Adam Rotfeld: Meller był osobą nietuzinkową
Trzeba powiedzieć, że Stefan Meller był osobą nietuzinkową. Nie mówił źle o rządzie, w którym był. Nigdy się nie wypowiadał publicznie krytycznie na temat tych negatywnych zjawisk, z którymi miał do czynienia, które związane były z jego następcami - powiedział Adam Rotfeld, były minister spraw zagranicznych, pełnomocnik obecnego rządu do spraw kontaktów z Rosją, gość "Salonu Politycznego Trójki".
05.02.2008 | aktual.: 05.02.2008 16:30
Galeria
[
]( http://wiadomosci.wp.pl/stefan-meller-w-obiektywie-6038692808275073g )[
]( http://wiadomosci.wp.pl/stefan-meller-w-obiektywie-6038692808275073g )
Stefan Meller w obiektywie
Michał Karnowski: Panie profesorze, Panie ministrze, w nocy zmarł Stefan Meller, pana następca na stanowisku ministra spraw zagranicznych. Pan znał profesora. Jak Pan go będzie wspominał?
Adam Daniel Rotfeld: - Powiem Panu, że jest mi trudno tak do końca pogodzić się – i będzie jeszcze trudno – pogodzić się z tym, że on rzeczywiście umarł. Jakkolwiek wiedziałem, że bardzo poważnie choruje. Ta choroba zaczęła się jeszcze w czasie, kiedy on był w Moskwie. Ale został skutecznie wyprowadzony i po tym przejął stanowisko ministra spraw zagranicznych i bardzo pozytywnym skutkiem - kontynuował tę działalność. Był bardzo aktywny. Trzeba powiedzieć, że Stefan Meller był osobą nietuzinkową.
Od dawna Pan go znał?
- Od połowy lat sześćdziesiątych i nawet krótko pracowaliśmy wspólnie w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych, ale na fali ’68 roku, kiedy zaatakowany został jego ojciec, on wystąpił w obronie ojca i usunięty został z Instytutu; przechodził niezwykle trudny okres w swoim życiu, ale trzeba powiedzieć, że wyszedł z tej próby nie tylko zwycięsko, ale z pewnym pozytywnym doświadczeniem, które owocowało do końca jego życia. Po pierwsze, zaczął patrzeć krytycznie na cały system, związał się później z opozycją demokratyczną, ale jednocześnie podjął bardzo trudny proces dostosowania się – że tak powiem – do tych możliwości, w jakich był, mianowicie on miał bardzo szerokie zainteresowania, był historykiem z wykształcenia, napisał bardzo dobrą pracę na temat rewolucji francuskiej, zrobił karierę jako uczony, został dziekanem czy nawet prorektorem Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej, opublikował szereg książek, był naczelnym redaktorem „Mówią Wieki”, zyskał sobie ogromną ilość przyjaciół w różnych środowiskach.
Był poetą, interesował się filmem, miał wspaniałą towarzyszkę życia i w związku z tym również wychowali niezwykle udane dzieci. Innymi słowy, żył pełnią życia i dlatego jest mi trudno tak dzisiaj mówić o nim, że on już w istocie rzeczy przekroczył tę linię cienia i znajduje się po drugiej stronie.
To jeszcze może wspomnijmy ten moment przejmowania od Pan urzędu Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Wiem, że z Panem się wtedy konsultował...
- On wielokrotnie dzwonił...
To była oferta od Kazimierza Marcinkiewicza, przypomnijmy.
- Kiedy otrzymał tę propozycję od Marcinkiewicza, ja mu uświadomiłem, że po jego doświadczeniach z chorobą to będzie niezwykle trudne, ponieważ ta praca wymaga bardzo napiętego trybu życia i w istocie rzeczy trwa 16 – 18 godzin na dobę. On początkowo wahał się. W końcu podjął decyzję, że spróbuje. Trzeba powiedzieć, że ta decyzja była słuszna, trafna. Bardzo go w tym podtrzymywał profesor Bartoszewski, z którego opinią się bardzo liczył. Potem, jak Pan pamięta, na znak protestu przeciwko koalicji z Liga Polskich Rodzin i Samoobroną postanowił z rządu odejść.
Niektórzy się dziwili, że tak łatwo porzuca. Był jedynym ministrem, który to zrobił.
- Tak. To było świadectwem jego moralnej integralności.
Ale trzeba chyba też powiedzieć, że wzbudził wtedy szacunek wszystkich, bo odszedł, ale nie mówił źle o rządzie, w którym był.
- Uważam, że tak powinno być – że w ogóle politycy, którzy odchodzą nigdy nie powinni się wypowiadać w sposób bardzo negatywny – nie chcę powiedzieć krytyczny, bo krytyka w polityce jest naturalna – o swoich poprzednikach. W jakiś sposób też staram się być wierny tej zasadzie. Natomiast w przypadku Stefana, on nigdy się nie wypowiadał publicznie krytycznie na temat tych negatywnych zjawisk, z którymi miał do czynienia, które związane były z jego następcami.