20 tys. mieszkańców Śląska bez prądu
Około 20 tys. mieszkańców Górnego Śląska
nie ma wciąż energii elektrycznej - to wynik piątkowych wichur i
śnieżyc, które przetoczyły się nad regionem. Mimo że awarie są
usuwane już blisko dobę, wszystko wskazuje na to, że niektórzy
odbiorcy będą musieli poczekać na energię elektryczną do
niedzieli.
Rzecznik Górnośląskiego Zakładu Elektroenergetycznego (GZE) Łukasz Zimnoch poinformował, że najgorsza sytuacja panuje w Rybniku i Mikołowie, gdzie nie działa w sumie około 70 stacji transformatorowych.
Mamy nadzieję, że do wieczora zdecydowanej większości mieszkańców pozostających bez prądu uda się przywrócić zasilanie. Wiele jednak będzie zależało od aury - przyznał Zimnoch.
Pracownicy GZE, a także wynajęte ekipy zewnętrzne pracują od piątkowego popołudnia bez przerwy. Niestety pogoda im nie sprzyjała - w sobotę ciągle wiało, w niektórych miejscach sypał śnieg. Mimo usuwania awarii, ciągle pojawiały się nowe. Najgorsza sytuacja panowała w nocy z piątku na sobotę. Wtedy, w ocenie GZE, prądu mogło nie mieć nawet 300 tys. mieszkańców Górnego Śląska.
Zdarzało się, że jedna sieć została kilkakrotnie uszkodzona w różnych miejscach- mówi Zimnoch. Obecnie uszkodzenia usuwa 60 ekip.
W sobotę trudne warunki panowały na części dróg i szlaków kolejowych Górnego Śląska. Jak podało Centrum Zarządzania Kryzysowego Wojewody Śląskiego, ostatniej nocy nieczynne z powodu braku zasilania energetycznego były lokalne szlaki kolejowe Toszek-Czarnków, Szczygłowice-Mizerów. Żory-Warszowice. Te awarie zostały już usunięte.
Przed godz. czwartą w nocy łączność telefoniczną straciło ponad 1300 abonentów Telekomunikacji Polskiej z Lędzin. Odzyskali ją przed południem.
Pełne ręce roboty mieli też śląscy strażacy, którzy w piątek i ostatniej nocy w związku z wichurami i śnieżycami w całym województwie interweniowali ponad 230 razy. 170 razy wyjeżdżali do powalonych drzew i konarów, 27 razy do uszkodzonych elementów budynków i ponad 30 razy do uszkodzonych linii energetycznych.