318 tys. zł za niesłuszne skazanie oficera w 1949 r.
Po 106 tys. zł otrzyma troje spadkobierców
kpt. Jana Grudy-Kowalskiego, przedwojennego oficera, który służąc
w ludowym wojsku polskim został w 1949 r. skazany za sabotaż -
orzekł w środę prawomocnie Sąd Najwyższy potwierdzając wyrok
niższej instancji.
21.05.2008 | aktual.: 21.05.2008 15:46
Kpt. Gruda-Kowalski (rocznik 1917, zmarł w 2005 r.) był po wojnie szefem sztabu 24. Pułku Artylerii Pancernej w Opolu. W grudniu 1948 r. aresztowano go pod zarzutem zatajenia służby w Narodowych Siłach Zbrojnych (w rzeczywistości był w AK) oraz sabotażu, który miał polegać na tym, że nie prowadził szkoleń dla oficerów sztabu, podczas gdy wykazywał w sprawozdaniach, że je prowadził.
Jak było naprawdę, dziś trudno ustalić, bo nie zachowały się całe akta sprawy, a jedynie wyrok skazujący oficera na 7 lat więzienia i przepadek całego majątku. Mecenas Paweł Moś powiedział, że dodatkowym tłem sprawy był fakt, iż kapitan Gruda-Kowalski był mężem Teresy z domu Czartoryskiej - spadkobierczyni rodowego majątku w Gołuchowie w Wielkopolsce.
"Skazany spokrewniony jest z warstwą, która w żadnym wypadku nie może być pozytywnie ustosunkowana do Polski Ludowej, gdyż klasowo jest jej obca i wrogo do dzisiejszej rzeczywistości nastawiona" - to cytat z uzasadnienia wyroku Wojskowego Sądu Okręgowego we Wrocławiu, który we wrześniu 1949 r. skazał kapitana na 7 lat więzienia.
Za oficerem i jego żoną wstawiło się - co według mec. Mosia było wyjątkowe - 26 mieszkańców Gołuchowa. W pokazanym przez niego dziennikarzowi "Poświadczeniu" z 4 listopada 1949 r. napisali oni: "Oświadczamy niniejszem, iż dawniejsi posiadacze ziemscy majątku Gołuchów (Czartoryscy), w tym ich córka zamężna Gruda-Kowalska, byli sprawiedliwi i dobrymi obywatelami Polski i żadnej krzywdy swym pracownikom i innym nie wyrządzili". Odręcznie spisany dokument potwierdził pieczęcią wójt gminy Gołuchów.
W 1950 r. Najwyższy Sąd Wojskowy złagodził skazanemu karę do 3 lat i uchylił przepadek mienia, ale orzekł degradację - z kapitana do szeregowca. Gruda-Kowalski odsiedział w więzieniu 3 lata co do dnia.
Według mecenasa Mosia, były już oficer nigdy nie odnalazł się w późniejszym życiu, szykany spotykały też jego żonę, która po długim czasie poszukiwania pracy znalazła ją w końcu w charakterze maszynistki biurowej. Jej mąż po zwolnieniu powrócił do Opola, potem przenieśli się do Warszawy. Do końca swych dni, spędzonych w zakładzie psychiatrycznym mężczyzna przesiadywał w zaciemnionym pomieszczeniu, a opiekunce kazał rozmawiać szeptem, bo obawiał się podsłuchów. Opowiadał, jak w śledztwie wlewano mu na siłę gorące płyny do ust. Teresa zmarła kilka lat temu.
Troje dzieci Grudy-Kowalskiego w 2006 r. wystąpiło o rehabilitację ojca, co sąd orzekł już prawomocnie, unieważniając skazujący wyrok. Dalszym krokiem był wniosek o odszkodowanie za straty materialne i zadośćuczynienie za krzywdy moralne. Cała trójka mieszka dziś w Szwajcarii, ale mec. Moś zaraz dodaje, że wbrew temu, co mogłoby się wydawać, nie mają żadnego majątku - syn jest mechanikiem w serwisie samochodowym, jedna córka pracuje w recepcji szpitala, druga zaś jest ciężko chora i potrzebuje pieniędzy na leczenie.
Wojskowy Sąd Okręgowy w Poznaniu w marcu tego roku przyznał każdemu dziecku łącznie po ok. 106 tys. zł. Od tego orzeczenia odwołał się mecenas Moś wnosząc o podwyższenie tej sumy. W środę jego apelację rozpoznał Sąd Najwyższy. Adwokat wskazywał, że sąd niedoszacował krzywd moralnych wynikłych ze skazania kpt. Grudy- Kowalskiego, które jest już uznane za oczywiście niesłuszne.
Uważam, że sąd I instancji wszystko zbadał należycie i właściwie ocenił całokształt tej sprawy - replikował mu prokurator płk Wojciech Marcinkowski z Naczelnej Prokuratury Wojskowej.
Sąd Najwyższy doszedł do tego samego wniosku utrzymując zasądzone odszkodowania, które uznał za kwotę odpowiadającą realiom sprawy i możliwościom budżetowym resortu obrony. Wyrok jest prawomocny.