Tomasz Siemoniak: obrona państw bałtyckich to obrona NATO
Obrona przestrzeni powietrznej państw bałtyckich to obrona całego Sojuszu Północnoatlantyckiego; potwierdzenie zasady kolektywnej obrony, a zarazem większe bezpieczeństwo Polski - powiedział w Malborku minister obrony Tomasz Siemoniak.
06.09.2012 | aktual.: 06.09.2012 17:40
Minister mówił o tym podczas powitania lotników, którzy uczestniczyli w misji nadzoru nad przestrzenią powietrzną Litwy, Łotwy i Estonii.
- Obrona przestrzeni powietrznej krajów bałtyckich to zarazem obrona przestrzeni powietrznej Sojuszu Północnoatlantyckiego. To obrona całego NATO, a to oznacza, że wspólna jest również odpowiedzialność za zapewnienie bezpieczeństwa - powiedział Siemoniak w 22. Bazie Lotnictwa Taktycznego, której personel wchodził w skład Polskiego Kontyngentu Wojskowego Orlik 4.
Solidarna obrona
- Dla Sojuszu Północnoatlantyckiego niedopuszczalna jest sytuacja, w której część wspólnej przestrzeni powietrznej byłaby pozbawiona skutecznej ochrony - zaznaczył szef MON. Przypomniał, że dlatego w 2004 r. sojusz postanowił tymczasowo powierzyć obowiązek patrolowania nieba nad Litwą, Łotwą i Estonią - które nie mają własnego lotnictwa myśliwskiego - kolejnym rotacjom z państw członkowskich. - Ta decyzja jest zgodna z zasadą niepodzielności bezpieczeństwa w sojuszu, podkreślająca, że państwa należące do NATO, zwłaszcza te, którym brakuje pewnych zdolności, muszą mieć poczucie gwarancji uzyskania sojuszniczej pomocy w razie konieczności - powiedział Siemoniak.
Przypomniał, że w tym roku sojusz postanowił nadać misji charakter bezterminowy. Określił ją jako "manifestację jedności sojuszniczej, potwierdzającą, że w Sojuszu Północnoatlantyckim wszyscy jesteśmy jednakowo bezpieczni; wszyscy w jednakowym stopniu możemy liczyć na sojuszniczą pomoc".
- Misja Baltic Air Policing obrazuje ideę solidarności państw członkowskich NATO oraz zasadę kolektywnej obrony zapisaną w artykule 5 Traktatu Waszyngtońskiego - dodał.
- Jest to nasz konkretny wkład w bezpieczeństwo naszych sojuszników, a zarazem sąsiadów - powiedział Siemoniak. Zapewnił, że również w przyszłości polscy lotnicy będą strzegli nieba nad krajami bałtyckimi. Kolejny dyżur polskich lotników jest planowany na rok 2014 - jak powiedział szef MON. Jednak, dodał, za wcześnie byłoby mówić, jakiego typu samoloty zostaną wysłane na misję, zwłaszcza, że rozważana jest zmiana dyslokacji bazy mieszczącej się dotychczas w Szawlach na Litwie.
Przechwytywanie samolotów
Dowódca PKW Orlik 4 ppłk Leszek Błach, podsumowując misję, którą Polacy przekazali Czechom, powiedział, że stwarzała ona okazję, jaka nie zdarza się w Polsce, by przechwycić wiele obiektów na raz. Podkreślił, że wszystkie przechwycenia były wykonywane nad wodami międzynarodowymi, nie doszło do naruszenia przestrzeni powietrznej państw bałtyckich i "wszystko odbywało się zgodnie z procedurami międzynarodowymi". Dodał, że co dzień polscy lotnicy współpracowali z nawigatorami naprowadzającymi ich z ziemi na obiekty.
- W ramach Air Policing nie tylko przechwytujemy samoloty cywilne lub wojskowe, które lecą bez flight planu lub włączonego sytemu IFF (systemu identyfikacji swój-obcy - przyp.). Misja polega również na udzielaniu pomocy załogom będącym w niebezpieczeństwie. W tym wypadku podejście do kabiny przechwytywanego samolotu musi się odbyć bardzo bezpiecznie, z zachowaniem wszelkich przepisów, żeby nie wystraszyć pilota przechwytywanego samolotu, ale na taką odległość, żeby można było przekazać sygnały drogą wzrokową, kiedy nie możemy się porozumieć przez radio - mówił ppłk Błach, pytany o szczegóły.
"Pracowite cztery miesiące"
Na co dzień polscy lotnicy współpracowali z nawigatorami naprowadzającymi ich z ziemi na obiekty, a w powietrzu - jak powiedział dowódca kontyngentu - "spotkaliśmy się również z samolotami szwedzkimi, które eskortowały te obiekty nad wodami międzynarodowymi". Dodał, że piloci Orlika przechwytywali samoloty rosyjskie różnego typu - myśliwskie, bombowe, transportowe i rozpoznawcze.
- To były pracowite cztery miesiące, wiele godzin spędziliśmy w powietrzu - powiedział zastępca dowódcy PKW mjr Krzysztof Stobiecki. - Mieliśmy kilkanaście poderwań do prawdziwych celów. Udało się przechwycić wszystkie wskazane obiekty, rozpoznać, podać informacje z rozpoznania. Oprócz tego przeprowadziliśmy bardzo dużo misji treningowych, które doskonaliły umiejętności nasze, pilotów, a także personelu naziemnego, który nas naprowadzał. Był to personel mieszany z Litwy, Łotwy i Estonii, byli też polscy nawigatorzy - dodał.
Ppłk Błach pytany o relacje z mieszkańcami podkreślił, że lotnicy nie spotkali się z ich nieprzychylnym nastawieniem. - Nie odczuliśmy żadnej niechęci wobec żołnierzy kontyngentu - powiedział.
Wracających lotników powitali szef SG WP gen. Mieczysław Cieniuch dowódca Sił Powietrznych gen. broni Lech Majewski, i dowódca operacyjny sił zbrojnych gen. broni Edward Gruszka, któremu PKW Orlik 4 podlegał w trakcie misji za granicą.
Pierwszym państwem, które wysłało samoloty do nadzoru przestrzeni powietrznej nad państwami bałtyckimi, była Dania. Później zadanie to przejmowali także Czesi, Niemcy, Francuzi, Amerykanie, Hiszpanie, Belgowie i Portugalczycy. Pierwszy polski kontyngent Orlik pełnił służbę na Litwie w 2006 r. i liczył 68 żołnierzy. Orlik 4, który zakończył czteromiesięczną misję 31 sierpnia, liczył blisko stu żołnierzy, w tym ośmiu pilotów, i cztery samoloty MiG-29 z uzbrojeniem. PKW Orlik 4 tworzyli żołnierze z Malborka i innych jednostek Sił Powietrznych.