131 tys. zł odszkodowania za więzienie z powodu obrazy PRL‑u
131 tys. zł odszkodowania należy się córce
żołnierza skazanego przez wojskowy sąd PRL w 1953 r. na 5 lat
więzienia za cios młotkiem w portret Józefa Stalina - orzekł Sąd
Najwyższy. Kobieta wnosiła o ponad milion zł odszkodowania i
zadośćuczynienia. Jej ojciec zmarł zaraz po wyjściu z więzienia na
gruźlicę, którą się tam zaraził.
W 1953 r. wojskowy sąd we Wrocławiu skazał absolwenta szkoły oficerskiej 23-letniego Krzysztofa Ajtnera na 5 lat więzienia za "publiczne lżenie, poniżanie i wyszydzanie ustroju państwa polskiego". Miało to polegać na uderzeniu przez Ajtnera portretu Stalina młotkiem w czasie pracy na drabinie przy dekorowaniu jednostki wojskowej (o czym doniósł agent Informacji Wojskowej, czyli kontrwywiadu wojska). Ajtner zmarł w 1957 r., wkrótce po wyjściu z więzienia. Akta procesu z 1953 r. nie zachowały się.
W latach 90. żona skazanego, a po jej śmierci córka, wniosły o unieważnienie wyroku. Sądy uznały, że nie można tego uczynić na podstawie ustawy pozwalającej na unieważnianie wyroków w sprawach politycznych jako wydanych wobec osób działających na rzecz niepodległego państwa polskiego - nie da się bowiem już ustalić, by Ajtner działał na rzecz niepodległości. W końcu w 2005 r. został on uniewinniony. SN uznał, że uderzenie młotkiem w portret było nieumyślne, a "zarzucany mu czyn popełnić można było jedynie z winy umyślnej". Z braku akt sprawy, wyroku nie uznano jednak za bezprawny.
W oddzielnym procesie Maria Kasperczak domagała się 524 tys. zł odszkodowania oraz 570 tys. zadośćuczynienia. Wyliczono to, biorąc pod uwagę kwoty, które ojciec, gdyby żył, płaciłby na jej utrzymanie do czasu końca jej nauki.
W październiku 2006 r. Wojskowy Sąd Okręgowy w Poznaniu przyznał 131 tys. zł odszkodowania. Uznał, że jedną czwartą średnich zarobków w kraju należy przemnożyć przez liczbę miesięcy, przez które na ojcu kobiety ciążyłby obowiązek jej utrzymywania. WSO odmówił przyznania zadośćuczynienia, uznając, że należy się ono tylko osobie pokrzywdzonej, a nie jej dziecku.
Pełnomocnik kobiety mec. Jerzy Ciesielski złożył apelację. W czwartek domagał się od SN przyznania żądanych kwot, co "w pełni naprawiłoby krzywdy wyrządzone jego klientce". Dodał, że przyznana kwota "nie odpowiada poniesionej szkodzie". Podkreślił, że skazanie Ajtnera było zbrodnią sądową, która doprowadziła do jego choroby i śmierci; związek między więzieniem i śmiercią uznał w swym wyroku WSO.
SN oddalił apelację, uznając iż WSO słusznie przyjął przelicznik będący podstawą odszkodowania - bo jedną czwartą poborów przeznacza zwykle ojciec na swe dziecko. SN stwierdził też, że WSO słusznie odmówił zadośćuczynienia.
Nie wiadomo, czy wnioskodawczyni (nie stawiła się wskutek choroby) będzie wnosić kasację od tego wyroku SN. Rozgoryczenia całą sprawą nie krył zaś jej mąż. Zbigniew Kasperczak mówił, że teścia w więzieniu celowo zarażono gruźlicą, na którą zmarł podczas przepustki w odbywaniu kary. Pluł krwią, a gdy umierał, mówił: "Nie darujcie im"- dodał. Mówił, że teść dostał się w ręce złowrogiej Informacji Wojskowej; nigdy też nie darowano mu tego, że nie krył prawdy o swojej sprawie.
Rodzina Ajtnera wystąpiła też do pionu śledczego Instytutu Pamięci Narodowej o ściganie winnych jego śmierci oraz zniszczenia akt sprawy. W kwietniu tego roku IPN we Wrocławiu umorzył śledztwo, powołując się na "brak danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie popełnienia przestępstwa".