10 lat dla sprawcy wypadku, w którym zginęło pięć osób?
10 lat pozbawienia wolności zażądał prokurator dla 29-letniego Mikołaja P., sprawcy wypadku drogowego na Trasie toruńskiej w Warszawie.
Dodatkowo prokurator chce, by sąd wydał mu zakaz prowadzenia samochodu na 10 lat. Wyrok ma zapaść o godzinie 17. W wypadku zginęło 5 osób.
09.10.2006 | aktual.: 09.10.2006 16:35
Proces Mikołaja P. odbył się Przed Sądem Okręgowym Warszawa-Praga. Wcześniej przesłuchiwani byli świadkowie wypadku.
Prokurator przyznała, że kara, jakiej się domaga, jest wysoka, ale wyjaśniła, że ma działać prewencyjnie, nie tylko w stosunku do Mikołaja P., ale też innych kierowców. Kara ta nie jest najwyższa - ze względów osobistych oskarżonego; wiadomo bowiem, że nie chciał tego zrobić, że planował ułożyć sobie życie- tłumaczyła. Poza karą 10 lat więzienia prokurator domaga się dla oskarżonego także zakazu prowadzenia samochodu na 10 lat i zobowiązania do naprawy szkód.
Na sali rozpraw obecne były rodziny osób, które zginęły w wypadku i świadkowie katastrofy. Pierwszy zeznawał mąż jednej z ofiar. Opowiadał o tym, jak dowiedział się o śmierci żony. Pytany przez sąd, czy wnosi o odszkodowanie, zażądał około 35 tysięcy złotych.
Dwaj biegli, którzy przygotowywali opinię dotyczącą przyczyn wypadku, stwierdzili, że zasadniczą rolę miało wykonywanie manewru zmiany pasa ruchu przy nadmiernej prędkości. Według ich oceny, samochód, w momencie gdy wpadł w poślizg, jechał z prędkością 93 km/h. Warunki drogowe tego dnia były trudne, na krawędzi jezdni zalegał zbity śnieg - od którego po wpadnięciu w poślizg odbiło się auto, na środku jezdnia była wilgotna.
Proces zaczął się w miniony czwartek. Oskarżony przyznał się wtedy do spowodowania wypadku i przeprosił rodziny ofiar oraz osoby, które zostały ranne. Twierdził tez, że nie pamięta jak dokładnie doszło do tragedii. Wyjaśniał przed sądem, że wie tylko, iż nagle wpadł w poślizg i starcił kontrolę nad pojazdem.
Codziennie myślę o tym. Przepraszam za to z całego serca - podkreślił. Dodał, że dla niego to również ogromna tragedia. Jestem świadomy swojej odpowiedzialności karnej, ale największą karą są dla mnie wyrzuty sumienia. Muszę żyć ze świadomością tego, co się stało. Straciłem wolność, rodzinę, normalne życie - powiedział.
Dodał, że najważniejsze będzie dla niego przebaczenie ze strony bliskich ofiar. To był wypadek. Ja tego nie chciałem. Gdybym wiedział, że może zdarzyć się coś tak strasznego, nie zrobiłbym prawa jazdy - zaznaczył.
Prokuratura zarzuciła mu umyślne spowodowanie katastrofy w ruchu lądowym ze skutkiem śmiertelnym, za co grozi do 12 lat więzienia. Z tą kwalifikacją nie zgadza się jego obrońca Tadeusz Wolfowicz.
Obrońca oskarżonego wnioskował o zmianę przedstawionej przez prokuraturę kwalifikacji czynu: z katastrofy w ruchu lądowym ze skutkiem śmiertelnym na wypadek drogowy. Adwokat zaznaczył, że proponowana przez prokuraturę kara jest zbyt surowa i nieadekwatna do popełnionego czynu. Mogłoby się wydawać, że jest to kara zbyt łagodna dla mordercy, ale Mikołaj P. nie jest mordercą - podkreślił Wolfowicz.
Proponowana kara nie może być formą odwetu lub formą ekwiwalentu za powstałe skutki tego tragicznego wypadku - mówił adwokat. Zaznaczył, że muszą być uwzględnione proporcje pomiędzy prewencją i dobrem społecznym a sytuacją jego klienta.
Wolfowicz przypomniał inną sprawę z 2003 r., gdy student wjechał w Warszawie w grupę ludzi, zabijając trzy osoby i raniąc kilka innych. Zaznaczył, że ta sama prokuratura przyjęła wówczas inną kwalifikację - uznała, że doszło do wypadku, a nie do katastrofy.
W związku z tym poprosił o karę w ramach innej kwalifikacji. Podkreślił, że podobnie jak rodziny ofiar, także jego klient do końca życia będzie pamiętał to, co zrobił.
Do tragedii doszło w styczniu. Oskarżony jechał fordem z prędkością ok. 100 km/h wiaduktem Trasy Toruńskiej w Warszawie, w miejscu, gdzie obowiązuje ograniczenie prędkości do 40 km/h. Podczas wyprzedzania auto uderzyło w krawężnik, odbiło się od niego i wpadło na przystanek autobusowy, na którym stało kilkanaście osób. Dwie z nich spadły z wiaduktu, ginąc na miejscu. Na przystanku zginął inny mężczyzna, a wkrótce po przewiezieniu do szpitala zmarł kolejny. Kilka godzin o życie walczyła młoda dziewczyna - jej również nie udało się uratować. Trzy osoby zostały ranne.