100 dni rządu: polityka zagraniczna słabo widoczna; sukcesem - budżet UE
Kompromis w sprawie przyszłego budżetu Unii
Europejskiej był sukcesem polityki zagranicznej w trakcie 100 dni
rządu Kazimierza Marcinkiewicza - uważają analitycy.
07.02.2006 | aktual.: 07.02.2006 15:24
Zarówno prezes Fundacji im. Stefana Batorego Aleksander Smolar, jak i Marek Cichocki z Centrum Europejskiego Natolin zauważyli jednak, że polityka zagraniczna rządu Marcinkiewicza jest mało widoczna oraz bardzo mocno zdominowana przez sprawy wewnętrzne. Czasami jest to pewnym uszczerbkiem dla celów polityki zagranicznej - ocenił Cichocki.
Mimo to - jego zdaniem - w polityce europejskiej Polska odniosła pewne sukcesy; przede wszystkim osiągnięty na grudniowym szczycie w Brukseli kompromis w sprawie budżetu UE na lata 2007-2013 oraz bardzo konkretna propozycja dotycząca wspólnej polityki energetycznej w UE. Chodzi o koncepcję tzw. europejskiego paktu bezpieczeństwa energetycznego przedstawioną przez Marcinkiewicza przy okazji styczniowego forum ekonomicznego w Davos.
Premier podjął też energiczną próbę ożywienia współpracy w ramach Grupy Wyszehradzkiej - zauważył analityk CEN. W jego ocenie, brakuje jednak bardziej wyraźnego i energicznego zaangażowania we współpracę z państwami bałtyckimi, szczególnie z Estonią i Łotwą oraz z krajami skandynawskimi - naturalnymi sojusznikami Polski w polityce wschodniej.
"Niewykorzystanym polem" w polityce zagranicznej pozostaje, w ocenie Cichockiego, Francja. Mam wrażenie, że gesty ze strony Francji nie są wykorzystywane przez Polskę. Prezydent Jacques Chirac bardzo stara się o bardziej dynamiczne stosunki między Polską a Francją - ocenił ekspert.
Zdaniem Smolara, w stosunku do tego, co przywódcy PiS mówili o polityce zagranicznej przed wyborami nastąpiła "istotna zmiana na korzyść": złagodzono twardy - antyeuropejski, antyniemiecki i antyrosyjski język. Plusem jest także to, dodał, że ministrem spraw zagranicznych został Stefan Meller, który w żadnym wypadku nie może być kojarzony z PiS-em.
Za niewątpliwy sukces Marcinkiewicza Smolar uznał zakończenie negocjacji nad budżetem UE, choć - jak dodał - "rozmiarów korzyści uzyskanych w negocjacjach budżetowych przez Polskę nie należy przeceniać".
Natomiast w innych sprawach dotyczących UE w ogóle nie słychać głosu Polski - na przykład w dyskusji nad konstytucją europejską, czy w sprawie wprowadzenia w Polsce wspólnej waluty euro - zaznaczył. Jedynie ze wcześniejszych wypowiedzi można sądzić, że w jednej i z drugiej sprawie jest to stanowisko negatywne - powiedział Smolar.
Jego zdaniem, kompromitującą Polskę sprawą było zablokowanie porozumienia UE w sprawie podatku VAT. Pani wicepremier Zyta Gilowska, zapewne za zgodą premiera i jego zaplecza politycznego, poszła na konfrontację, która okazała się nieporozumieniem - powiedział politolog. Tymczasem - dodał - Czesi uzyskali podobne korzyści unikając konfrontacji. To izolowało Polskę i osłabia jej pozycję w Europie - ocenił Smolar.
Zwrócił też uwagę na złagodzenie "wojowniczego tonu" wobec Rosji. Polska musi mieć ostrożną politykę wobec Rosji, która nie spełnia wszystkich norm demokratycznych i ma tendencję do posługiwania się narzędziami ekonomicznymi dla osiągania korzyści politycznych - zaznaczył politolog.
Zdaniem Smolara, niepokojące jest to, że "na wszelkie możliwe sposoby okazuje się brak zaufania wobec ministra Mellera". Fakt, że szef MSZ nie został członkiem Rady Bezpieczeństwa Narodowego, Smolar określił "szokującym i celowym upokorzeniem". Przypomniał też o doniesieniach mediów, że tekę szefa MSZ zaproponowano niedawno eurodeputowanemu PO Jackowi Saryuszowi-Wolskiemu.
Politolog skrytykował również decyzję o odwołaniu grupy polskich ambasadorów. Nie mogąc zmienić polityki zagranicznej, (rządzący) przynajmniej chcą zmienić personel, który ją realizuje. W ten sposób pokazują, że duch rewolucyjny pozostaje - powiedział Smolar.
O sprawie ambasadorów napisały na początku stycznia "Gazeta Wyborcza" i "Rzeczpospolita". MSZ oświadczyło, że chodzi o 10 kierowników placówek dyplomatycznych, którzy odejdą z pełnionych stanowisk, ale odmówiło podania listy odwołanych. Premier Kazimierz Marcinkiewicz mówił wówczas, że w "cywilizacji zachodniej" funkcji w dyplomacji nie powinni pełnić pracownicy służb specjalnych oraz pracownicy aparatów partyjnych z minionej epoki.