10 lat więzienia za zabicie męża hazardzisty
Policjanci doznali wstrząsu, gdy weszli do mieszkania. Na ścianach i podłodze było pełno krwi. Pośrodku leżał gospodarz - Zbigniew K. Nie żył. Zmarł od 32 ran zadanych nożem. Zabiła go własna żona.
06.11.2009 | aktual.: 06.11.2009 10:20
Iwona K., podczas kolejnej awantury domowej, wpadła w furię. Miała już dość życia z mężczyzną, który bił ją i dzieci, wyzywał od najgorszych i trwonił majątek przez pociąg do hazardu.
Wczoraj Sąd Apelacyjny w Łodzi skazał 35-letnią Iwonę K. na 10 lat więzienia. Kobieta spokojnie przyjęła wyrok. Kasacji raczej nie będzie.
Do tragedii doszło w nocy z 7 na 8 sierpnia w Skroninie pod Opocznem. W domku z kuchnią i dwoma pokojami mieszkali Iwona i Zbigniew K. Mieli troje dzieci: 12-letniego wtedy Pawła, 9-letnią Kingę i 4-letniego Szymona. Z początku pożycie między małżonkami dobrze się układało, ale po urodzinach Pawła wszystko zaczęło się walić. Z ustaleń śledczych wynika, że mężczyzna coraz częściej sprowadzał do domu kumpli, z którymi pił alkohol i grał w karty na pieniądze. Z reguły przegrywał, więc żona błagała go, aby przestał. Na próżno.
Zbigniew K. z tartaku, w którym pracował, wziął 1 tys. zł pożyczki i razem z 6 tys. zł domowych oszczędności wszystko przegrał w karty. Potem było coraz gorzej. Zbigniew K. pił i grał. Po pijanemu wszczynał awantury. Bił żonę i dzieci - najczęściej Pawła. Groził, że wszystkich pozabija. Z powodu utopionych w hazardzie pieniędzy domowa kasa świeciła pustkami. Iwona K. zmuszona była brać pożyczki, by zapewnić byt dzieciom.
Aż nadeszła feralna noc. Była godz. 1. Dzieci spały. Iwona K. wyszła na podwórze, aby dać jeść psom. Gdy wróciła, zastała męża w kuchni. Zbigniew K. spojrzał na żonę i zagroził, że wyrzuci ją przez okno i będzie spała z psami. Wybuchła awantura. Mężczyzna chwycił za pogrzebacz i zagroził, że pozabija dzieci. Gdy żona zagrodziła mu drogę do pokoju z dziećmi, poszedł do kuchni i wrócił z nożem. Doszło do szarpaniny, podczas której oskarżona ugodziła męża nożem. Ten runął na fotel, ale podniósł się i znów zaczął grozić, że teraz na pewno pozabija dzieci.
Iwona K. nie zdzierżyła. Wpadła w furię, chwyciła za drugi nóż i zaczęła na oślep zadawać ciosy mężowi. Gdy Zbigniew K. skonał, zawiadomiła policję, że bandyci wtargnęli przez okno i zabili jej męża. Jednak podczas przesłuchania przyznała się do winy. Sąd Okręgowy w Piotrkowie Trybunalskim 13 lipca br. skazał ją na 10 lat więzienia. Prokurator nie odwołał się od wyroku, uznając, że jest sprawiedliwy. W przeciwieństwie do obrońcy oskarżonej i pełnomocnika oskarżycielki posiłkowej, czyli matki zabitego, którzy złożyli apelację. Obrońca domagał się nadzwyczajnego złagodzenia kary, zaś pełnomocnik wystąpił o zaostrzenie kary.
- Iwona K. bała się męża, była pod wielką presją, zaś w momencie zabójstwa miała ograniczoną poczytalność. Dlatego spotkała ją zbyt surowa kara - przekonywał wczoraj aplikant adwokacki Maciej Gliwny.
- Jeśli sobie uprzytomnimy, że Zbigniew K. był zdrowym i trzeźwym mężczyzną, a mimo to uległ żonie, to nie ulega wątpliwości, że chciała go zabić. Dlatego kara dla niej powinna być surowsza - dowodził pełnomocnik matki zabitego Jan Brawiński.
Jednak Sąd Apelacyjny w Łodzi uznał ich apelacje za bezzasadne i podtrzymał wyrok, który jest już prawomocny. - Dla matki zabitego żadna kara nie będzie dość surowa. Sąd nie może kierować się emocjami, lecz obiektywnością i rozsądkiem - mówiła w uzasadnieniu wyroku sędzia Maria Wiatr. - Wyrok 10 lat więzienia jest karą adekwatną.
Polecamy wydanie internetowe: www.polskatimes.pl/dzienniklodzki