24. rocznica pacyfikacji kopalni "Wujek"
W piątek mija 24. rocznica pacyfikacji katowickiej kopalni "Wujek". 16 grudnia 1981 r. od milicyjnych kul zginęło tam dziewięciu górników, a kilkudziesięciu zostało rannych. Mimo toczących się od ponad 12 lat procesów, jak dotąd nie udało się skazać winnych użycia broni oraz wyjaśnić wszystkich okoliczności tej największej zbrodni stanu wojennego.
16.12.2005 | aktual.: 16.12.2005 07:19
Przed katowickim Sądem Okręgowym od ponad roku toczy się już trzeci proces w tej sprawie, w którym na ławie oskarżonych zasiada 17 byłych milicjantów. Być może proces zakończy się wiosną. Z kolei przed warszawskim sądem ponownie ma stanąć były szef MSW Czesław Kiszczak, oskarżony o przyczynienie się do śmierci górników. W innym procesie odpowie były prokurator wojskowy Witold K., który miał utrudniać pierwsze śledztwo w sprawie pacyfikacji kopalni "Wujek".
Piątkowe obchody 24. rocznicy śmierci górników z "Wujka" rozpoczną się mszą św. w kościele pw. Podwyższenia Krzyża Świętego, której przewodniczyć będzie metropolita katowicki, abp Damian Zimoń. Następnie przed Krzyżem-Pomnikiem, upamiętniającym górników, odbędzie się apel poległych. W uroczystościach wezmą udział m.in. przedstawiciele rządu, "Solidarności" oraz władz samorządowych.
PACYFIKACJA KOPALNI "WUJEK"
Protest w kopalni "Wujek" rozpoczął się po wprowadzeniu stanu wojennego, na wieść o zatrzymaniu szefa zakładowej "S" Jana Ludwiczaka. W niedzielny poranek 13 grudnia, na prośbę górników, do kopalni przyszedł z pobliskiego kościoła ks. Henryk Bolczyk, który odprawił mszę w zakładzie. Po jej zakończeniu pracownicy rozeszli się do domów. 14 grudnia pierwsza zmiana rozpoczęła strajk, wysuwając postulaty zwolnienia z więzienia Ludwiczaka i innych internowanych działaczy "S" z całego kraju, respektowania porozumień jastrzębskich oraz zniesienia stanu wojennego. Do strajku przyłączali się górnicy z dalszych zmian.
Negocjacje strajkujących z władzami nie przyniosły rezultatu. Zawiązał się komitet strajkowy. W pierwszych dniach stanu wojennego na Śląsku zastrajkowało w sumie ok. 50 zakładów. 15 grudnia do strajkujących zaczęły dochodzić wieści, że milicja i wojsko spacyfikowały niektóre strajkujące zakłady, m.in. kopalnię "Manifest Lipcowy" w Jastrzębiu Zdroju. Górnicy, nie wiedząc jeszcze wówczas, że strzelano do robotników w "Manifeście", rozpoczęli przygotowania do obrony swojego zakładu. Bronią stały się łopaty, kilofy, łańcuchy, cegły i śruby.
Następnego dnia kopalnię, gdzie strajkowało już ok. 3 tys. górników, otoczyły oddziały milicji, czołgi i wozy pancerne. Wokół zebrał się też tłum kobiet, młodzieży i dzieci. Do strajkujących poszli przedstawiciele wojska, by nakłonić ich do poddania się. Propozycja została odrzucona. Wtedy armatkami wodnymi, przy 16- stopniowym mrozie, zaatakowano ludzi otaczających zakład. Milicjanci obrzucili tłum gazami łzawiącymi i świecami dymnymi.
Przed godziną 11. czołgi sforsowały kopalniany mur, a uzbrojone oddziały ZOMO wkroczyły na teren zakładu. Górnicy byli ostrzeliwani środkami chemicznymi i polewani wodą. Stawiali opór. Doszło do walki wręcz. W czasie walki górnicy ujęli trzech milicjantów, a resztę pacyfikujących zmusili do wycofania. Po tym do akcji wprowadzony został pluton specjalny, padły strzały. Na miejscu zginęło sześciu górników, jeden umarł kilka godzin po operacji, dwóch kolejnych na początku stycznia 1982 r.
Dla Józefa Czekalskiego, Krzysztofa Gizy, Ryszarda Gzika, Bogusława Kopczaka, Zenona Zająca, Zbigniewa Wilka, Andrzej Pełki, Jan Stawisińskiego i Joachima Gnidy była to ostatnia szychta w życiu. Najmłodszy z nich miałby dziś 43 lata, najstarszy - 72. 22 górników zostało postrzelonych. Nie jest znana liczba tych, którzy zostali lżej ranni.
Straty drugiej strony to 41 rannych, z których 10 wymagało leczenia w szpitalu. Po zakończeniu pacyfikacji doszło do rozmów przedstawicieli obu stron. Górnicy zwolnili ujętych trzech milicjantów, oddali broń i zakończyli strajk. Wkrótce potem służba bezpieczeństwa zatrzymała osiem osób, które oskarżono o organizowanie i kierowanie strajkiem w "Wujku". W lutym 1982 roku czterej z nich otrzymali wyroki od 3 do 4 lat więzienia, czterej inni zostali uniewinnieni.
PIERWSZE ŚLEDZTWO W SPRAWIE PACYFIKACJI - ZARZUTY IPN
20 stycznia 1982 roku sterowane przez władze śledztwo w sprawie odpowiedzialności milicjantów za użycie broni palnej podczas pacyfikacji kopalni "Wujek" umorzono. Prokuratura Garnizonowa w Gliwicach uznała, że milicjanci działali w obronie koniecznej.
Według ustaleń specjalnej komisji sejmowej, powołanej w 1990 roku do badania zbrodni okresu PRL, tamto śledztwo prowadzone było z naruszeniem prawa. W 2004 roku sprawą zajął się Instytut Pamięci Narodowej, który uznał, że prokuratorzy wojskowi celowo nie dopełnili obowiązków po to, żeby zacierać ślady. To w konsekwencji uniemożliwiło wskazanie winnych zbrodni i ich ukaranie. Pod koniec 2004 r. IPN oskarżył o utrudnianie tamtego śledztwa Witolda K., b. zastępcę wojskowego prokuratora garnizonowego w Gliwicach. Według aktu oskarżenia, Witold K. dopuścił się zaniedbań i nie podjął działań umożliwiających zgromadzenie wszystkich dowodów. Zarzuty w tej sprawie postawiono też dwóm innym byłym prokuratorom wojskowym.
Początkowo Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie umorzył postępowanie w tej sprawie, uznając, że przestępstwo uległo przedawnieniu. IPN zaskarżył tę decyzję do Sądu Najwyższego argumentując, że Witold K. dopuścił się zbrodni komunistycznej, która przedawnia się dopiero w 2010 r. W ubiegłym tygodniu Wojskowy Sąd Okręgowy zdecydował, że proces Witolda K. jednak się odbędzie. O umorzenie sprawy dwóch innych prokuratorów, z uwagi na wcześniejszą amnestię, wnioskował sam IPN.
DWA PIERWSZE PROCESY OSKARŻONYCH O STRZELANIE DO GÓRNIKÓW
W październiku 1991 roku wznowiono postępowanie w sprawie śmierci górników z "Wujka". W marcu 1993 roku przed ówczesnym Sądem Wojewódzkim w Katowicach rozpoczął się proces milicjantów oskarżonych o spowodowanie ich śmierci. Sprawy gen. Czesława Kiszczaka, który w 1981 roku kierował MSW, oraz Kazimierza W., szefa katowickiego ZOMO, wyłączono do odrębnych postępowań.
Po 4,5-letnim procesie, 152 rozprawach i przesłuchaniu ponad 260 świadków, w listopadzie 1997 sąd uniewinnił 11 byłych milicjantów, a wobec pozostałych 11 umorzył postępowanie.
W grudniu 1998 roku katowicki sąd apelacyjny uznał, że sąd I instancji dopuścił się uchybień proceduralnych - zmienił sędziego podczas procesu i wyznaczył zbyt wielu ławników. Zdecydowano o ponownym przeprowadzeniu procesu. Rozprawy długo nie mogły się rozpocząć z powodu trudności ze skompletowaniem ławy obrończej. Część obrońców z urzędu rezygnowała z uczestnictwa w długotrwałym i czasochłonnym procesie. Akt oskarżenia udało się odczytać 20 października 1999 roku.
Dwa lata później katowicki sąd okręgowy wydał wyrok w drugim procesie, podobny do wyroku sprzed czterech lat. Część byłych milicjantów uniewinniono, wobec pozostałych umorzono postępowanie. W złożonej apelacji prokuratura zarzuciła sądowi błędy w ocenie materiału dowodowego i błędy proceduralne. Inny zarzut dotyczył naruszenia ustawy o IPN, zgodnie z którą sprawa "Wujka" jako zbrodnia komunistyczna nie jest przedawniona.
W lutym 2003 roku Sąd Apelacyjny w Katowicach zdecydował, że proces będzie toczyć się po raz trzeci, uchylając w dużej części wyrok Sądu Okręgowego z 2001 roku. Sąd odwoławczy zarzucił okręgowemu wiele uchybień, błędów proceduralnych i niewłaściwą ocenę dowodów. Sąd Apelacyjny zwrócił uwagę, że sąd I instancji nie uznał za wiarygodne zeznań taterników, którzy obciążyli oskarżonych zomowców (zeznania te były nowością w drugim procesie), ani raportu dotyczącego użycia broni podczas pacyfikacji. Dał zaś wiarę oskarżonym, nie podając dlaczego.
Orzeczenie Sądu Apelacyjnego komentowane było jako nowa jakość w ponad 10-letniej historii rozpatrywania tej sprawy w sądach. Sąd zwrócił m.in. uwagę, że górnicy, którzy zdecydowali się stawić opór milicji, walczyli o dobro całego społeczeństwa; chcieli, aby proces demokratyzacji w Polsce nie upadł. Działając w dobrej wierze, mieli świadomość, że milicja łamie prawo, pacyfikując kopalnie. Zdaniem sądu, milicjanci strzelający do górników przekroczyli swoje uprawnienia.
TRZECI PROCES BYŁYCH ZOMOWCÓW
We wrześniu ubiegłego roku rozpoczął się trzeci proces. Na ławie oskarżonych zasiadło 17 oskarżonych. Mniej niż poprzednio, bo trzech, którzy odpowiadali w pierwszych procesach, prawomocnie uniewinniono, a dwaj inni zmarli. Od początku 2003 roku IPN ściga też listami gończymi dwóch kolejnych b. milicjantów, którzy w ogóle nie zasiedli na ławie oskarżonych, bo w początkach lat 90., wyjechali z Polski. Dziś obaj są obywatelami niemieckimi.
Według wstępnych ocen przedstawicieli składu sędziowskiego w trzecim procesie, jeżeli nie pojawią się niespodziewane utrudnienia, może on zakończyć się wiosną przyszłego roku. Dotychczas sąd przesłuchał już bardzo wielu świadków, wśród nich m.in. Jacka Jaworskiego, który w 1982 roku zorganizował obóz wspinaczkowy dla funkcjonariuszy ZOMO i był współautorem tzw. raportu taterników - dowodu, który pojawił się dopiero w drugim procesie. Podczas obozu zomowcy mieli opowiadać taternikom o tym, jak strzelali do górników. Jaworski zeznał, że sygnał do otwarcia ognia w kopalni "Wujek" dał dowódca plutonu specjalnego ZOMO Romuald C. Według świadka, C. był jednym z 2-3 członków plutonu specjalnego, którzy strzelali, żeby zabić, inni mieli strzelać w powietrze. Jak zapewniają taternicy, ich raport miał trafić do szefów podziemnej "S", głównie do ukrywającego się Zbigniewa Bujaka.
W trzecim procesie, podobnie jak w dwóch poprzednich, zostali również przesłuchani autorzy stanu wojennego: generałowie Wojciech Jaruzelski i były szef MSW Czesław Kiszczak.
Pierwszy z nich mówił m.in., że podczas pacyfikacji śląskich kopalń oddano strzały ostrzegawcze, nie było to działanie z premedytacją. Tragedię ocenił jako efekt splotu nieszczęśliwych okoliczności. Wyraził ubolewanie i współczucie rodzinom ofiar oraz samym poszkodowanym w tamtych wydarzeniach. Kiszczak natomiast zeznał, że nie wyraził zgody na użycie broni w czasie pacyfikacji kopalni, a kiedy sytuacja w tym zakładzie stała się dramatyczna, nakazał wycofanie milicji.
PROCES GENERAŁA KISZCZAKA
Za przyczynienie się do śmierci górników z "Wujka" Kiszczak odpowiadał w odrębnym procesie. W marcu ubiegłego roku warszawski Sąd Okręgowy uznał go winnym i skazał na dwa lata więzienia w zawieszeniu. W lutym tego roku Sąd Apelacyjny uchylił jednak ten wyrok i zwrócił sprawę Sądowi Okręgowemu do ponownego rozpatrzenia, zwracając m.in. uwagę na konieczność przeanalizowania jej w aspekcie zbrodni komunistycznej.
Następnie Sąd Okręgowy w Warszawie uznał, że skoro czyn zarzucany generałowi może być traktowany jako zbrodnia komunistyczna, to powinien się tym zająć pion śledczy IPN. W przeciwnym razie prokuratura powinna umorzyć sprawę z uwagi na przedawnienie. Zdecydowano więc o zwrocie sprawy do prokuratury. Zażalenie na takie stanowisko złożyła Prokuratura Okręgowa w Katowicach. Sąd Apelacyjny w Warszawie uwzględnił je i nakazał sądowi okręgowemu wyznaczenie terminu ponownego procesu Kiszczaka. Decyzja jest ostateczna. Terminu na razie nie ustalono.
Według aktu oskarżenia, Kiszczak "sprowadził powszechne niebezpieczeństwo dla życia i zdrowia ludzi", wysyłając 13 grudnia 1981 r. tajny szyfrogram do jednostek milicji, mających m.in. pacyfikować zakłady strajkujące po wprowadzeniu tego dnia stanu wojennego przez władze PRL. Kiszczak twierdzi, że jest niewinny.
PAMIĘĆ I POJEDNANIE
W przyszłym roku przypada 25. rocznica tragicznych wydarzeń w kopalni "Wujek". Z tej okazji 2006 rok, decyzją śląsko-dąbrowskiej "Solidarności", ogłoszono Rokiem Pamięci Górników Poległych w Kopalni "Wujek" oraz Wszystkich Ofiar Stanu Wojennego. Związkowcy zwrócili się do Komisji Krajowej "S" o nadanie rocznicowym uroczystościom 16 grudnia 2006 roku rangi uroczystości krajowych.
Krzyż-Pomnik przy kopalni "Wujek" każdego roku odwiedzają politycy: we wtorek, w 24. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego, kwiaty złożył tam prezydent-elekt Lech Kaczyński, na początku grudnia - premier Kazimierz Marcinkiewicz. Podczas spotkań z politykami przedstawiciele rodzin poległych górników oraz społecznego komitetu ich pamięci wielokrotnie podkreślali, że liczą na osądzenie winnych tragedii. Dopiero wówczas będzie można mówić o pojednaniu.
Próbę doprowadzenia do pojednania podjęła w kwietniu tego roku grupa osób, związanych ze środowiskiem "Wujka", na czele z uczestnikiem tamtego strajku, Jerzym Wartakiem. Przeżycia duchowe, związane ze śmiercią papieża Jana Pawła II, zainspirowały ich do ogłoszenia apelu o pojednanie narodowe, który popłynął właśnie sprzed Krzyża-Pomnika przy kopalni "Wujek".
Wartak kilkakrotnie spotkał się w tej sprawie z generałem Jaruzelskim, który również wyraził chęć pojednania. Jednak nie wszyscy przedstawiciele środowiska "Wujka" pochwalali inicjatywę Wartaka. Po kilku tygodniach Wartak ogłosił, że jego środowisko nie chce pojednania i nie rozumie jego idei. Do planowanego spotkania z gen. Jaruzelskim przed pomnikiem nie doszło, a sam Wartak złożył w sądach wnioski o zakończenie procesów dotyczących tej tragedii i uniewinnienia oskarżonych, określając to jako kolejny krok do pojednania.