Świat180 tłumaczy tłumaczy posłom z yi na mandaryński

180 tłumaczy tłumaczy posłom z yi na mandaryński


Chińscy posłowie gubią się czasem w tłumaczeniach, dlatego podczas trwającej obecnie sesji chińskiego parlamentu w pogotowiu czuwa zespół ponad 180 tłumaczy.

180 tłumaczy tłumaczy posłom z yi na mandaryński
Źródło zdjęć: © AFP

09.03.2007 | aktual.: 09.03.2007 19:17

Jedynie połowa ludności Chin, liczących 1,3 miliarda mieszkańców, mówi oficjalnym, urzędowym językiem państwa. Jest nim standardowy mówiony język mandaryński (zwany również putonghua lub guoyu). Jest to ustandaryzowany, oparty na dialekcie pekińskim, język mandaryński, zrozumiały w formie pisemnej dla większości użytkowników języków chińskich.

Problem w tym, że pozostałe odmiany języków mandaryńskich mają charakter lokalny i, z drobnymi wyjątkami, nie używają pisma. Dialektami - według sinologów chińskich - mówi 70% populacji etnicznych Chińczyków. Są też mniejszości etniczne, posługujące się własnymi językami.

Dlatego podczas sesji parlamentu potrzebny jest zespół tłumaczy, którzy mówią po tybetańsku, ujgursku, kazachsku, koreańsku, mongolsku, językami yi i zhuang. W tym językach, z których każdy stosuje odrębny zapis, publikowane są sprawozdania z prac państwowych instytucji.

Pod względem liczebności do największych mniejszości etnicznych w Chinach należy posługujący się własnym językiem lud Zhuang. Zamieszkuje on region autonomiczny w południowej części Chin - Guangxi (graniczący z Wietnamem, a od południa przylegający do Zatoki Tonkińskiej).

Około 12 z 17 milionów Zhuangów nie zna ani w mowie ani w piśmie mandaryńskiego, a większość z nich zamieszkuje odległe wiejskie tereny, mamy więc dużo pracy - wyjaśnił Huang Fufang kierujący pracą grupy tłumaczy zhuang.

Język zhuang należy do rodziny języków tajskich i do zapisu korzysta z alfabetu łacińskiego. Jest również jednym z oficjalnych, obok mongolskiego, tybetańskiego i ujgurskiego, języków chińskich mniejszości. Również w tych językach są napisy na chińskich banknotach.

Używanie języków mniejszości przez delegatów podczas spotkań towarzyszących posiedzeniom parlamentu potrafi doprowadzić do niezłego galimatiasu i uśmieszków.

Kiedy jedna z delegatek, Mongołka, wybuchnęła potokiem słów w swoim rodzimym języku, zapadła konsternacja, ponieważ pozostali członkowie delegacji Mongolii Wewnętrznej okazali się etnicznymi Hanami, którzy mówią najczęściej jedynie po chińsku. Część posłów zaczęła jednak tłumaczyć z mongolskiego, ale zamiast skupić się na kluczowych aspektach wypowiedzi swojej towarzyszki, wzajemnie krytykowali się za jakość tłumaczenia.

Z kolei na spotkaniu grupy z Cinghaju okazało się, że dwóch Tybetańczyków ledwie zna chiński i musi korzystać z pomocy kolegów, aby odpowiedzieć na proste pytania.

Ale nawet Chińczyk mówiący po mandaryńsku może przysporzyć problemów, bowiem w Chinach, gdzie w użyciu jest kilkaset dialektów, o znaczeniu słowa decyduje wymowa.

Tak stało się, kiedy były szef urzędu ds. sportu Yuan Weimin wywołał chichoty podczas spotkania. W jego kiepskiej mandaryńskiej wymowie "lou xi" (lou śi), czyli "złe nawyki", zabrzmiało jak nazwisko przywódcy pekińskiego oddziału Komunistycznej Partii Chin - Liu Qi (liu czi).

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)