75% Polaków jest specami od językowego rynsztoka
Idę ulicą i mam wrażenie, że ktoś krzyczy za mną "STÓJ!". Odwracam się… To grupa gimnazjalistów; żaden mnie nie wołał, a ów wyraz o podobnym brzmieniu, lecz diametralnie różnym znaczeniu powtórzony został jeszcze wielokrotnie…
26.03.2007 | aktual.: 26.03.2007 13:17
Jadę pociągiem i słyszę mężczyznę opowiadającego coś żywo. Powtarza w kółko, że ktoś mu coś URWAŁ. Wytężam słuch… Znów pomyłka, nikt nic nie urwał, nikt zresztą o urywaniu nie mówił. Rozentuzjazmowany pan znalazł po prostu uniwersalne słowo zastępujące wszelkie znaki przestankowe.
Jak to jest z kulturą językową Polaków? Dlaczego przeklinamy? Czemu rośnie liczba speców od językowego rynsztoka, a maleje liczba retoryków i poetów? Czy życie nie jest już piękne, tylko zajte a zachwyt, podniecenie, złość i żal można jednakowoż zamknąć w prostym „O k!”???
Prawo i rzeczywistość
W październiku 1999 roku uchwalono ustawę zobowiązującą wszystkie organy i instytucje publiczne oraz obywateli do ochrony języka ojczystego poprzez m.in. dbałość o poprawne jego używanie i doskonalenie, upowszechnianie szacunku dla regionalizmów, czy też przeciwdziałanie ekspansji wyrazów obcojęzycznych i wulgaryzmów. No i co z tego? Badania CBOS z września 2001 roku wyraźnie pokazały rozbieżność między teorią i praktyką w tym zakresie. Otóż 75% ogółu badanych przyznało się do używaniu wulgarnego słownictwa w codziennym życiu, przy czym 66% stwierdziło, iż zdarza im się to tylko w stanie zdenerwowania. Jedna czwarta respondentów nie przeklina w ogóle. Co jednak szczególnie ciekawe to fakt, iż 96% badanych przyznaje, że przeszkadza im używanie wulgarnego słownictwa, a ponad połowa nie akceptuje przeklinania w żadnej sytuacji.
„,…Polacy nie gęsi, iż swój język mają”
Wyniki tych badań ani trochę nie tracą na aktualności. Wystarczy wejść do baru piwnego, przejść korytarzami uczelni wyższych, wybrać się na mecz piłki nożnej albo po prostu przyjrzeć się owocom radosnej twórczości uwiecznionej na murach. Czego można tam doświadczyć? Przede wszystkim przeróżnych wariacji słów łączonych głównie ze sferą życia seksualnego, aczkolwiek przemieniających tę sferę z poezji w mechanikę i rzemieślnictwo: k***a, ch*j, pi**a, pier*ić, jeć. Nie wspominam już o wyrazach takich jak dupa czy cholera, które już dawno utraciły miano słów ordynarnych, a ich użycie nie wywołuje już tak silnych emocji: czy to negatywnych (w odbiorze) czy pozytywnych (w użyciu). W szambie emocji
Różne są motywy zakorzenienia się wulgaryzmów w języku polskim. Wikipedia podaje, iż służą one wyrażaniu emocji (ich celem jest wyładowanie tych emocji), ale także często w zamyśle przeklinającego jest obrażenie lub zlekceważenie kogoś. Pełna zgoda, co w pierwszym przypadku potwierdzają przytoczone powyżej wyniki badań, natomiast w drugim – słowa ojca Tadeusza Rydzyka, dyrektora Radia Maryja, wypowiedziane pod adresem kobiet będących na spotkaniu w Pałacu Prezydenckim z okazji Dnia Kobiet, czy osławiona wypowiedź Huberta H. na temat braci Kaczyńskich. Wart dostrzeżenia jest fakt, iż często użyty wyraz staje się wulgaryzmem dopiero w momencie jego użycia, jak w przypadku „szamba” autorstwa toruńskiego duchownego.
Giętkość języka czy umysłowe ograniczenie
Ale przekleństwa to nie tylko forma ekspresji uczuć. Bardzo często, szczególnie wśród młodych jest to nic innego jak szpanerstwo i próba pokazania swojej dorosłości i siły. Przy okazji jest to jednocześnie dowód braku zasobu słów, oczytania, ale jednocześnie braku kultury osobistej. Jeśli, zgodnie ze słowami Juliusza Słowackiego „chodzi o to, aby język giętki powiedział wszystko, co pomyśli głowa…” to w przypadku tego typu osób (nie tylko nastolatków) kwestia ta jest dość szczególna i można ją zilustrować w podobnie literacki sposób: „Wiesz, dlaczego dzwon głośny? Bo wewnątrz jest próżny” [I. Krasicki: „Mądry i głupi”]. … a jak wiadomo, „natura nie znosi próżni” [François Rabelais].
Głos nauki
Przekleństwa to nie wynalazek naszych czasów, one są w języku potrzebne. Trzeba tylko wiedzieć, kiedy można - twierdzi prof. Anna Dąbrowska, językoznawca. Potwierdza ona podejrzenia pytającej dziennikarki, że zarówno stres, jak i zmniejszone poczucie wstydu powodują szerzenie się wulgaryzmów, coraz głośniej, coraz więcej, i coraz bardziej namiętnie wypowiadanych. W Internecie można natknąć się na osławiony już wykład, cytowany na wielu innych wykładach, którego autorstwo przypisywane jest prof. Janowi Miodkowi. Przedstawienie problemu używania wulgaryzmów rozpoczyna on w następujący sposób: Dzień dobry Państwu, kiedy się człowiek potknie albo skaleczy woła: O K***a! To cudowne, lapidarne słowo wyraża jakże wiele uczuć począwszy od zafascynowania, rozczarowania, zdziwienie, fascynacje, a na radości i satysfakcji kończąc. Gdyby Polakom zakazać k***y niektórzy z nich przestaliby w ogóle mówić gdyż nie umieliby wyrazić inaczej swoich uczuć. Wywód kończy myśl: Dziwi jednak jedno, dlaczego słowo to nie jest
używane publicznie. Nie liczyć filmów typu "Psy", gdzie aktorzy prześcigają się w rzucaniu ku***mi. Praktycznie nie słyszymy by politycy czy dziennikarze wplatali w swe zdania zgrabne k***y. Pomyślmy o ile piękniej brzmiałaby prognoza pogody wygłoszona w następujący sposób: Na zachodzie zachmurzenie będzie k***a umiarkowane, wiatr raczej k***a silny, temperatura maksymalna ok. 2 stopni Celsjusza a wiec k***sko zimno k***a będzie i ogólnie to k***a jesień idzie.
Dla jednych poezja, dla innych ohyda
To, że wulgaryzmy kryją w sobie ogrom negatywnych emocji wiemy wszyscy. Nie każdy jednak zdaje sobie sprawę, iż stanowią one często inspirację dla poetów. Mistrzem pióra w tej kwestii jest Aleksander Fredro, autor XIII księgi „Pana Tadeusza”, jak również rozpowszechnionej szeroko „Bajki o Trzech Braciach i Królewnie”, które to utwory przesycone są wręcz wulgaryzmami. Ich znawcy mogą nie uwierzyć, że ten sam człowiek jest autorem „Zemsty” czy „Ślubów panieńskich”…
We wszystkim musi być umiar (Pitagoras)
Wulgaryzmy są nieodłącznym już chyba elementem języka polskiego. To, jak często ich używamy i w jakich sytuacjach to tylko i wyłącznie nasza decyzja i nasze ryzyko, bowiem to, co u jednych wywołuje uśmiech i podziw, u innych może spowodować niesmak, a nawet obrzydzenie. Jak mówił C.K. Norwid: „Słowa nie tylko nas wyrażają, ale i sądzą”. Warto więc od czasu do czasu zastąpić prostytutkę („O ka!”) drobiem („O kurczę!”) a genitalia („Ty ch”) polszczyzną wicepremiera Leppera („Chamstwo, chamstwo i jeszcze raz chamstwo”).
Profesor Miodek, spytany kiedyś czy wyraz „szachuje” jest formą poprawną, odpowiedział, iż osobiście preferuje zwrot bardziej dyplomatyczny: „cisza panowie”. Rozwiązanie idące dalej każe ugryźć się w język przed użyciem niechlujnego zwrotu. Sęk w tym, że szpitale nie mogłyby normalnie pracować z tak wielką ilością nagłych wypadków odgryzienia języka…
Grzegorz Smyczyński