Tam można mówić prawdę raz na pięć lat
"Mamy gorzej z wyborami, niż w Afryce", "Wybieraliśmy prezydenta - a wybraliśmy cara!", "Reżim zabija swoich przeciwników", "Do wyzwolenia Białorusi pozostało kilka tygodni" - to tylko kilka wybranych cytatów z występów telewizyjnych obecnych kandydatów na prezydenta Białorusi. Prawda o obecnej władzy nie brzmiała tam w mediach państwowych od 5 lat.
- Dotychczas głosowałam na Łukaszenkę, bo sprawnie płaci mi emeryturę - . - To nie Łukaszenka ci płaci emeryturę, i nie z własnej kieszeni! Czyż nie słyszałaś, co mówił wczoraj kandydat Niaklajeu? - słyszymy spór dwóch koleżanek- emerytek, pani Haliny i Ludmiły na jednej z ulic Grodna.
Na Białorusi już od ponad tygodnia, co wieczór, w prime-time pretendenci na krzesło prezydenckie występują w państwowej telewizji i radiu, ostro krytykując głowę państwa oraz prezentując własne programy wyborcze. Dla mieszkańców tego kraju to zjawisko wręcz egzotyczne, bowiem na co dzień ludzie zwykli słyszeć z mediów o władzy i jej czynach same superlatywy.
Tama medialna
Łukaszenka ma na Białorusi całkowity monopol na środki masowego przekazu. Wszystkie stacje telewizyjne (jest ich trzy) są państwowe, komercyjnych brak. Opozycja nie ma do nich dostępu. Statystyki przedwyborczego monitoringu mediów, prowadzone przez niezależne Białoruskie Stowarzyszenie Dziennikarzy informują, że Aleksander Łukaszenka był wspominany tam 1250 razy więcej, niż wszyscy alternatywni kandydaci razem wzięci. Od wiadomości o nim zaczyna się każdy dziennik telewizyjny, bez względu na rzeczywiste znaczenie wydarzenia z jego udziałem dla bieżącego informacyjnego obrazu dnia.
Przez 16 lat rządów Łukaszenki media niezależne są stale szykanowane i niszczone. Najbardziej niezręczni dla reżimu dziennikarze są pod stałą presją służb specjalnych, niektórzy zaś tracą życie, jak to się stało w 2000 roku ze znanym na Białorusi operatorem Dmitrijem Zawadzkim. Prasa niezależna w ostatnich latach stopniowo przeniosła się do internetu, który nie jest jeszcze na Białorusi tak masowy i nie ma takiej siły przebicia, jak w krajach bardziej rozwiniętych. Na liście międzynarodowej organizacji „Reporterzy bez granic”, która corocznie ocenia wolność słowa na świecie, Białoruś zajmuje niechlubne 154 miejsce spośród 178 krajów (Polska jest na 32.).
Niebo na ziemię nie spadnie
Szansę tymczasowego przebicia tamy informacyjnej liderzy opozycji dostają tylko raz na 5 lat – podczas kampanii prezydenckiej. Jednak takiej ilości występów wyborczych w białoruskich mediach państwowych jeszcze nie było nigdy. W tym roku na Białorusi zarejestrowano rekordową ilość kandydatów – aż 10. Względna „odwilż” jest podyktowana nadzieją władz w Mińsku na uznanie tegorocznych wyborów przez Unię Europejską.
Główne tematy ich wystąpień to przestępstwa reżimu, łamanie praw człowieka na Białorusi oraz zastój gospodarczy tego kraju. - Model ekonomiczny, proponowany przez władze w latach 90. przestał być efektywny. Nie odpowiada na wyzwania, które stawia przed Białorusią współczesna sytuacja gospodarcza – twierdzi lider ruchu „Za modernizację” Aleś Michalewicz.
- Łukaszenka stał się zwykłym uzurpatorem, podobnym do kierowników latynoamerykańskich hunt i drobnych „fuhrerów” pokroju Nicolae Czauszesku (były dyktator Rumunii – przyp. red.). Widziałem, jak oszukuje naród i naszych międzynarodowych partnerów. Nie chciałem być za to współodpowiedzialny – tłumaczy były wiceminister spraw zagranicznych Białorusi Andrej Sannikau. - Jeden człowiek wspiął się na górę i zabrał spod siebie drabinę – dodaje lider białoruskiej socjaldemokracji Mikoła Statkiewicz. - Nie bójcie się zmian! Niebo nie spadnie na ziemię, gdy Łukaszenka odejdzie – woła do rodaków poeta i lider kampanii „Mów prawdę!” Uładzimir Niaklajeu.
Niemal wszyscy kandydaci przestrzegają widzów przed udziałem w przedterminowym głosowaniu. W opinii obserwatorów właśnie ono jest dla obecnych władz Białorusi głównym narzędziem falsyfikacji. Wystąpienia polityków stają się nazajutrz przedmiotem gorących dyskusji: w miejscach pracy, w sklepach, w autobusach, na ulicy. – Oglądamy występy całą rodziną. Chcemy głosować na Jarosława Romańczuka! (kandydat Zjednoczonej Partii Obywatelskiej – przyp. red.) – mówi Siarhiej, przedsiębiorca z Grodna. – Dotychczas zawsze głosowałam na Łukaszenkę, ale po obejrzeniu kilku wystąpień zastanawiam się, czy zrobię to samo w tym roku... – zdradza nam sprzątaczka Iryna. – Ludzie są poruszeni, znajomi uprzedzają się nawzajem, żeby nie iść głosować przed terminem. Ale ja nie wierzę, żeby coś się zmieniło. Myślę, że Łukaszenka zostanie – uważa sprzedawczyni Lilia.
"Przeorać" opinię wyborców
Kontrtaktyka władzy polega na przekonaniu Białorusinów, że opozycja to huczna masa żądnych władzy nieudaczników. Codziennie, w wieczornych serwisach informacyjnych ośmieszane są występy alternatywnych kandydatów.
- Tak potężna porcja krytyki wobec Łukaszenki może istotnie „przeorać” opinię wyborców – sądzi politolog Iryna Buhrowa, specjalista od technologii kampanii wyborczych. – Liczne występy opozycyjonistów łamią przestrzeń tradycyjnego dyskursu politycznego, narzuconego przez władzę większości Białorusinów. I to zmusza ludzi do poważnej refleksji – dodaje Buhrowa.
Najbardziej radykalni kandydaci na antenie mediów państwowych już dzisiaj zachęcają Białorusinów do przyjścia 19 grudnia na „Płoszczę” – centralny plac Mińska (oficjalna nazwa „Plac Październikowy”) – który w zamyśle przeciwników Łukaszenki miał by się stać odpowiednikiem ukraińskiego „Majdanu”. Zamierzają protestować tam przeciw ewentualnym falsyfikacjom – lub świętować zwycięstwo alternatywy.
Aleh Barcewicz dla Wirtualnej Polski