Polska5 lat dla sprawcy wypadku, w którym zginęło 5 osób

5 lat dla sprawcy wypadku, w którym zginęło 5 osób

Na pięć lat więzienia skazał
Sąd Okręgowym Warszawa-Praga 29-letniego Mikołaja P., który w
styczniu wjechał samochodem w przystanek autobusowy, w wyniku
czego zginęło pięć osób a dwie zostały ranne. Sąd orzekł też wobec
niego ośmioletni zakaz prowadzenia pojazdów.

5 lat dla sprawcy wypadku, w którym zginęło 5 osób
Źródło zdjęć: © PAP

09.10.2006 | aktual.: 09.10.2006 21:47

Sąd zobowiązał także Mikołaja P. do naprawienia szkód bliskim ofiar i osobom, które w wypadku odniosły obrażenia, i zapłacenia im odszkodowań - w sumie blisko 40 tys. zł.

Wyrok jest nieprawomocny. Prokuratura i obrońca tuż po jego ogłoszeniu zapowiedzieli, że będą rozważać apelację. Prokurator Edyta Rudnik, która wcześniej domagała się dla Mikołaja P. 10 lat więzienia za umyślne (w zamiarze ewentualnym) sprowadzenie katastrofy w ruchu lądowym ze skutkiem śmiertelnym (groziło za to do 12 lat więzienia), powiedziała, że ze strony prokuratury apelacja jest bardzo prawdopodobna. Oskarżyciele posiłkowi - bliscy ofiar wypadku i ranni - mówili wprost, że będą apelować.

"Morderco" - krzyczeli rodzice do wyprowadzanego z sali rozpraw 29-latka. Co to za wyrok. Pięć lat więzienia. Czyli rok za każdą osobę, a tak naprawdę 6 miesięcy, bo pewnie wyjdzie po 2,5 roku- mówiła dziennikarzom rozgoryczona matka chłopaka, który zginął w wypadku.

Adwokat Mikołaja P., Tadeusz Wolfowicz, w swojej mowie końcowej wnioskował o zmianę kwalifikacji prawnej zarzutu postawionego jego klientowi - ze spowodowania katastrofy na spowodowanie wypadku (za co grozi do 8 lat więzienia).

Sąd wybrał jednak inne rozwiązanie. Uznał, że 29-latek sprowadził katastrofę, bo spowodował powszechne niebezpieczeństwo - na przystanku stało wielu ludzi. Orzekł jednak, że samo sprowadzenie katastrofy było nieumyślne. Mikołaj P. - według sądu - przez swoją nieodpowiedzialność umyślnie jednak złamał przepisy drogowe i naraził na niebezpieczeństwo osoby stojące na przystanku autobusowym i innych kierowców.

Przewodniczący składu sędziowskiego Piotr Kamiński zaznaczył, że sam przebieg wypadku nie budzi wątpliwości i jak wynika z opinii biegłych i świadków, jego przyczyną było wykonywanie manewru (wyprzedzanie) przy nadmiernej prędkości.

Uznał też, że nie można twierdzić, iż Mikołaj P. spowodował katastrofę w ruchu lądowym w sposób umyślny._ Musiałby być samobójcą albo człowiekiem niezrównoważonym. Należy więc przyjąć, że choć w sposób umyślny, rażący naruszył przepisy drogowe, bo wiedział, że jest tam ograniczenie prędkości, nierówna nawierzchnia, że jest ślisko, zapewne nie było jego celem rozbicie się na wiadukcie_- podkreślał Kamiński.

Sędzia dodał, że łagodzącymi faktami dla oskarżonego było to, iż okazał skruchę, przepraszał pokrzywdzonych i w przeszłości nie był karany za podobne przestępstwa. Orzeczona kara - zdaniem sądu - jest natomiast wystarczająca zarówno, jeśli chodzi o cele wychowawcze dla Mikołaja P., jak i prewencyjne dla społeczeństwa. Podkreślił też, że 29-latek zdaje sobie sprawę z tego, co zrobił i że zaważy to na całym jego życiu._ Można uznać, iż nie popełni już takiego przestępstwa_- dodał.

Podkreślił także, że sąd ma nadzieje, iż ten przypadek nagłośniony przez media stanie się przestrogą dla innych kierowców.

Wolfowicz po ogłoszeniu wyroku powiedział, że nie jest on satysfakcjonujący dla żadnej ze stron. Dodał, że w jego opinii wyrok jest też zbyt wysoki dla jego klienta. W swojej mowie końcowej podkreślał, że żaden wyrok, który zapadnie w tej sprawie, "nie ukoi bólu, cierpienia, ani nie da satysfakcji bliskim ofiar". Mówił też, że kara "nie może być formą odwetu lub formą ekwiwalentu za powstałe skutki tego tragicznego wypadku".

Bliscy ofiar domagali się najwyższej możliwej kary, przy przyjętej przez prokuraturę kwalifikacji - 12 lat więzienia. Karę śmierci wykonałabym na miejscu - podkreślała matka chłopca, który zginął w wypadku. Żaden wyrok nie przywróci mi ojca - mówiła córka mężczyzny, który zginął w wypadku.

Po ogłoszeniu wyroku prokurator Rudnik podkreśliła, że wyrok znacznie odbiega on od tego, czego domagała się prokuratura.

Proces zaczął się w miniony czwartek. Rodziny ofiar i osoby, które zostały ranne, domagają się odszkodowań i zadośćuczynień; część z nich złożyła stosowne wnioski w tej sprawie już w czwartek, inni zapowiadają procesy cywilne.

Mikołaj P. przyznał się do spowodowania wypadku i przeprosił za zło, które wyrządził rodzinom ofiar i poszkodowanym. Codziennie myślę o tym. Przepraszam za to z całego serca - mówił. Jestem świadomy swojej odpowiedzialności karnej, ale największą karą są dla mnie wyrzuty sumienia. Muszę żyć ze świadomością tego, co się stało. Straciłem wolność, rodzinę, normalne życie - zeznawał P.

Do tragedii doszło w styczniu. Oskarżony jechał fordem z prędkością ok. 100 km/godz. wiaduktem Trasy Toruńskiej w Warszawie, w miejscu, gdzie obowiązuje ograniczenie prędkości do 40 km/godz. Podczas wyprzedzania auto uderzyło w krawężnik, odbiło się od niego i wpadło na przystanek autobusowy, na którym stało kilkanaście osób. Dwie z nich spadły z wiaduktu, ginąc na miejscu. Na przystanku zginął inny mężczyzna, a wkrótce po przewiezieniu do szpitala zmarł kolejny. Kilka godzin o życie walczyła młoda dziewczyna - jej również nie udało się uratować.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)