72 osoby zginęły w męczarniach. Grenfell Tower oznacza tragedię
54 minuty po północy Almaz Kinfu usłyszała krzyki sąsiada Behailu Kebede: "Pożar! Pożar! Uciekajcie!". W ciągu niespełna dwóch godzin 24-piętrowy londyński wieżowiec Grenfell Tower zajął się ogniem. Ponad cztery lata po tragedii brytyjski rząd przeprasza rodziny ofiar. Seria błędów i zaniedbań doprowadziła do śmierci 72 osób i strat finansowych dochodzących do miliarda funtów.
01.01.2022 17:21
- Departament przeprasza za swoje wcześniejsze niepowodzenia z nadzorem nad systemem, który regulował bezpieczeństwo związane z budową i renowacją wieżowców - powiedział w imieniu Departamentu ds. Mieszkalnictwa i Społeczności Jason Beer.
Przeprosiny urzędu
- Wyrażamy z tego powodu głębokie ubolewanie, te niepowodzenia odegrały kluczową rolę w braku zapewnienia bezpiecznej budowy i kontroli budynków. Przepraszamy pogrążonych w żałobie mieszkańców i ocalałych z pożaru. Społeczeństwo, mieszkańcy, a nawet rząd ufali, że ci, który budują i ulepszają wieżowce i dostarczają używanych w nich materiałów, przestrzegają prawa i postępują właściwie. Departament głęboko żałuje, że pożar Grenfell musiał odsłonić to źle ulokowane i nadużywane zaufanie.
- Przyznajemy, że nie dostrzegano ryzyka, że osoby odpowiedzialne za przestrzeganie i egzekwowanie zasad nie wypełniały sumiennie swoich obowiązków. Gdyby przestrzegano przepisów budowlanych, brytyjskich norm i ustawowych wytycznych, pożar na tak dużą skalę nie mógłby się wydarzyć - dodał.
Wielka Brytania miała być rynkiem zbytu dla najbardziej łatwopalnych okładzin budynków, ze względu na akceptowalny standard klasy 0, który był niższy niż normy przeciwpożarowe obowiązujące w innych częściach Europy. Zachowały się notatki, według których "nawet jeśli wiadomo, że okładzina ma niską odporność ogniową, nadal można ją stosować zgodnie z przepisami krajowymi, które nie są tak restrykcyjne". Podlegający rządowi departament za bardzo zaufał inspektorom i założył, że zgodność z przepisami jest monitorowana na poziomie lokalnym.
W rzeczywistości odpowiedzialni za budowę oraz renowację budynków kierowali się możliwie najniższą ceną, a nie kwestiami bezpieczeństwa. Przedstawiciel brytyjskiego rządu przyznał, że szereg zaniedbań ze strony regulatora doprowadził do największego pożaru w Wielkiej Brytanii od czasu zakończenia drugiej wojny światowej.
Zobacz też: „To była apokalipsa”. Nowa Biała zrujnowana przez pożar
Największy pożar w powojennej historii Wielkiej Brytanii
Do pożaru doszło 14 czerwca 2017 roku, a w jego wyniku zginęły 72 osoby. Najemcy wcześniej wielokrotnie skarżyli się na przepięcia elektryczne, przez które z użytkowanych przez nich urządzeń wydobywał się dym. Takie przepięcie mogło spowodować pożar lodówko-zamrażarki FF175BP produkowanej pod marką Hotpoint (należącą do koncernów Whirlpool i Haier) w mieszkaniu numer 16 na czwartym piętrze 24-piętrowego wieżowca. Dodatkowy opór elektryczny doprowadził do przegrzania i zapalenia zewnętrznej izolacji drutu w temperaturze 90 stopni Celsjusza.
Behailu Kebede, mieszkający w lokalu numer 16, 50 minut po północy został obudzony przez uruchomiony czujnik dymu. "Pożar! Pożar! Uciekajcie!" - krzyczał. On też zadzwonił o 0.54 po straż pożarną. Pierwsze dwa wozy pojawiły się w ciągu niespełna sześciu minut.
Strażacy zastosowali się do obowiązujących przepisów i poinformowali mieszkańców, aby ci pozostali w swoich mieszkaniach. Było to standardową procedurą w przypadku pożarów wieżowców. Każde z mieszkań miało być ognioodporne i pożar jednego z lokali nie powinien skutkować ewakuacją budynku. Strażacy weszli do płonącego mieszkania o 1.07, minutę później ogień zaczął przenikać przez ramę okna, co w ciągu następnych kilku minut doprowadziło do podpalenia zewnętrznych paneli okładzinowych. Strażacy nie kierowali strumienia wody bezpośrednio w okno płonącego mieszkania ze względu na obawy przed nagromadzeniem się pary w środku.
Zobacz także
Strażacy nie wiedzieli, że zewnętrzne okładziny budynku są wykonane z łatwopalnych materiałów. Kwadrans po pierwszej w nocy ogień szalał już na zewnętrznej części budynku, a w ciągu kolejnych 15 minut ogień w tym pionie powędrował z czwartego do ostatniego piętra.
Wielu mieszkańców widząc, jak szybko rozprzestrzenia się pożar, rzuciło się do ucieczki. Do godziny 1.18 wieżowiec opuściło 34 mieszkańców (z niespełna 300), a ciągu następnych 20 minut kolejnych 110, którzy zostali wyrwani ze snu przez czujniki dymu. Szczęśliwie z powodu trwającego wówczas ramadanu wielu mieszkańców nie spało, dzięki czemu mieli szansę na szybszą ewakuację i zaalarmowanie pozostałych sąsiadów.
Akcja gaszenia przerodziła się w dramatyczną akcję ratunkową
Od 1.30 straż pożarna zaczęła otrzymywać telefony od mieszkańców z informacjami, że są uwięzieni w swoich mieszkaniach. Akcja gaszenia pożaru przerodziła się w akcję ratunkową. Przed drugą w nocy połowa uwięzionych osób zginęła w wyniku płomieni lub udusiła się przez kłęby dymu. Jedną z ofiar była 12-letnia dziewczynka, uwięziona na 20. piętrze. Przeniosła się trzy piętra wyżej, stamtąd jeszcze rozmawiała z operatorem linii alarmowej. Strażacy nie zdążyli z pomocą.
Przed wieżowcem zgromadziły się osoby, które zdołały w porę uciec oraz mieszkańcy sąsiednich budynków. Łuna była widoczna w całym zachodnim Londynie. Relacje świadków, którzy obserwowali wydarzenia, które działy się między 2 a 4 w nocy, były przerażające. Wielu uwięzionych mieszkańców włączało i wyłączało światła, by dać ratownikom sygnał, że w lokalu znajdują się czekające na pomoc osoby. Machano z okien, niektórzy trzymali na rękach dzieci. Słychać było przerażające krzyki i wołania o pomoc. Co najmniej jedna osoba była w stanie uciec z płonącego budynku za pomocą naprędce przygotowanej liny zrobionej ze związanej ze sobą pościeli, ale też co najmniej cztery osoby zginęły, wyskakując z okien płonącego budynku. W tym czasie z płomieniami walczyło 250 strażaków, a 100 kolejnych było wewnątrz budynku i starało się uratować jak najwięcej osób. O 8.07 rano wydostano z budynku ostatnią żyjącą osobę.
Udało się uratować wszystkie osoby mieszkające do 10 piętra, strażakom nie udało się wspiąć wyżej niż do 20 piętra, z najwyższych kondygnacji uratowały się jedynie dwie osoby. Ekipy ratunkowe uratowały 65 osób. Ofiar mogło być mniej, gdyby mieszkańcom nie doradzano na początku akcji pozostania w swoich mieszkaniach. Nie zdawano sobie wówczas jednak sprawy, że użyte do pokrycia zewnętrznej części budynku okładziny będą idealną pożywką dla ognia, który w krótkim czasie zamienił londyński wieżowiec w piekielną pułapkę.
Pożar udało się ugasić dopiero wieczorem 16 czerwca, ponad 60 godzin po jego rozpoczęciu. W jego wyniku zginęły 72 osoby, była to największa tego typu katastrofa w Wielkiej Brytanii od czasów drugiej wojny światowej.
Oszczędności doprowadziły do katastrofy
W wyniku dochodzenia wykazano, że w czasie remontu wieżowca użyto tańszą okładzinę (zaoszczędzono niespełna 300 tysięcy funtów), która - jak się później okazało - nie spełniała wymagań bezpieczeństwa. Oświetlenie awaryjne wieży nie było w pełni sprawne, sprzęt gaśniczy wewnątrz budynku nie był sprawdzany od kilku lat, wieżowiec miał tylko jedno wyjście ewakuacyjne, obawy wzbudzały odsłonięte rury gazowe, a ponadto Grenfell Tower nie posiadał tryskaczy przeciwpożarowych. W 2016 roku niezależny asesor zwrócił uwagę na 40 poważnych problemów związanych z bezpieczeństwem pożarowym i zalecił podjęcie natychmiastowych działań.
Mieszkańcy wielokrotnie podnosili kwestie bezpieczeństwa, ale były one ignorowane. W 2013 roku Mariem Elgwahry i Nadia Choucair, dwie kobiety mieszkające w Grenfell Tower zaczęły prowadzić kampanię na rzecz poprawy warunków bezpieczeństwa. Niedługo później zostały poinformowane przez administrację, że mogą zostać podjęte przeciwko nim kroki prawne za zniesławienie. Cztery lata później obie kobiety straciły życie w pożarze.