10. rocznica tragicznego pożaru w Hali Stoczni w Gdańsku
Dziesięć lat temu podczas koncertu rockowego
w Hali Stoczni w Gdańsku wybuchł pożar w wyniku, którego zginęło
siedem osób a ponad 280 zostało rannych.
Obchody rocznicowe rozpoczęły się we wtorek - w przeddzień rocznicy - mszą świętą w kościele św. Brygidy w intencji ofiar pożaru. W środę przy wejściu do hali Stoczni, przed tablicą upamiętniającą miejsce tragedii odmówiono modlitwę w intencji ofiar. Złożono kwiaty i zapalone znicze. Wieczorem w Dworze Artusa rozpoczął się koncert charytatywny.
Tego się nigdy nie zapomni, choć po 10 latach można już tak funkcjonować, że to nie przeszkadza w życiu - powiedziała Anna Golędzinowska z Gdańska, która podczas tragicznego pożaru doznała poparzeń II i III stopnia na 30% powierzchni ciała. Poparzone miała głównie ręce, kark i twarz. Miała wtedy 16 lat. Dziś pracuje w jednej z gdańskich agencji reklamowych; jest absolwentką architektury.
24 listopada 1994 r. w stoczniowej hali odbywał się bezpośrednia transmisja satelitarna z Berlina (na dużym ekranie) z wręczenia nagród MTV. Towarzyszył jej koncert zespołu Golden Life. W hali znajdowało się ok. 700-800 osób. Według świadków pożaru ogień wybuchł niemal jednocześnie na widowni, gdzie zapaliły się ławki oraz na drewnianym dachu; rozprzestrzenił się błyskawicznie.
Ludzie w popłochu rzucili się do wyjścia. Z pięciu drzwi hali, tylko trzy były otwarte. Pozostałe były zamknięte na kłódkę. Pierwsza przybyła na miejsce jednostka straży pożarnej nie mogła zająć się gaszeniem ognia, ponieważ musiała najpierw "udrożnić" drogi ewakuacyjne. Akcja wyprowadzenia z budynku uczestników imprezy trwała ok. 20 minut. Temperatura wewnątrz hali sięgała 1000 stopni
Świadkowie twierdzą, że widzieli mężczyznę rzucającego butelkę z nieustalonym płynem, chwilę potem ogień. Szybko płomienie dosięgły stropu. Dwadzieścia minut później zawalił się dach hali.
Stoczniowy obiekt nie był wyposażony w czujniki przeciwpożarowe. Hala stoczni w latach 70. zaliczona została do obiektów stwarzających zagrożenie dla życia. Później, po zastosowaniu zabezpieczeń w postaci pokrycia konstrukcji środkami ognioodpornymi i poszerzeniem drzwi hala została warunkowo dopuszczona do użytku.
Przed sądem od października 2002 r. toczy się proces czterech osób odpowiedzialnych za organizację koncertu w hali Stoczni Gdańskiej. O nieumyślne spowodowanie tragedii oskarżeni zostali b. komendant stoczniowej straży pożarnej Jan S., ówczesny kierownik hali Ryszard G. oraz organizatorzy imprezy Tomasz T. i Jarosław K. Ich proces toczy się już po raz trzeci.
Jak powiedział prezes Sądu Okręgowego w Gdańsku Wojciech Andruszkiewicz, ogłoszenia wyroku można się spodziewać latem 2005 r. Na liście świadków jest ponad 400 osób, sąd przesłuchał dotychczas ok. 60.
Po raz pierwszy proces dotyczący tragicznego pożaru hali Stoczni Gdańskiej rozpoczął się w styczniu 1997 r. Po dwóch latach został jednak zawieszony. Prowadzenie procesu uniemożliwiła trwająca ponad trzy miesiące choroba oskarżonego Ryszarda G.
Po raz drugi akt oskarżenia został odczytany w styczniu 2000 r. Proces został jednak z przerwany z powodu zawieszenia w listopadzie 2001 r. w obowiązkach służbowych przewodniczącego składu sędziowskiego Wojciecha O. Sędzia prowadząc samochód po pijanemu spowodował kolizję.
Prokuratura w trakcie śledztwa stwierdziła, że pożar w hali był wywołany podpaleniem. Do dziś nie udało się jednak wykryć sprawcy. Mimo upływu 10 lat od tragicznego pożaru wśród poszkodowanych nadal są trzy osoby, które wymagają zabiegów operacyjnych.