25 lat dla zabójcy dwóch policjantów
Na karę 25 lat więzienia katowicki sąd
okręgowy skazał Jarosława Ż. za zabójstwo dwóch
policjantów podczas bandyckiego napadu na kawiarenkę internetową w
Czechowicach-Dziedzicach w maju 2002 r. Jego brat
Aleksander, który w procesie odpowiadał za usiłowanie zabójstwa,
został skazany na 15 lat więzienia.
01.06.2007 | aktual.: 01.06.2007 14:39
Gangsterzy, którzy napadli na kawiarenkę, nie wiedzieli, że wewnątrz znajdują się policjanci w cywilu. Gdy weszli do środka, a właściciel krzyknął, że są tam policjanci, Jarosław Ż., a po nim jego brat, zaczęli strzelać.
Kara jest adekwatna do brutalności działania oskarżonych - podkreśliła uzasadniając wyrok sędzia Elżbieta Przybyła. Wskazała, że sąd oparł się m.in. na zeznaniach świadka ukrytego podczas strzelaniny pod pulpitem jednego z komputerów, że to Ż. rozpoczął strzelaninę, a także na ekspertyzie balistycznej, która ten fakt potwierdziła. Prokurator zapowiedział apelację od wysokości kar.
Choć prokuratura wnioskowała m.in. o dożywocie dla Jarosława Ż., sąd - zgodnie z przepisami - złagodził przestępcom kary, wskazując na fakt współpracy oskarżonych z prokuraturą podczas dochodzenia. Ich zeznania - wskazywała sędzia Przybyła - pozwoliły wznowić i zakończyć ok. 40 umorzonych wcześniej postępowań w sprawie popełnionych przez nich napadów.
W ramach tej sprawy aktem oskarżenia objętych zostało też osiem innych osób, które odpowiadały m.in. za kilkadziesiąt napadów z bronią w ręku w latach 1999-2002. Wszystkim oskarżonym postawiono łącznie 157 zarzutów, dotyczących 205 przestępstw - głównie napadów na hurtownie i restauracje, podczas których zrabowali łącznie około miliona złotych.
Do napadu na kawiarenkę internetową doszło 20 maja 2002 r. Jarosław Ż. zwerbował swojego brata i Jacka O., dla których był to pierwszy taki "skok". Czwartym uczestnikiem napadu był Przemysław M. Gangsterzy napadli na kawiarenkę, bo sądzili, że jej właściciel, posiadający nielegalną rozlewnię alkoholu, ma przy sobie dużo gotówki.
Gdy bandyci weszli do środka, siedzieli tam dwaj policjanci w cywilu, którzy zrobili sobie przerwę na nocnej służbie. Pili kawę. Właściciel kawiarenki krzyknął, że wewnątrz są policjanci. Jarosław Ż. zaczął strzelać. Zanim policjanci zdążyli wyjąć z kabur broń, Ż. oddał sześć pierwszych strzałów. Strzelał też jego brat. Policjanci szybko wystrzelali wszystkie naboje. Nie mieli szans - przestępca miał pistolet z powiększonym magazynkiem, który mieści 21 nabojów.
Jarosława Ż., ciężko rannego od policyjnych kul, kompani zostawili przed szpitalem. Po kilku dniach odzyskał przytomność. Życie uratował mu telefon komórkowy, na którym zatrzymał się jeden z pocisków. W rozpoczętym w kwietniu 2004 r. procesie Jarosław Ż. odpowiadał za 45 przestępstw, wśród nich 34 napady z bronią w ręku. Innemu oskarżonemu - Mariuszowi Ś., przez długi czas "mózgowi" grupy - prokuratura zarzuciła 35 napadów.
Mariusz Ś. za popełnione przestępstwa otrzymał łączną karę 15 lat więzienia, Andrzej K. i Wojciech Sz. dostali kary po 12 lat więzienia. Pozostali - niższe kary 6 i 3 lat pozbawienia wolności. Większość postawionych im zarzutów dotyczyła napadów z bronią w ręku. Pokrzywdzonych przez nich zostało ok. 230 osób i instytucji, m.in. rodziny zabitych policjantów, ofiary innych napadów oraz firmy ubezpieczeniowe.
Prokuratura uznała, że mimo skali popełnianych przez bandytów przestępstw, nie stanowili oni zorganizowanej grupy przestępczej w znaczeniu kodeksowym. Oskarżeni nie byli związani z żadnymi gangami i tylko jeden z nich był wcześniej karany. W toku dochodzenia zeznali m.in., że dokonując coraz brutalniejszych napadów zdobywali pieniądze na rozrywkowe życie.
Zaczynali od nie zawsze udanych napadów na hurtownie i restauracje. Z czasem byli coraz lepiej zorganizowani, uzbrojeni i coraz bardziej brutalni. Jak wskazywała sędzia Przybyła, podczas napadów przewracali ofiary na ziemię i przystawiali im broń do głowy. Obrabowali m.in. Lukas Bank w Rudzie Śląskiej, skąd ukradli 311 tys. zł.
Wydając wyrok w ich sprawie, sąd nie zdecydował się na częste przy podobnych przestępstwach na tle finansowym zasądzenie odszkodowań na rzecz pokrzywdzonych. Oskarżeni, głównie Jarosław Ż., Mariusz Ś., Andrzej K. i Wojciech Sz., mają jedynie naprawić pokrzywdzone szkody, łącznie w wysokości co najmniej kilkuset tysięcy złotych wraz z odsetkami.
Według sądu, wszyscy przestępcy podczas procesu wykazywali skruchę i chęć naprawienia wyrządzonych szkód. "Sąd premiuje zachowanie oskarżonych w ten sposób, że nie orzeka specjalnych obostrzeń. Okazana skrucha i złożenie obszernych wyjaśnień muszą powodować danie szansy na powrót do społeczeństwa" - wskazała sędzia Przybyła.
Na tej podstawie sąd zdecydował też o zaliczeniu oskarżonym na poczet kar odbytych już aresztów. Razem z bandytami w procesie odpowiadał Robert J., były oficer Wojska Polskiego, pasjonat broni, który szkolił oskarżonych, a także umożliwiał im dostęp do broni i amunicji. Mężczyzna został skazany na dwa lata więzienia.
Zasądzone kary w znacznym stopniu rozmijają się z tym, o co wnioskowała prokuratura. Choć najpierw konieczne będzie zapoznanie się z uzasadnieniem wyroku, z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością można powiedzieć, że prokuratura będzie apelować zarówno o podwyższenie kar za zabójstwo policjantów, jak i innych popełnionych przestępstw - zapowiedział po ogłoszeniu wyroku prokurator Sebastian Rohm.