11 koni spłonęło pod Krakowem - stadninę podpalono?
Wielki ogień i kłęby dymu pojawiły się w nocy z soboty na niedzielę nad stadniną Botoja w Korzkwi (gm. Zielonki). Spośród 30 koni jakie znajdowały się w całym ośrodku spłonęło 11. Nie miały szans, gdy ich boksy i nowa ujeżdżalnia stanęły w ogniu.
21.12.2009 | aktual.: 22.12.2009 10:55
- To ogromna tragedia - mówi cicho pracownik ochrony pilnujący ośrodka. Wczoraj tuż po akcji ratunkowej nikogo już nie wpuszczał do stadniny. Bramę opasał grubym łańcuchem i zamknął na kłódkę. W środku posesji od rana działała specjalna komisja policji, straży pożarnej. Tym bardziej, że pojawiły się podejrzenia, że doszło do podpalenia zabudowań.
Pożar wybuchł w nowej ujeżdżalni i stajni od strony rzeki, z tyłu ośrodka. Po chwili od ognia zajął się też budynek gospodarczy i składowane w nim materiały budowlane. Cztery minuty po godzinie 3.00 zawyły strażackie syreny, ale ogień już na dobre trawił budynki stadniny. I to razem ze zwierzętami.
Na ratunek przyjechało 17 jednostek straży ochotniczych oraz ratownicy z Państwowej Straży Pożarnej w Krakowie. Dowódca akcji kpt. Zbigniew Wawro z krakowskiej JRG 5 mówi wprost: Nie było żadnych szans wyprowadzenia koni z palącej się stajni.
Zwierzęta zginęły już wcześniej, przed przyjazdem strażaków. Potem płonęły wraz z walącymi się na nie drewnianymi elementami ujeżdżalni. Naczelnik Ochotniczej Straży Pożarnej w Owczarach Marek Piekara, który brał udział w nocnej akcji, przyznaje, że wchodzenie do zadymionych pomieszczeń było bardzo niebezpieczne.
- Z dachu ujeżdżalni spadały spalone belki. W środku nic nie było widać, tylko dym - zaznacza. Przez cztery godziny w Korzkwi pracowało 94 strażaków. Zabezpieczali sąsiednie budynki, dowozili wodę. Akcję ratunkową utrudniał im mróz, bo hydranty co prawda były 60 metrów od miejsca pożaru, ale niestety zamarznięte.
- Niektóre jednostki pompowały wodę z pobliskiej rzeki, inne dowoziły z miejscowości oddalonych o kilka kilometrów - mówi naczelnik Piekara. Bogusław Plankowski, który od blisko 20 lat prowadzi stadninę, nie chciał wczoraj rozmawiać, nie miał na to siły. Kiedy dowiedział się o nieszczęściu zasłabł, sam potrzebował pomocy lekarza.
Dlatego wszystkim zajmował się jego syn Jakub. Mężczyzna ubolewa, że stracił aż 11 z 30 koni w stadninie. - Mogę tylko powiedzieć, że zwierzęta nie cierpiały, szybko się udusiły - mówi Plankowski. Dodaje, że pozostałe konie są bezpieczne, znajdują się w innej stajni.
Większość padłych koni należała do właścicieli stadniny, ale są wśród nich i takie, które były tu tylko na przechowaniu, w hotelu. Wczoraj ich właściciele przyjeżdżali, by porozmawiać z szefami stadniny. Pojawiali się również przedstawiciele firm ubezpieczeniowych.
Ale nikt nie chciał komentować sprawy. Do zbadania okoliczności pożaru została powołana specjalna komisja. O jego przyczynach nie chce się jeszcze wypowiadać ani straż, ani policja. Nikt nie podaje wielkości strat.
- Więcej będziemy wiedzieli jutro, za dwa dni - zaznacza Jakub Plankowski. - Ale są podejrzenia, że to podpalenie - nie kryje.
Sołtys Korzkwi Janusz Macała Wrześniowski ubolewa, że stadninę spotkało nieszczęście. - Bo to jeden z symboli naszej miejscowości obok zamku i kościoła. W tej stadninie gościli ludzie z całej Polski - mówi. Sąsiedzi stadniny niczego podejrzanego nie zauważyli.
- W środku nocy obudziło nas wycie syren - mówi kobieta mieszkająca w sąsiedztwie. - Potem auta strażackie podjeżdżały jedno za drugim, ale od strony drogi nie widać było ani ognia, ani dymu. Szkoda, bardzo szkoda wszystkich koni, no i właścicieli stadniny i zwierząt - wzdycha.
W niedzielę z żalem spod bramy stadniny odjeżdżali też jej klienci. Kilkuletnia dziewczynka, która w każdą niedzielę ćwiczyła w Korzkwi jazdę konną, dopytywała się z płaczem: Czy mój ulubiony konik żyje? Nikt nie potrafił jej odpowiedzieć.
Dziewczynka opowiada, że zwykle przyjeżdżała do stadniny z tatą, ale nim tu dotarli zatrzymywali się przy sklepie w Januszowicach. - Bo tu kupowaliśmy marchewki i buraki dla konia - dodaje. Wczoraj nie mogła już nakarmić ulubieńca. Nie wiedziała nawet czy jeszcze go zobaczy.
Polecamy w wydaniu internetowym www.polskatimes.pl/GazetaKrakowska: Kraków: największa Wigilia dla potrzebujących