35 lat temu w katastrofie dwóch autobusów zginęło 30 osób
35 lat temu w Oczkowie (Śląskie) w katastrofie dwóch autobusów wiozących pracowników do kopalń zginęło 30 osób. Autobusy wpadły w poślizg i runęły do Jeziora Żywieckiego. Na miejscu tragedii górnicy, uczestnicy akcji ratunkowej sprzed lat oraz władze Żywca złożyli kwiaty i zapalili znicze.
W uroczystości uczestniczył Czesław Pruski, który był w 1978 roku komendantem żywieckiej straży pożarnej. Wspominał tragedię. - Gdy wszedłem do pierwszego autokaru, żywi byli już wyciągnięci. Pozostali tylko martwi. Wszyscy mieli głowy pochylone do przodu. Woda falowała. Wkoło pływały ich ubrania zamienne, teczki, dokumenty. Ten widok mnie prześladuje - wspominał Pruski.
Kazimierz Semik, ówczesny zastępca naczelnika miasta Żywca, opowiadał, że po wydobyciu ciał okazało się, że istnieją rozbieżności co do liczby ofiar. - Jedni mówili, że było ich 30, inni, że 31. Musiałem pojechać do prosektorium. To była najstraszniejsza chwila w moim życiu. Pamiętam ten widok: leżeli jeden na drugim, bo było za mało miejsca na tyle ofiar" - mówił.
Do katastrofy doszło 15 listopada 1978 roku w wąwozie Wilczy Jar w pobliżu miejscowości Oczków na Żywiecczyźnie. Nad ranem wiozący górników do kopalni Brzeszcze, Ziemowit i Mysłowice autobus wpadł w poślizg i runął z mostu w kilkunastometrową przepaść do Jeziora Żywieckiego. Około 10 minut później to samo spotkało kolejny autobus. Spadł 3 metry obok pierwszego. W katastrofie zginęło 30 osób: 27 górników, wdowa po górniku, który dwa tygodnie wcześniej zginął w wypadku, oraz dwóch kierowców. Przeżyło dziewięć osób.
Katastrofę upamiętnia tablica przy moście. Listę ofiar, ułożoną w porządku alfabetycznym, otwierają i zamykają kierowcy. Pierwszy autobus prowadził Józef Adamek, ojciec pięściarza Tomasza Adamka. Za kierownicą drugiego zasiadał Bolesław Zoń. Najmłodsze ofiary miały po 18 lat, najstarsza 48.
Szef NSZZ "Solidarność" z kopalni Brzeszcze Stanisław Kłysz zapowiedział, że w przyszłym roku związkowcy ufundują granitowy pomnik przypominający o ofiarach. - Górnicy to twardy lud, ale nigdy nie zapominają o swoich kolegach, którzy zginęli. Nawet jeśli stało się to 35 lat temu - powiedział. Rzecznik żywieckiego magistratu Tomasz Terteka dodał, że miasto wesprze tę inicjatywę.
Tragedia w Oczkowie była drugą pod względem liczby ofiar katastrofą, jakie wydarzyły się po wojnie na polskich drogach. W największej, gdy w 1994 roku pod Gdańskiem autobus uderzył w drzewo, zginęły 32 osoby, a 43 odniosły rany.