PolskaAbp Życiński prosi o kontakt osoby, na które donosili księża

Abp Życiński prosi o kontakt osoby, na które donosili księża

Abp Józef Życiński poprosił, aby zgłaszały się
do niego osoby, które z dokumentów otrzymanych z Instytutu Pamięci
Narodowej (IPN) dowiedziały się, iż w czasach PRL donosili na nich
księża lub inne osoby związane z Kościołem.

10.06.2006 | aktual.: 10.06.2006 18:10

Metropolita lubelski mówił o tym w sobotę podczas cotygodniowej audycji "Pasterski Kwadrans" w Archidiecezjalnym Radiu eR.

Jeśli ktoś na przykład na podstawie dostępu do swoich akt w IPN- ie stwierdzi, że wśród osób, które skarżyły na niego są albo osoby z kręgów Kościoła albo pracownicy instytucji kościelnych, byłbym wdzięczny, gdyby osoby takie zgłosiły się do mnie, żebym mógł podjąć działanie, rozmowę z tymi, których nazwiska zostały wskazane przez Instytut Pamięci Narodowej po rozszyfrowaniu pseudonimów zawartych w raportach - powiedział abp Życiński. Podkreślił, że podejmie działania, które pomogą w ustaleniu roli i znaczenia konkretnego donosu.

Zapewniam z mej strony, że z każdą osobą, która przyjdzie po takim dramatycznym odkryciu, spotkam się osobiście. A później zarówno przeprowadzę rozmowy z tymi, których pseudonimy zostały określone; jak i przy pomocy naszej komisji (badającej inwigilację Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego) będziemy starali się dotrzeć do akt i określić, jaki jest charakter donosu złożonego na tę osobę, przez osobę rozszyfrowaną - powiedział.

Jest bowiem sytuacja zasadniczo różna, kiedy ktoś pisałby donosy złośliwe, utrudniające na przykład awans, a różna jest wówczas, gdy jakiś pracownik Służby Bezpieczeństwa wpisywał swoje komentarze i powoływał się na czyjąś opinię, nie dysponując żadnym źródłami pisanymi, wykazując może własny talent literacki - dodał metropolita.

Abp Życiński podkreślił, że nie można bezkrytycznie wierzyć dokumentacji sporządzanej przez SB. Skrytykował tzw. dziką lustrację i oskarżanie ludzi o donosicielstwo tylko na podstawie rozszyfrowanych pseudonimów w IPN. Jego zdaniem obowiązkiem moralnym osoby, która uzyskała takie informacje z IPN, jest przeprowadzenie rozmowy z ludźmi umieszczanymi "na prywatnej liście donosicieli".

Jeśli ktoś przyzna się i przeprosi, zostawiam wtedy sumieniom poszkodowanych osób sposób, w jaki rozwiążą sprawę. Natomiast, jeśli ktoś zaprzecza, twierdzi, że nie był nigdy tajnym współpracownikiem, że sam był nachodzony przez SB, natomiast z jakiegoś raportu wynika, że sytuacja była inna, nie wolno wówczas esbeckich raportów uważać za najwyższe słowo prawdy. Nie wolno z dawnych pracowników SB czynić stróżów moralności i najwyższych obrońców prawdy. W takich przypadkach trzeba dodatkowego zapoznania się z aktami - powiedział.

Ujawnianie nazwisk osób, które stwierdzają, że były niewinne, organizowanie wówczas konferencji prasowych, byłoby czymś niemoralnym - dodał.

Metropolita powiedział, że należy uszanować dążenie do prawdy osób, które były inwigilowane przez służby bezpieczeństwa PRL, ale jego zdaniem należy unikać atmosfery nienawiści i pogardy. Naszym wspólnym zadaniem jest przeciwdziałanie klimatowi pomówień, insynuacji, których tak wiele pod polskim niebem - podkreślił arcybiskup.

Metropolita lubelski powołał w styczniu ub. roku komisję do zbadania inwigilacji środowiska KUL. Kierujący jej pracami prof. Janusz Wrona uważa, że do zbadania całego materiału źródłowego, dokumentacji udostępnianej przez IPN, potrzeba jeszcze co najmniej dwóch lat. Czas pracy komisji został wyznaczony na cztery lata.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)