazano zapis z kamery paralizatora. Później "Fakty" TVN podały, że policja miała dostęp do nagrań ws. śmierci Stachowiaka, choć deklarowała coś innego.
W związku z wydarzeniami sprzed roku szef MSWiA odwołał komendanta dolnośląskiej policji, jego zastępcę ds. prewencji oraz komendanta miejskiego we Wrocławiu. Wszyscy funkcjonariusze: zatrzymujący Stachowiaka i używający wobec niego tasera, są już poza policją.
Źródło: PAP