100 miodowych dni
Wszystko wskazuje na to, że romans prawie połowy Polaków z nową władzą trwa i bardzo niewiele wskazuje na to, że dziś albo jutro ten romans się skończy. Z sondażu dla Wirtualnej Polski wynika wprawdzie, że zmalał odsetek Polaków oceniających premiera Tuska bardzo dobrze, ale ci którzy z tej kategorii ubyli, przeskoczyli nie do grupy oceniającej premiera źle, lecz do grupy oceniającej go raczej dobrze. Rządowi "trochę spadło", ale nie są to żadne wielkie spadki. Platforma Obywatelska też trzyma się nieźle i choć spadła poniżej 50% poparcia, to wciąż jest aż 6 punktów powyżej progu poparcia, jaki uzyskała 21 października.
20.02.2008 | aktual.: 26.11.2010 14:22
Prawo i Sprawiedliwość też nie ma wielkich powodów do narzekań, bo choć wciąż nie może dobić do poziomu poparcia z dniu wyborów nie spada poniżej magicznego progu 20%. Oczywiście z tego, że ja piszę, iż liderzy PiS nie mają powodów do narzekań nie wynika wcale, że oni sam tak uważają. Jeśli odcedzić to, co mówią politycy PiS od propagandowego zapału jaki przy okazji prezentują, to łatwo u nich wyczuć złość, że Platformie nie spada, choć spadać powinno. Według nich powinno, bo rządzenia w nowym rządzie jest niewiele, a PR-u aż za wiele.
Oczywiście nie są ludzie PiS-u całkowicie pozbawieni racji, gdy mówią, że Sejm nie ma się czym zajmować, bo projektów ustaw niewiele i gdy mówią, że dePiSizacja, przynajmniej w sferze werbalnej sprawia wrażenie spektaklu urządzanego jako substytut rządzenia. Platforma odpowiada na to, że lepsze dobre ustawy niż złe ustawy oraz że nieprawości minionej epoki trzeba rozliczyć. Inna sprawa, że można sobie wyobrazić, że projekty jednak są i to dobre, a dePiSizacja ma poważniejszy charakter niż biegunka konferencji prasowych, którą minister sprawiedliwości odziedziczył po swym poprzedniku.
Premier i rząd nie będą mogli w nieskończoność jechać na antyPiS-izmie, ale jakiś czas będzie to jednak możliwe. Dlaczego? Bo niedostatki obecnej władzy są wciąż dla połowy społeczeństwa mniejszym problemem niż trauma, którą według tj części społeczeństwa zafundowała mu władza poprzednia. Przy czym trauma jest oczywiście odczuciem subiektywnym, tyle, że zsumowana przez X milionów staje się obiektywnym społecznym faktem. Połowa Polaków sprawia po prostu wrażenie, że jakiekolwiek by nie były wady jej obecnego partnera, to lepszy jest jego uśmiech niż warczenie partnera poprzedniego. Wydaje się więc, że PiS nieświadomie czyni przysługę PO i rządowi, krytykując je totalnie i za wszystko, zamiast obrać taktykę punktową. Platforma z kolei i rząd na dłuższą metę być może oddają przysługę PiS-owi, strzelając do niego za cokolwiek i każdego dnia, przez co ewentualne naprawdę poważne zarzuty będą mogły być rzeczywiście sprowadzone do absurdu, a taktyka antyPiSizm zamiast rządzenia stanie się w pewnym momencie i
czytelna i irytująca.
Życzyłbym sobie jako obywatel, by obie partie toczyły zażarty bój w sprawie reformy służby zdrowia, budowy autostrad i prywatyzacji, ale na taki merytoryczny bój nie mamy teraz wielkich szans. Po pierwsze, zanim nie ma jasnych projektów trudno się bić z wiatrakami. Po drugie, PiS też woli najwyraźniej młóckę niż szermierkę na pięści.
Polska polityka wciąż jest więc w klinczu totalnego emocjonalnego antagonizmu między dwiema największymi partiami. I jeśli coś jest najbardziej prawdopodobną społeczną reakcją na ten klincz, to pewnie ucieczka od polityki. To zresztą być może jest największy sukces obecnej władzy - umożliwienie ludziom ucieczki od polityki. Tyle że wiadomo, jak z tymi ucieczkami od polityki bywa. Można od niej uciekać, dopadnie nas sama. Kiedy dopadnie nas z prawdziwą intensywnością? A żebym ja to wiedział.
Tomasz Lis specjalnie dla Wirtualnej Polski