ŚwiatTysiące ataków na szkoły na świecie - dzieci płacą krwią za naukę

Tysiące ataków na szkoły na świecie - dzieci płacą krwią za naukę

Mają rozjaśniać ciemność, poszerzać horyzonty, dawać nadzieję na lepszą przyszłość. Zamiast tego stają się miejscami kaźni, zamieniają w magazyny broni i źródła nieletnich rekrutów. Według najnowszego raportu, w ostatnich latach na całym świecie dokonano blisko 10 tysięcy ataków na placówki edukacyjne - od podstawówek po uczelnie. Dla terrorystów i żołnierzy w 30 krajach są one stałym celem. A prognozy nie napawają optymizmem.

Tysiące ataków na szkoły na świecie - dzieci płacą krwią za naukę
Źródło zdjęć: © AFP | Carl de Souza
Michał Staniul

19.03.2014 | aktual.: 07.04.2014 14:24

- Nauczyciele krzewiący zachodnie nauki? Zabijemy ich! Zabijemy ich wszystkich! - zapowiadał w opublikowanym w lipcu 2013 roku nagraniu Abubakar Shekau, przywódca nigeryjskiej bojówki Boko Haram. Nikt nie miał wątpliwości, że planuje zrobić to, co mówi: tylko w ciągu wcześniejszych siedmiu miesięcy jego organizacja zamordowała 30 nauczycieli i zniszczyła też 50 szkół. - Zachodnia edukacja jest zakazana - tak tłumaczy się w języku hausa nazwę tej grupy. W oczach jej członków obce wpływy korumpują Nigerię i prowadzą ją ku zagładzie. Szczególnym źródłem dekadencji mają być świeckie szkoły, które wpuszczają w swe progi kobiety i szerzą tak "wywrotowe" twierdzenia jak teoria ewolucji. Właśnie za to Boko Haram regularnie równa je z ziemią.

Nocą 27 lutego terroryści zaatakowali liceum w Buni Yadi w północno-zachodniej części kraju. Nim ktokolwiek zdążył zareagować, podpalili wszystkie budynki, w tym internat ze śpiącymi uczniami w środku. Chłopców, którzy zdołali wyskoczyć przez okna, zabijali bronią palną lub nożami. Dziewczynkom dawali wybór: przeżyjecie, jeśli rzucicie naukę i wyjdziecie za mąż. Część uczennic wzięli w niewolę; łącznie zamordowali 59 osób. W marcu nigeryjski rząd uznał, że zagrożenie dla dzieci jest zbyt wielkie i zamknął kilka dużych szkół w trzech najbardziej niebezpiecznych stanach.

Nigeria nie jest jedynym miejscem, w którym pęd do wiedzy okupuje się śmiercią. Według najnowszego raportu Globalnej Koalicji na rzecz Ochrony Szkolnictwa przed Atakiem (GCPEA), między 2009 a 2013 rokiem do zbrojnej agresji na placówki edukacyjne doszło w aż 70 krajach. W 30 z nich zdarza się to bardzo często, czasem niemal codziennie. Winowajcami są nie tylko terroryści i partyzanci, ale także gangsterzy, prorządowe bojówki oraz żołnierze i służby bezpieczeństwa - i to nierzadko w państwach, których nie opisuje się na co dzień jako bandyckie.

Dekady milczenia

O tym, że szkoły bywają celami ataków, wiadomo było od dawna. Aktywiści i reporterzy dokładnie opisywali wyniszczanie systemu edukacji przez talibów w Afganistanie, a zachodni obserwatorzy wyliczyli, że w czasie jedenastoletniego konfliktu w Sierra Leone zrujnowano 80 proc. miejsc nauki. Globalna skala tego zjawiska pozostawała jednak nieznana. Brakowało danych, badań terenowych i, być może przede wszystkim, zainteresowania. W 2007 roku UNESCO (Organizacja Narodów Zjednoczonych do Spraw Oświaty, Nauki i Kultury) opublikowała pierwszy raport na temat strat, jakie w wyniku wojen ponosi szkolnictwo na świecie. Uaktualniony trzy lata później dokument był rzetelnym sprawozdaniem, ale miał swoje ograniczenia - w jego tworzeniu brała udział tylko jedna agenda ONZ.

Dopiero pod koniec zeszłego miesiąca światło dzienne ujrzał raport przygotowany przez szeroką koalicję organizacji humanitarnych i obrońców praw człowieka, m.in. UNHCR, UNESCO, UNICEF, Save the Children oraz Human Rights Watch. Rewelacje zawarte w "Education under attack 2014" ("Edukacja pod ostrzałem 2014") wyraźnie pokazują, że świat staje się coraz bardziej niebezpiecznym miejscem dla uczniów i nauczycieli.

Obraz
© (fot. WP.PL)

Cena: śmierć

W październiku 2010 roku setki osób - głównie dzieci w wieku szkolnym i ich rodziców - czekało przed budynkiem ministerstwa edukacji w Mogadiszu na ogłoszenie listy odbiorców zagranicznych stypendiów naukowych. Nagle zamachowiec-samobójca siedzący z ciężarówce wyładowanej kotłami z benzyną odpalił swój śmiercionośny ładunek. Zabił ponad sto osób. W marcu 2013 roku podburzony tłum dwustu buddyjskich nacjonalistów ruszył na muzułmańską szkołę w Meiktili w Birmie. Nauczyciele, usłyszawszy o zbliżającym się zagrożeniu, zabrali uczniów w głąb dżungli. Po spaleniu placówki, napastnicy rzucili się w pogoń za uciekinierami. Używając tępych przedmiotów i ognia, zamordowali 32 dzieci i czterech opiekunów.

Między 2009 a 2013 rokiem doszło do prawie 9600 takich napadów.

W tym samym okresie zdecydowanie najbardziej niebezpiecznym państwem okazał się Afganistan - pod Hindukuszem miało miejsce ponad 1100 ataków na szkoły. Były one ostrzeliwane z broni maszynowej lub granatników, wybuchały przed nimi żywe bomby i samochody-pułapki, a uczniowie i nauczyciele padali ofiarą regularnych porwań i morderstw.

Czytaj również: "Kredytowe narzeczone" - afgańskie dziewczynki są wymieniane za... długi opiumowe.

W sąsiednim Pakistanie ekstremiści - szczególnie lokalni talibowie - zniszczyli 838 szkół. W styczniu 2014 roku uwagę mediów przyciągnęła historia 15-letniego Aitzaza Hasana, który rzucił się na mężczyznę próbującego wysadzić się pod jego szkołą. Chłopiec zginął, ale swym bohaterskim czynem ocalił kolegów - w budynku znajdowało się blisko 2000 uczniów. Wiele wcześniejszych zamachów kończyło się jednak znacznie tragiczniej.

Innymi ciężko doświadczonymi państwami był Jemen, Wybrzeże Kości Słoniowej, Irak, Izrael i Palestyna, Libia, Meksyk oraz Kolumbia. W każdym z nich placówki edukacyjne zaatakowano co najmniej 500 razy. W kolumbijskich szkołach życie straciło aż 140 nauczycieli, a prawie 1100 otrzymało groźby śmierci. Także jemeńscy fundamentaliści wyjątkowo często kierowali swą nienawiść przeciwko studentom - tylko między lutym a październikiem 2011 roku zabili ich 73. Kongijskie dzieci były z kolei szczególnie zagrożone uprowadzeniem z klas lekcyjnych i przymusowym wcieleniem w szeregi jednej z wielu grasujących po wschodzie kraju partyzantek. Podobny los spotkał setki ich rówieśników z Somalii. Human Rights Watch opisuje, że gdy pewnego razu islamiści z al-Szebaab zajechali pod jedną w podstawówek, przerażeni uczniowie uciekali, tratując się i wyskakując z trzeciego piętra. Za stawianie oporu fanatycy nierzadko karali ich obcięciem dłoni, a niektórych przypadkach - dekapitacją.

Indyjska armia nagminnie wykorzystuje za to budynki szkolne jako koszary i magazyny na broń podczas swoich kampanii przeciwko maoistowskim partyzantom. Obecność wojska naraża te obiekty na dodatkowe ataki.

Ogromny stopień destrukcji w szkolnictwie pociągnęła za sobą też wojna w Syrii. Obie strony konfliktu bez oporów zamieniają szkoły w ufortyfikowane punkty obronne, a raport GCPEA podaje, że w wyniku walk do początku 2013 roku zniszczono blisko 2500 podstawówek, liceów i uniwersytetów. Prawie 1900 zostało przekształconych w schrony dla przesiedleńców, a niemal tysiąc wykorzystywano jako areszty lub miejsca tortur. Ponad dwa miliony uczniów w wieku od 6 do 15 lat nie mogło kontynuować nauki.

Dlaczego?

Dostęp do edukacji jest jednym z podstawowych praw człowieka, a większość konwencji dotyczących międzynarodowego prawa humanitarnego i kryminalnego wyraźnie zakazuje agresji przeciwko instytucjom edukacyjnym. Dla wielu zbrodniarzy nie ma to jednak żadnego znaczenia.

Atakując szkoły, napastnicy upokarzają lokalne władze i uwidaczniają ich słabość. Wysyłają tym samym wyraźny sygnał: nikt nie jest bezpieczny. Używając strachu jako broni, partyzanci, terroryści, a czasami - na przykład w Sudanie - reżimowi żołnierze zmuszają cywilów do posłuszeństwa. To podstawowa motywacja kryjąca się za napaściami na szkoły. Ale nie jedyna. Jak wylicza GCPEA, wiele ataków tłumaczonych jest ideologią. Zamachowcy niszczą instytucje, które w ich mniemaniu szerzą wartości obce, a nawet wrogie miejscowym zwyczajom - tak jak edukacja kobiet w plemiennych regionach północnego Pakistanu, "zachodnie" szkolnictwo w muzułmańskiej części Nigerii czy buddyzacja terenów zamieszkałych przez malajskich muzułmanów na południu Tajlandii.

W innych przypadkach chodzi o pozbycie się ludzi, którzy stanowią przeszkodę dla realizacji zamierzonych celów. Na kolumbijskiej prowincji nauczyciele cieszą się wielkim autorytetem i są jednymi z niewielu osób, które potrafią przekonać młodzież do trzymania się z dala od komunistycznych partyzantów, prawicowych bojówek czy karteli narkotykowych. Eliminując ich, przestępcy ułatwiają sobie drogę do pozyskiwania kolejnych dusz. W Meksyku gangsterzy z kolei często porywają uczniów prywatnych placówek dla okupu.

Niekiedy kalkulacja jest jeszcze prostsza - walczące strony wykorzystują dzieci jako żywe tarcze, licząc, że przeciwnik nie odważy się uderzyć na szkołę. Od Strefy Gazy po Filipiny takie założenia prowadziły do tragedii.

"W krajach, w których napaści na szkoły ciągną się od lat, setki tysięcy dzieci tracą dostęp do edukacji. Niesie to potężne konsekwencje psychologiczne dla nich, a także spowalnia rozwój całych społeczeństw. Ataki na szkolnictwo wyższe opóźniają dodatkowo wykształcanie się pluralizmu politycznego, odpowiedzialnych rządów i otwartej demokracji", piszą autorzy raportu. Według opublikowanego przez UNESCO w 2011 roku sprawozdania dla Sekretarza Generalnego ONZ, konflikty zbrojne pozbawiają możliwość nauki aż 28 milionów uczniów na całym świecie. A to i tak ostrożne wyliczenia. - Całe to zjawisko jest niedoszacowane, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że atak na szkołę nie wpływa tylko na 150 czy 200 osób do niej uczęszczających, lecz na wszystkie dzieci w okolicy - twierdzi Zama Coursen Neff, dyrektorka wydziału praw dzieci w Human Rights Watch. - Tak naprawdę dopiero zaczynamy pojmować efekty tego procederu - dodaje.

Prawo sobie...

W 2011 roku Rada Bezpieczeństwa przyjęła rezolucję nr 1998, która pozwala jej na zaliczanie ataków na szkoły i szpitale do poważnych wykroczeń przeciwko prawom dzieci podczas konfliktów zbrojnych, a w rezultacie - na nakładanie dodatkowych sankcji wobec winnych. Organizacje międzynarodowe nakłaniają też rządy do wprowadzenia do swoich kodeksów tzw. Zasad z Lucens, zawierających zalecenia na temat nietykalności szkół. Dwa lata temu przyjął je Sudan Południowy, który zakazał żołnierzom używania placówek edukacyjnych w celach wojskowych. Nie przeszkodziło to im jednak w tym, by w styczniu zrabować magazyny z pomocą przeznaczoną dla uczniów. Widok południowosudańskich piechurów z niebieskimi tornistrami UNICEF-u na plecach mógł budzić wesołość, ale w rzeczywistości stanowił smutne potwierdzenie tego, jak niewiele w obliczu wojny znaczą zapisy prawne.

Czasami skuteczniejszą metodą okazywały się negocjacje prowadzone przez lokalnych pośredników. - W Nepalu specjalne komitety uzgodniły z maoistowskimi rebeliantami, że szkoły pozostaną "strefami pokoju". W Republice Środkowoafrykańskiej miejscowym księżom udawało się nakłonić buntowników do przeniesienia walk w inne rejony - wylicza Diya Nijhowne, dyrekorka GCPEA. Ale takie sukcesy to tylko kropla w morzu potrzeb.

- Talibowie myśleli, że mogą mnie uciszyć. Myśleli, że mogą zmienić moje cele i stłamsić moje ambicje. Ale nie zmienili we mnie nic, oprócz tego, że strach i brak nadziei umarły, a narodziły się siła i odwaga - mówiła przed Zgromadzeniem Ogólnym ONZ nastoletnia Malala Yousafzai, którą w październiku 2012 roku postrzelili w głowę i szyję pakistańscy islamiści. Miało to być karą za to, że na blogu prowadzonym dla BBC opowiadała się za edukacją dziewczynek. Malala przeżyła zamach, wróciła do zdrowia i zyskała światową sławę jako ikona walki o nieskrępowany dostęp do edukacji. Cena, jaką zapłaciła za prawo do nauki, była bardzo wysoka. Niestety, dla tysięcy dzieci każdego roku jest jeszcze wyższa.

Michał Staniul, Wirtualna Polska

Czytaj również blog autora: **Blizny ŚwiataBlizny Świata**

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)