25‑latek podciął babci gardło
25-letni mężczyzna skatował swoją babcię, a następnie podciął jej gardło kuchennym nożem i uciekł.
Tragedia rozegrała się w piątek przed godziną 9 w mieszkaniu na trzecim piętrze bloku przy ul. Mazurskiej 23 na Dąbrowie. 76-letnia kobieta w stanie ciężkim trafiła do szpitala im. Barlickiego. Przestępcę udało się schwytać po dwóch godzinach na ul. Urzędniczej na Bałutach.
Gdy bandyta zostawił umierającą kobietę samą w mieszkaniu, zdołała jeszcze zadzwonić pod numer alarmowy policji i wezwać pomoc. Miała problemy z mówieniem, lecz dyżurnemu udało się zrozumieć adres i natychmiast skierował tam policyjnych wywiadowców oraz ratowników pogotowia. Funkcjonariusze znaleźli zakrwawioną starszą panią, która powiedziała, że sprawcą jest jej wnuczek. Zabrano ją do szpitala, gdzie przeszła operację. Jej stan jest bardzo ciężki.
- Znam tego chłopaka z widzenia - mówi starszy mężczyzna, mieszkaniec bloku, w którym doszło do tragedii. - Jego ojciec jest policjantem. Natomiast on to pijak i narkoman. Mieszkał z babcią i z tego co wiem, to już wcześniej pobił ją kilka razy.
Wyrodny wnuczek jest dobrze znany policji - w przeszłości miał sprawę za znęcanie się nad babcią, był też notowany za rozboje i kradzieże. Dysponowano jego zdjęciem. W poszukiwania zaangażowano kilkudziesięciu policjantów. Szybko udało się ustalić, że mężczyzna może być u swoich kolegów na Bałutach. Około godziny 11.15 na ul. Urzędniczej funkcjonariusze zauważyli sprawcę w towarzystwie kolegi. Na widok radiowozu zaczął uciekać. Wbiegł do jednej z kamienic i skrył się w zamykanym, wspólnym dla dwóch mieszkań korytarzu na II piętrze.
- Gdy wyszłam na korytarz, który dzielimy z sąsiadem, żeby umyć szklanki, przeraziłam się - opowiada wstrząśnięta lokatorka jednego z mieszkań. - Zobaczyłam mężczyznę stojącego przed drzwiami sąsiada. Był blady i wystraszony. Spytałam co tu robi. Nie zdążył odpowiedzieć, bo w drzwi klatki schodowej na korytarz (widocznie je zamknął) załomotali policjanci. Podeszłam, żeby otworzyć. Mężczyzna mnie nie zatrzymał, tylko schował się głębiej w korytarzu. Otworzyłam. Na zewnątrz stało kilkunastu funkcjonariuszy. Dwóch wpadło do środka. Złapali mężczyznę, zakuli w kajdanki i wyprowadzili. Nie stawiał oporu.
Policjanci przeszukali mieszkanie kobiety i korytarz. Znaleźli zakrwawioną kurtkę. - To moje robocze ubranie - mówi mąż lokatorki. - Tłumaczyłem, że ubrudziłem je krwią, bo skaleczyłem się podczas rąbania drewna. Zabrali jednak kurtkę, twierdząc, że muszą sprawdzić ją w laboratorium.
Trwa wyjaśnianie okoliczności zdarzenia. Na razie wiadomo, że w mieszkaniu przy ul. Mazurskiej doszło do awantury, podczas której mężczyzna chwycił za nóż. Nie ustalono jeszcze, jaki był motyw. Za usiłowanie zabójstwa wyrodnemu wnukowi grozi nawet dożywocie.
Czy sprawca to rzeczywiście syn policjanta, jak twierdzi jeden z sąsiadów? - To nie ma znaczenia dla sprawy - ucina sierż. Michał Szewczyk z biura prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi.
Tymczasem ofiara bandyty walczy o życie. - Pacjentka miała przeciętą krtań, naczynia krwionośne i nerwy - mówi prof. Piotr Kuna, dyrektor szpitala im. Barlickiego. - Straciła bardzo dużo krwi. Gdyby trafiła do innego szpitala, gdzie nie ma zespołu odpowiednich specjalistów, pewnie nie udałoby się jej uratować. Operacja z udziałem laryngologa, chirurga naczyniowego i neurochirurga trwała trzy godziny. Kobieta jest nieprzytomna, ma liczne obrażenia wewnętrzne, stłuczenie płuc i wątroby. Cały czas zajmują się nią lekarze. Stan pacjentki jest bardzo ciężki.