19. rocznica masakry na zwolennikach demokracji w Chinach
Dziewiętnaście lat temu, w nocy z 3 na 4
czerwca 1989 roku, czołgi wjechały na centralny plac Pekinu - Plac
Bramy Niebiańskiego Spokoju - Tiananmen, gdzie przez siedem
tygodni demonstrowały tysiące chińskich studentów, domagających
się demokratyzacji systemu.
03.06.2008 | aktual.: 03.06.2008 12:47
Na oczach świata czołgi i wozy pancerne armii chińskiej dokonały masakry. Nadal nie rozliczono winnych rzezi. Władze nie odpowiadają też na ponawiane co roku apele opozycji i rodzin młodych ludzi, poległych na placu, o "nowy początek" - o nową ocenę wydarzeń na placu przez władze Chińską Republikę Ludową, o dialog i pojednanie.
Wielu obserwatorom chińskiej sceny politycznej w 1989 roku wydawało się, że ruch Pekińskiej Wiosny - jak nazwano ówczesne wystąpienia - stanowił naturalne przedłużenie fali demokracji, płynącej w tych latach przez niemal cały świat komunistyczny.
Studenci wznieśli też na pekińskim placu posąg "Bogini Demokracji", dla którego wzorem była nowojorska Statua Wolności. Mimo zachodnich symboli, chińskie wydarzenia jednak miały rodzime korzenie i zrodziły się z marzeń o demokracji, pojmowanej jako narzędzie walki z niesprawiedliwym systemem.
Wozy pancerne zmiotły z powierzchni placu ludzi, namioty i "Boginię Demokracji". Po siedmiu godzinach, o świcie 4 czerwca, Tiananmen był pusty.
Do dziś nie wiadomo, jaka była faktyczna liczba ofiar - w końcu czerwca 1989 roku ówczesny mer Pekinu przyznał, że zginęło 200 demonstrantów, w tym 36 studentów. Nieoficjalne szacunki mówią o dwóch tysiącach zabitych; aresztowano do trzech tysięcy ludzi.
Jeszcze kilkanaście lat po masakrze w chińskich więzieniach według zachodnich organizacji praw człowieka nadal pozostawało kilkuset uczestników tych wydarzeń.
Wang Dan, jeden z przywódców Pekińskiej Wiosny, po masakrze spędził cztery lata w więzieniu. W 1995 roku ponownie go aresztowano i skazano na 11 lat pozbawienia. wolności. Odzyskał wolność w 1998 roku i został odesłany na emigrację do USA.
Wu'er Kaixi (czyt. Wuer K'haj-si) - charyzmatyczny Ujgur, znany ze swej telewizyjnej dyskusji z ówczesnym premierem Li Pengiem, zdążył uciec z Chin, podobnie jak dysydentka Chai (Cz'haj) Ling. Inni nie mieli tyle szczęścia - Chen Ziming (czyt. Cz'hen Dzy- ming), Wang Juntao (Wang In-thao) zostali skazani na 13 lat więzienia. Założyciel nielegalnego pierwszego wolnego związku zawodowego w Chinach - Han Dongfang spędził dwa lata w areszcie.
Liu Xiaobo (Liu Siao-po), którego więziono przez niemal pięć lat, mówi, że wie o ośmiu osobach z wyrokami dożywotniego więzienia przebywających w pekińskim więzieniu nr 2. Skazano je za organizowanie i stawianie oporu żołnierzom lub udział w paleniu policyjnych bądź wojskowych pojazdów podczas zajść na palcu Tiananmen.
Liu, który działał w internecie, nadal ma zakaz publikowania w Chinach, jego telefon jest na podsłuchu, a on sam często wzywany na policję na rozmowy, których tematyka sięgała ostatnio od niepokojów w Tybecie i przyległych prowincjach chińskich po rządowe działania po trzęsieniu ziemi w Syczuanie.
Liu twierdzi, że choć protest na placu Tiananmen pozostaje w Chinach tematem tabu, to zainteresowanie wydarzeniami z 1989 roku wydaje się obecnie większe niż w 10 lat po nich.
Organizacja Human Rights Watch w poniedziałek ponownie zaapelowała do Chin o uwolnienie około 130 osób więzionych za udział w wydarzeniach sprzed 19 lat w ramach zobowiązania ChRL do poprawy w dziedzinie praw człowieka przez letnią olimpiadą w Pekinie.