Adam Boniecki: Jan Nowak Jeziorański pozostawił nam przesłanie wiary w dobro
(RadioZet)
A gościem Radia Zet jest ks. Adam Boniecki, redaktor naczelny “Tygodnika Powszechnego”. Wita Monika Olejnik, dzień dobry. Dzień dobry. Dzisiaj żegnamy Jana Nowaka Jeziorańskiego, przyjaciela księdza redaktora, człowieka, który wiedział wszystko i wiedział wcześniej niż inni, miał niezwykłą intuicję. Co zawdzięczamy Janowi Nowakowi Jeziorańskiemu? Zabrzmi to patetycznie, ale Jan Nowak Jeziorański sam był pozbawiony pewnego patosu, to jeden z tych, którym zawdzięczamy przetrwanie, że Polska w czasach PRL-u pozostała jednak sobą, przetrwanie tożsamości, przytomności umysłu, to przede wszystkim. Zawdzięczamy mu też, zwłaszcza dla młodszego pokolenia to jest ważne, przekonanie, że są ludzie, którzy mogą być autorytetem dla społeczeństwa, bo i w to można dziś zwątpić. Jan Nowak był takim. Zawdzięczamy mu wiedzę konkretną, jego napisane po mistrzowsku, tym obrazowym językiem radiowca, książki, są jedynym w sowim rodzaju świadectwem epoki, czy epok kilku. Świadectwem wojny, okupacji z perspektywy kuriera i potem tej
wojny w eterze, która jest jakimś bardzo istotnym składnikiem historii naszego kraju. Takiego świadectwa, tak przedstawionego, innego nie widzę. Miał w sobie niezwykłą młodzieńczość, niezwykłą energię, Jan Nowak Jeziorańki i tak jak powiedziałam, ostrzegał świat przed różnymi rzeczami, mówił o Polsce, był ambasadorem Polski, zawsze walczył o niepodległość. Jakie przesłanie nam zostawił? Przesłanie nadziei i przesłanie wiary w dobro. To był człowiek, który w sytuacjach, który jego samego przerażały czy wręcz przygniatały, wypatrywał zawsze jakiegoś światełka, tego się chwytał, na tą iskierkę dmuchał i on naprawdę w to wierzył. Czasami, jak opisuje, posuwał aż się do udawania, że wierzy, ale wiedział, że wiara w dobro jest siłą, która pomaga przetrwać. Panowie się przyjaźnili bardzo długo, czego ksiądz się nauczył od Jana Nowaka Jeziorańskiego? To jest bardzo zuchwałe to powiedzenie “przyjaźnili się”, ale używam tego słowa, dlatego, że mam tyle świadectw, na piśmie nawet, w których on piszę “przyjacielowi”, “w
dowód przyjaźni” i wiem, że to jest prawda. Ale to była taka przyjaźń trochę bez równości, on był przecież nie do porównania. Ja mu chyba to zawdzięczam, tę umiejętność, nie wiem, czy ją opanowałem, ale usiłuję opanować, umiejętność świadomego optymizmu. To jest szalenie potrzebne, w małych sytuacjach, dużych. Nie widziałem nigdy Jana Nowaka w sytuacjach, kiedy on był szefem i się było poddanym. Ci, którzy z nim pracowali mówią, że był strasznie twardy i bardzo trudny i z tych relacji, też chciałbym się tego trochę nauczyć, takiego bardzo zdecydowanego dążenia – bez względu na to, że się komuś robi przykrość, że się będzie ocenionym, jako zbyt twardym – ale to już jest kwestia temperamentu. Przede wszystkim tą wiarę, że jest na czym się oprzeć, że jest dobro. Jego uśmiech pozostanie mi już do śmierci w pamięci. Władysław Bartoszewski powiedział wczoraj w Synagodze Nożyków: “Trudno uwierzyć, że już nigdy Jan Nowak Jeziorański nie będzie ostrzegał nas przed głupotą i nietolerancją”. Tak, to jest bardzo
ciężkie, bardzo smutne. Do tego przyzwyczaiły nas właściwie jego ostatnie miesiące choroby, kiedy już naprawdę nie mógł. On właściwie już do końca, taki wynędzniały, wychudzony, jeszcze stawał, wg. tej zasady, jeżeli mogę się przydać – bo on wiedział, że jest autorytetem, że jego głos się liczy, on to wiedział, uważał, że to jest jego powinnością. To jest dorobek całego jego życia. Jak on zdobył ten autorytet w Stanach Zjednoczonych? Przecież to się nie da żadnymi urzędowymi drogami zdobyć. On już nie był nikim urzędowo, a się zawsze liczył. To jest jakaś wielkość, na którą się całe życie pracuje. Gościem Radia Zet jest ks. Adam Boniecki. Ten tydzień jest smutnym tygodniem, mamy 60 rocznice Auschwitz-Birkenau. 66 proc. badanych uważa, że Auschwitz to miejsce męczeństwa wielu narodów, słusznie czy nie słusznie? Co to świadczy o naszej pamięci? Boję się, że to też mówi coś o naszej bezmyślności, że sprawy pilne usuwają z naszej świadomości sprawy ważne. Tak się dajemy pochłonąć doraźnymi sprawami, że niestety
żyjemy bezmyślnie. A może to jest tak, że to jest to zakłamanie historyczne, w którym były pokolenia wychowywane? No nie przesadzajmy. Myślę, że zakłamanie, zakłamaniem, ale nawet transmisja pokoleniowa tutaj powinna była zapewnić świadomość, co to było. Przecież to nie było gdzieś przed wiekami, to są czasy, które ja doskonale pamiętam, może nie najmłodszy, ale nie jestem jeszcze postacią z innej epoki. To jest bezmyślność, która karmiona pewnym typem mediów, niszczy pamięć, ją przeżera. To jest bardzo smutne i chyba niebezpieczne. A jak walczyć z mediami zachodnimi, którzy piszą o polskich obozach koncentracyjnych? Uporczywie. Uporczywie i nie agresywnie, a uporczywie i stanowczo. To nie prawda, że to nie zafunkcjonuje kiedyś. Nie można się dać wyprowadzić z równowagi, a jednak trzeba uporczywie o to walczyć. Ja jestem bardzo wdzięczny Sonikowi i Rosatiemu, tym który mieli odwagę, bo to trzeba mieć odwagę stanąć przeciwko sali i jasno powiedzieć, o co chodzi, znieść te wszystkie natychmiastowe reakcje
negatywne. Tak trzeba robić, myślę, że jest tylko taka droga. A skąd się bierze takie myślenie, takie twierdzenie, że to były polskie obozy koncentracyjne? Ja myślę, że geneza jest gdzieś tam, gdzie się nie chce przypominać, czyje to były obozy, kto je tworzył. No nie wszyscy lubią takie wspomnienia o swojej przeszłości i delikatnie się to przesuwa, przesuwa, aż w końcu już nie wiadomo, jakieś nikomu nie znane plemię Nazi z Polakami męczyło Żydów i Niemcy tu zupełnie znikają z horyzontu. Są takie obronne reakcje przed złymi wspomnieniami, znamy je z resztą naszych własnych doświadczeń. Nasza świadomość broniła się rozpaczliwie przed przyjęciem do świadomości, że wszyscy Polacy zawsze oddawali życie dla ratowania Żydów, lecz niestety byli i tacy, którzy wprost przeciwnie. To jest walka historii z pamięcią. Pamięć chce zawsze tworzyć legendy pozytywne, więc nie dziwmy się, że się przed tym broni społeczeństwo niemieckie i nie oburzajmy się nawet na to, tylko pracowicie, starannie, uporczywie, przedstawiajmy
prawdę historyczną. Myślę, że to jest jedyna droga. I na koniec słowo o współczesności. Jerzy Urban został skazany za obrazę papieża na karę 20 tys. grzywny. Słusznie, nie słusznie, księże redaktorze? Bardzo jest nieładnie mówić o tym, czy słuszny jest wyrok sądu, czy nie słuszny, dlatego tak bym tego nie formułował. Czy powinno się karać za słowo? Czy to dobrze się stało? Ja myślę, że to się dobrze stało, dlatego, że jest to przypomnienie, że w sprawie mediów wolność, to nie znaczy bezgraniczna swoboda deptania ludziom po twarzach, że są tu jakieś granice. Dlatego myślę, że sama formuła karania jednak za przekroczenie tych granic jest bardzo pożyteczna i bardzo cenna. I ku przestrodze? Właśnie dlatego, że jest ku przestrodze tych, którzy myślą, że jak są już w mediach, to mogą wszystko. A czy to nie jest “uhonorowanie błazna”, jak napisał dzisiaj komentator “Gazety Wyborczej”? Z drugiej strony, jest to wydarzenie wyreżyserowane od samego początku przez Urbana, na tym przecież polegała cała ta operacja.
Przecież to nie jest wariat, on doskonale wiedział, że będzie reakcja, że będzie zgorszenie, że będzie proces. To było prowokowanie i prowokacja została kupiona, ale nic nie szkodzi. Myślę, że to jest ostrzeżenie. Jeżeli sąd, w cudzysłowie powiem “ośmielił się” ukarać Urbana, to ludzie mniej pewni siebie i mniej groźni, że tak powiem dla sądów, może się zastanowią czasem. A Urban wczoraj sobie kpił, miał na rękach kajdanki w różowych puszkach, co z resztą ksiądz widział dziś w gazetach. A co miał robić ? Płakać, bić się w piersi? Dziękuję bardzo. Gościem Radia Zet był ks. Adam Boniecki.