Abp Józef Życiński: Wojtyła ukazywał piękno Kościoła po soborze
Posłuchaj wywiadu(1)
04.04.2005 | aktual.: 04.04.2005 18:43
Są z nami metropolita abp Józef Życiński w Lublinie i w Krakowie bp Tadeusz Pieronek.Witam, Monika Olejnik. Kłaniam się. Szczęść Boże. Jakie są osobiste wspomnienia księży biskupów o Janie Pawle II? Abp Życiński. Kiedy przyszedłem do seminarium w roku 1966, on był abp Krakowa i w wielu środowiskach pesymiści straszyli, że teraz po soborze, to już cały Kościół się rozleci, wszystko idzie ku gorszemu, nie ma szans. Abp Wojtyła ile razy przychodził na spotkania, ukazywał piękno Kościoła po soborze, podnosił naszą nadzieje, umiał ukazać to, co boże, a nie to, co sensacyjne i przy tym ujmował swoją osobowością. Kiedyś czekaliśmy na niego przy głównym wejściu, a potem dowiedzieliśmy się, że on już jest w budynku, wszedł bocznym wejściem. To była osobowość i to był styl głoszenia dobrej nowiny. bp Tadeusz Pieronek. Ja znam, znałem Ojca Świętego od ponad 50 lat, był moim profesorem na wydziale teologicznym, potem byliśmy razem w Lublinie, on wykładał, ja studiowałem. No, ale największe, najściślejsze kontakty miałem
z nim wtedy, kiedy w 1960 roku razem pracowaliśmy w kurii, on był biskupem pomocniczym, ja notariuszem. I później, podczas soboru w Rzymie, dobre 4 lata, bodaj taka najlepsza współpraca w czasie jego pasterzowania w Krakowie, praca w synodzie krakowskim, na wydziale teologicznym, to były te dwie dziedziny, w które byłem zaangażowany i to był kontakt bardzo bliski, niemal codzienny, nawet częstszy. Ksiądz abp Życiński mówił o tej jego pokorze, normalności. To uderzało. To było dla nas wielką fascynacją, że człowiek, który oficjalnie nami rządzi, nigdy nie stawiał w takiej pozycji rządzącego, zawsze był przystępny, zawsze umiał tak do człowieka podejść, że było radością współpracować z nim. Ja powiem o jednym szczególe, bo te szczegóły uwypuklają osobowość. On współpracował z ludźmi w szczególny sposób, brał nas na jakąś wycieczką na parę godzin, nawet na cały dzień, po to, żeby omówić z nami te problemy, które mamy przed sobą i to stwarzało możliwość porozmawiania w sposób bardzo swobodny o różnych sprawach,
wyłożenia wszelkiej argumentacji, za i przeciw. On ze swej strony również argumentował, przekonywał. To wszystko prowadziło do tego, że my byliśmy po prostu przekonani czego on chce i jak to robić. I kiedy przychodziło do wykonania jakiejś sprawy, trzeba było coś napisać, coś powiedzieć, on tego nigdy nie kontrolował, wiedział, że jesteśmy w harmonii z nim, że zrobimy to, ponieważ jesteśmy przekonani, że tak trzeba i to nam dawało również taką pewność, że my jesteśmy w gronie diecezji z biskupem, który czuje z nami, działa z nami, nie ma żadnych tajemnic, nie ma żadnych niedomówień, bo czasem wobec przełożonego człowiek boi się coś powiedzieć, boi się coś zrobić, bo nie wiadomo jak zareaguje, tu zawsze było wiadomo jak. I można było mieć inne zdanie ? Można było mieć inne zdanie, a ja często - ponieważ jestem rogaty - to zdanie miałem i nawet bywały sytuacje, że nie ustępowałem. Można się było jemu sprzeciwić, powiedzieć: mam inne zdanie i on to szanował. I to nie tylko w kwestiach praktycznych, ale pamiętam
nasze konferencje w Castel Gandolfo, gdzie krzyżowały się głosy dotyczące pewnych zagadnień dotyczących grzechu pierworodnego, stworzenia świata, a Ojciec Święty słuchał i wiedział, że tu jest możliwość wielu interpretacji, nikogo nie chciał uszczęśliwiać tym rozwiązaniem, które on przyjmował. I nieraz, pod koniec spotkania, musieliśmy prowokować - jak Ojciec Święty to widzi, który z tych autorów jest Ojcu najbliższy ? A on szanował tę wielość, która jest oznaką normalnego ścieranie się stanowisk. A skąd się brała taka siła, odwaga, niezwykła magia w Janie Pawle II ? Wydaje mi się, że tajemnica jego modlitwy jest tutaj fundamentem. To, co widzieliśmy na Wawelu, kiedy trwał zatopiony w innym świecie, choćby podczas tych naszych wakacyjnych spotkań w Castel Gandolfo gdy przychodził do kaplicy i klękał, to widać było, że on wkracza w zupełnie inną rzeczywistość i ten niewidzialny świat ducha był dla niego jak w "Małym Księciu", tym, co najważniejsze. Wydaje mi się, że to można pogłębić, tę argumentacje związaną
z jego modlitwą. On po prostu był człowiekiem nastawionym na słuchanie, na słuchanie człowieka i na słuchanie Boga. To było zdumiewające, jak ten człowiek zamieniał się w słuch w momencie, kiedy z kimś rozmawiał. Ludzie, którzy rządzą, którzy wydają rozkazy, na ogół słuchać nie umieją, bardzo często nie chcą, po prostu z góry wiedzą, a on jakby niczego nie wiedział, on dawał wypowiedzieć się aż do końca, tracił w tym pewnie bardzo dużo czasu, ale ludziom bardzo często nie potrzeba dużo więcej jak to, by być wysłuchanym. W tej pozycji słuchającego, on - prawdopodobne, bo ja nie pytałem, ale tak to odczuwałem - on się po prostu wyłączał. Wielokrotnie mówiono, jaki on jest zmęczony jak się modli. Nie, to był taki wyraz twarzy, rzeczywiście oddalony od rzeczywistości, ale on słuchał. On kiedyś powiedział: jak miałem kłopoty, to wsiadam w samochód i jadę do Kalwarii, jakoś te wszystkie kłopoty się potem dały rozwiązać. A jakie księża biskupi mieli uczucia, pierwsze myśli, kiedy Karol Wojtyła został wybrany
papieżem ? Wtedy to był wielki przypływ nadziei i ujmowaliśmy to wszystko w tym kontekście bezpośrednich reakcji. Z jednej strony, speszone przywództwo radiokomitetu i partii, jak na ten temat informować, a z drugiej strony radość tych, którzy znali, wiązali nadzieje, którzy na ulicach rzucali się sobie w objęcia. Natomiast chyba w mediach najbardziej widać jak zmienił się świat w obecnym pontyfikacie. Od tamtych pierwszych instytucji prezesa Szczepańskiego, żeby dziennikarze telewizyjni podawali wiadomość na uśmiechu, do tych rekolekcji narodowych, które nam teraz robią media w sposób głęboki, wyważony, bardzo mądry. To jest przecież przepaść, całą epoka nas dzieli i w tej dziedzinie ja widzę najbardziej jak zmienił się świat podczas tego pontyfikatu. A jakie były ks. bp pierwsze myśli ? No, niewątpliwie wielka radość, ale też przyznam się, że pewne zakłopotanie, jak on sobie z tym poradzi. Ja to jako tako znałem i wiedziałem jaka to jest machina i martwiłem się jak ten człowiek, który jest z zupełnie
innego świata z tym sobie poradzi. Ale musze przyznać, że te moje wątpliwości bardzo szybko minęły. Ja miałem okazje spotkać się z nim kila razy, jeszcze przed inauguracją pontyfikatu w Rzymie, miałem tą odwagę, bo jak powiadam, byliśmy w takich stosunkach, że można było każde pytanie zadać i pamiętać, że chodząc po tarasie watykańskim pytał nas: jak żeście to przeżyli ? Ja opowiadałem jak to wyglądało w Polsce, a potem zapytałem: a Ojciec Święty jak, daje sobie radę ? Powiedział, że jeśli pan Bóg chciał, żebym został papieżem, to widocznie miał dla mnie jakieś zadanie, ma dla mnie jakieś zadania wobec Kościoła, wobec świata. To mnie zaskoczyło muszę przyznać, choć przecież znałem ten wymiar, to jest właśnie wymiar papiestwa, powszechny. I chyba wymiar Boży, Tadeuszu też, bo normalnie przy takiej dawce problemów w kulturze, polityce, wszystkie te problemy, które wybuchły, to zawał jest czymś normalnym. Ta jego umiejętność patrzenia oczyma wiary na sytuacje, które normalnie innych stresują i prowadzą do
głęboko pesymistycznych wizji, a u niego miłosierny Bóg, nadzieja jako przesłanie podstawowe. I to było niesamowite, że Jan Paweł II potrafił do nas mówić nie z wysokości Boga, tylko z wysokości odbiorców. Mówił takim językiem, że wchodził z butami do naszego sumienia, do naszego umysłu, on to wszystko podawał w pięknej formie, jak gdyby w rękawiczkach, z wielkim szacunkiem dla człowieka, który mógł mieć trudności z przyjęciem tego, gdyby mu się powiedziało jasno i prosto. Miał język, nawiasem mówiąc, dosyć trudny, przynajmniej w okresie krakowskim mówiło się, że trudno mówi. Filozof, uczony, ten język nie zawsze był zrozumiały dla, nazwijmy to, prostaczków, ale uzupełniony przez te jego obecność, zawsze jakoś do ludzi docierał. I zwróćmy uwagę, że w tych jego wypowiedziach papieskich, w bezpośrednim kontakcie, tam nie ma abstrakcyjnych sformułowań, co więcej, tam urzeka poezja, on w oficjalnych mówi językiem poety, natomiast trudne sformułowania można znaleźć w jego poezji, gdzie widać przygotowanie
filozofa. I na koniec chciałam zapytać, gdyby księżom biskupom było dane być w ostatnich minutach przy Janie Pawle II, co ksiądz arcybiskup by powiedział ? Nic bym nie mówił. Są takie sytuacje, których nie wyrazi się w słowach. To, co wyrażał Ojciec Święty przez swój cały pontyfikat, to co wyrażał cierpiąc, było tak przejmujące, czytelne, tak jednoznaczne, że w pewnych sytuacjach słowa mogą tylko popsuć. Patrzyłbym, modlił się i dziękował Bogu i gasnącemu Ojcu Świętemu. Ks. bp Pieronek. Nie widzę innej możliwości. To tak jakby człowiek chciał pouczyć kogoś w ostatniej chwili, gdyby cokolwiek mówił. Jednak milczenie, zaduma, modlitwa, szacunek dla chwili wstrzymało by mnie od ostatniego słowa. A ta myśl, którą ksiądz zatrzyma zawsze w sercu, jaka to będzie myśl, ta jedna, taka najważniejsza ? No, ja sądzę, że to będzie odwołanie do całego jego życia, do tego szczęścia jakie miałem będąc blisko niego żyjąc w tych czasach kiedy on nam świecił. Ks. abp Życiński. Chyba te jego słowa, tak akcentowane: "bez
Chrystusa nie można zrozumieć człowieka". Chrystus jako instancja najwyższa, a potem człowiek, dialog z nim, dialog miłości, zrozumienia, otwarcia, prowadzony w papieskim stylu zmierzający w stronę tej ostatecznej nadziei, która winna nas jednoczyć. Dziękuje bardzo. Gośćmi Radia Zet byli metropolita lubelski Józef Życiński i ksiądz biskup Tadeusz Pieronek. Dziękuję.
ARCHIWUM WYWIADÓW