10 przykazań na sali sądowej
W Stanach Zjednoczonych z
nową siłą rozgorzała dyskusja na temat rozdziału Kościoła od
państwa. Powodem stał się konflikt w Sądzie Najwyższym stanu
Alabama o ustawione w holu tablice dziesięciorga przykazań.
Niewykluczone, że w sprawie wypowie się Sąd Najwyższy USA.
W czwartek czasu polskiego upłynął termin, w jakim - na mocy wcześniejszej decyzji Sądu Federalnego - monument z granitu miał być usunięty. Sprzeciwił się temu osobiście przewodniczący Sądu Roy Moore. To on w 2001 r. potajemnie nakazał ustawić w holu ważące dwie tony tablice z przykazaniami. Uważa, że symbolizują one "judeochrześcijańskie" korzenie amerykańskiego prawa.
Ośmiu sędziów stanowego Sądu Najwyższego weszło w czwartek w otwarty konflikt ze swoim przewodniczącym, jednogłośnie nakazując usunięcie tablic. Wzbudziło to ostry protest zebranych w sądzie wiernych, ze śpiewem i modlitwą czuwających na okrągło przy monumencie. Ich zdaniem nie narusza on konstytucyjnej zasady rozdziału Kościoła od państwa.
"Rządy prawa oznaczają, że nikt, nawet przewodniczący Sądu Najwyższego, nie stoi ponad prawem" - podkreślił stanowy prokurator generalny Bill Pryor. "Gdyby rządy prawa oznaczały, że trzeba robić wszystko, co rozkażą sędziowie, do dziś mielibyśmy niewolnictwo" - replikował Moore, zyskując aplauz wiernych.
Moore zapowiedział, że od czwartkowej decyzji Sądu Najwyższego Alabamy odwoła się do federalnego Sądu Najwyższego. Ten na razie odmawiał angażowania się w konflikt w stolicy stanu - Montgomery.
Za Moorem stoi znaczna część stanowej konserwatywnej opinii publicznej. Setek jego zwolenników demonstrujących pod monumentem nie odstrasza to, że za przedłużanie protestu grozi im areszt. Sędzia ma jednak i zaciekłych wrogów, którzy twierdzą, że ustawienie monumentu było wykorzystaniem urzędu do propagandy religijnej.
Strony konfliktu obrzucają się nawzajem oskarżeniami i grożą pozwami sądowymi. Moore zapowiada, że nie usunie tablic, "bo nie pozwala mu na to sumienie".