2,5 roku dla urzędnika
Były wicedyrektor wrocławskiego magistratu i strażnik miejski brali łapówki. Tak orzekł wczoraj sąd w najgłośniejszym w ostatnich latach procesie o korupcje. I skazał obydwu na karę więzienia.
30.12.2004 | aktual.: 30.12.2004 07:56
Oskarżeni (na ogłoszeniu wyroku stawił się we wtorek tylko Dariusz S.) do końca przekonywali, że padli ofiarą pomówień. I domagali się uniewinnienia. Ale sąd nie uwierzył w ich wersje wydarzeń. Pozbawienie wolności nie było jedyną zasądzoną wczoraj karą. Dariusz S., były z-ca dyrektora wydziału inicjatyw gospodarczych urzędu miejskiego ma sześcioletni zakaz sprawowania funkcji publicznych. Jarosław B., były naczelnik straży miejskiej, przez pięć lat nie może zajmować stanowisk publicznych.
Czyny, których się dopuścili, wymagają potępienia i surowych kar. Tak, żeby w przyszłości znów ich nie popełnili – sędzia Jacek Wawrzynek tłumaczył, że sąd nie orzekł kar więzienia w zawieszeniu, bo zaufanie ludzi do urzędników musi być specjalnie chronione.
Pogrążył go notes Sąd uznał, że są niezbite dowody na to, że Dariusz S. wykorzystując zajmowane stanowisko od kwietnia 1998 do końca 2000 roku przyjął nie mniej niż 39 tysięcy zł łapówki za pozytywne decyzje dotyczące targowiska na Dworcu Świebodzkim, przyznawania koncesji na alkohol, a także... lokalizacji punktu sprzedaży kurczaków na pl. 1 Maja. Oprócz tego od szefa firmy zarządzającej targowiskiem na Świebodzkim wymusił 112 tys. zł jako darowiznę na rzecz sekcji koszykówki kobiet wrocławskiego klubu Ślęza, w którego zarządzie Dariusz S. zasiadał.
Przedsiębiorca, który przekazał pieniądze na klub, w swoim notesie skrupulatnie zapisywał wszystkie kwoty jakie przekazywał byłemu urzędnikowi, by nie popaść w konflikt z władzami miasta. Ten notes jest w rękach prokuratury. – Nie ma podstaw żeby traktować wszystkie te sumy jako pożyczki, z których Dariusz S. nie zdążył się rozliczyć – mówił wczoraj sędzia Wawrzynek. Sąd nie miał też wątpliwości co do tego, że Dariusza S. przyjął łapówki, bo już wcześniej zapadł prawomocny wyrok na tych, którzy dawali łapówki byłemu dyrektorowi. Oprócz tego uznał go też winnym drobniejszych przestępstw, m.in. nielegalnego posiadania broni – strzelby, którą były dyrektor dostał jako podarek na imieniny od króla bractwa kurkowego, czy nakłaniania jednego ze świadków do składania fałszywych zeznań.
Zapłacone, nie skontrolowane Jarosław B. został skazany za to, że od szefa jednego z lokali na Dworcu Świebodzkim zażądał i przyjął nie mniej niż 2350 zł łapówki. Od szefa targowiska przyjął kolejne ponad 7,5 tysięcy zł za odstąpienie od kontroli. W zamian za to podlegli mu strażnicy mogli jeść też darmowe posiłki w jednym z barów na dworcu. Obrońca Jarosława B. przekonywał, że prokuratura się pomyliła, bo w akcie oskarżenia we fragmencie dotyczącym posiłków uwzględniono czas kiedy Jarosław B. nie pracował już w straży miejskiej. Dlatego sąd musiał uznać, że posiłków wydanych w tym czasie nie można traktować jako łapówki i wyliczył ostatecznie, że „darmowe" jedzenie kosztowało przedsiębiorcę, który je wydawał trochę ponad tysiąc złotych.
Wczorajszy wyrok nie jest prawomocny. Obrońcy oskarżonych zapowiadają złożenie apelacji. – Choćby sprawa strzelby. Przeciw osobie, która wręczyła ją mojemu klientowi i która zna się na broni, sprawę umorzono. A jego uznaje się winnym i wymierza karę – mówił chwile po ogłoszeniu wyroku obrońca Dariusza S.
Jeśli wyrok się uprawomocni i oskarżeni trafią do więzienia, to na poczet kary wliczony zostanie im czas tymczasowego aresztowania. Dariusz S. spędził w areszcie ponad rok – od czerwca 2001 do sierpnia 2002. Prowadził tam wtedy radiowęzeł. Jarosław B. przesiedział za kratami osiem miesięcy – od grudnia 2001 do sierpnia 2002.
Krzysztof Kamiński