Ach, ci Polacy!
Europa od roku, z widocznym trudem, przyzwyczaja się do Polaków. Ze zdziwieniem odkrywa ten 38-milionowy naród, który „przyszedł ze Wschodu” i jest inny niż inni. I wnikliwie go opisuje. Takiej fali zainteresowania nie mieliśmy od lat.
27.04.2005 | aktual.: 27.04.2005 09:53
Od czasu, gdy przed dwoma laty prezydent Francji Jacques Chirac radził nam, byśmy skorzystali z okazji i siedzieli cicho, już nawet do francuskich elit politycznych dotarło, że Polacy cicho usiedzieć nie potrafią. Wojna w Iraku, spór o konstytucję europejską i delokalizację (czyli przenoszenie miejsc pracy ze starych do nowych państw członkowskich UE), pomarańczowa rewolucja na Ukrainie, a wreszcie śmierć Jana Pawła II – żadne z pięciu najważniejszych wydarzeń ostatnich miesięcy, będących przedmiotem zażartych sporów i polemik prasowych, nie obyło się bez naszego udziału.
O zmianie klimatu wokół Polski najlepiej świadczy fakt, że nawet zdjęcia furmanek, tej upiornej wizytówki polskiej wsi, nie schodzącej przez lata z czołówek europejskich gazet – całkiem niepostrzeżenie wreszcie z nich zniknęły. Dziennikarze europejskich gazet ekonomicznych, takich jak „Financial Times”, wyszukują co bardziej optymistyczne historie z Polski rodem: o radzących sobie lepiej niż ich niemieccy partnerzy gliwickich zakładach Opla; o rosnącym wciąż mimo wahań kursie złotówki, eksporcie do krajów Unii; o euroentuzjastycznych rolnikach, którzy okazali się największymi bezpośrednimi beneficjentami naszego przystąpienia do UE. Nawet gdy mowa dziś o polskich lekarzach, to nie o tych, którzy strajkują w Grójcu czy Mławie, lecz tych, na których czekają już pacjenci w Szwecji. Opiniotwórczy „International Herald Tribune” twierdzi wręcz, że katolicka Polska ze swą niesłychanie mobilną siłą roboczą i wielomilionową rzeszą rodaków za Oceanem ma szansę szybko stać się nową Irlandią.
Ostatnie 12 miesięcy było więc niewątpliwie rokiem odkrywania Polski przez Europę. Tych głównych odkryć można naliczyć aż pięć.
PO PIERWSZE: Polska ma gabaryty
Europa Zachodnia przekonała się, że Polska jest bytem politycznym o całkiem sporych gabarytach, którego nie można ot tak sobie przeturlać z kąta w kąt. Jeśli wierzyć sondażom i francuskiej prasie, „czynnik polski” może nawet zaważyć na wyniku francuskiego referendum w sprawie unijnej konstytucji, które odbędzie się 29 maja.
56 proc. Francuzów woli odrzucić konstytucję (napisaną wszak pod dyktando paryskiego establishmentu politycznego i w trosce o interesy Francji), byle byśmy tylko nie pozbawili ich miejsc pracy, skłaniając francuskie firmy do przenosin nad Wisłę.
Co ciekawe, liczba przeciwników konstytucji, gotowych głosować non, wzrosła tuż po telewizyjnej debacie z udziałem Jacquesa Chiraca, w której prezydent usiłował przekonać młodych Francuzów do korzyści płynących z przyjęcia „Polski” do UE. Właśnie tak, „Polski” w cudzysłowie, albowiem, jak się okazuje, mówiąc o Polsce, Francuzi mają na myśli wszystkie nowe państwa członkowskie ze wschodu Europy, tę „połać Europy rozciągającą się od Zatoki Ryskiej do wybrzeża Dalmacji”, jak zauważa francuski politolog Alexandre Adler. Niestety, wizja „Polski” od morza do morza przeraziła rodaków gen. de Gaulle’a tak bardzo, że nawet informacja, iż francuski eksport tamże wzrósł w ciągu roku czterokrotnie (!) – co oznacza 130 tys. nowych miejsc pracy we Francji – nie zrobił na uczestnikach dyskusji oczekiwanego wrażenia.
– Jeśli Francuzi odrzucą konstytucję, w co mimo wszystko nie wierzę, z pewnością nie będzie można winić o to Polski – uważa Philippe Maniere z paryskiego Institut Montaigne. – Większość osób chcących głosować na nie, uczyni tak, by wyrazić swój sprzeciw wobec polityki Jacquesa Chiraca i premiera Raffarina, ewentualnie dlatego, że uważają, iż w konstytucji nie dość miejsca poświęcono kwestiom socjalnym. Są też tacy, którzy obawiają się przyjęcia Turcji do UE, ale dla nich akurat Polska, kraj chrześcijański, jest OK. Jedynymi zatem, na których decyzję może mieć wpływ czynnik polski, są francuscy rolnicy. Ale ci stanowią tylko 2 proc. głosujących.
ALEKSANDER KACZOROWSKI