Prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Gersdorf - nowy wróg publiczny PiS
Dotychczas I prezes Sądu Najwyższego prof. Małgorzata Gersdorf była w cieniu i nadal stara się nie pojawiać zbyt często w mediach. Ale kiedy już to zrobi, jej słowa wywołują burzę. Bo znalazła się na celowniku PiS i wspierających władzę mediów.
Prawo i Sprawiedliwość przejęło Trybunał Konstytucyjny, teraz więc przestawia celownik na sądownictwo powszechne. A wraz z partią rządzącą celownik przestawiają wspierające ją media. Jako że łatwiej jest walczyć z konkretną osobą niż z instytucją, miejsce Andrzeja Rzeplińskiego, jako głównego wroga ludu, zajęła I prezes Sądu Najwyższego prof. Małgorzata Gersdorf.
Sama Gersdorf daje im amunicję, bo chyba nie do końca zdaje sobie sprawę, jak ostrożnym trzeba być w publicznych wypowiedziach. W polityce nie obowiązują zasady rzeczowej dyskusji, tylko prawo dżungli. I chcąc tego, czy też nie, Gersdorf w niej się znalazła.
Takim brakiem ostrożności była wypowiedź o 10 tysiącach, za które można dobrze żyć tylko na prowincji. To zdanie, kompletnie wyrwane z kontekstu i zmanipulowane, od kilku dni jest przedstawiane jako przykład oderwania "kasty sędziowskiej" od rzeczywistości. Media, zupełnie niesłusznie, odnoszą to do zarobków samej Gersdorf.
Dla opinii publicznej kompletnie nie ma znaczenia, że ta wypowiedź była elementem szerszej refleksji o problemach z rekrutowaniem sędziów i dysproporcjach między zawodami prawniczymi. - Przeciętny radca prawny zarabia więcej niż sędzia sądu rejonowego - mówiła i tłumaczyła, że przez to prawnicy, szczególnie mężczyźni, nie chcą pracować w sądach niższego szczebla.
Słynne 10 tysięcy pojawiło się z kolei w kontekście sędziów sądów okręgowych. O zarobkach w Sądzie Najwyższym padło jedno zdanie, w którym trudno doszukać się narzekania, widać raczej smutne dostrzeżenie sytuacji. - Dobry adwokat ma się lepiej niż sędzia Sądu Najwyższego - mówi Gersdorf. W Polsce, jeśli ktoś zarabia chociaż o złotówkę więcej niż najniższa krajowa, nie może publicznie narzekać na dochody. Taka nasza mentalność.
Osoba publiczna nie ma także prawa do żartów, a tym najprawdopodobniej był dialog Gersdorf z mieszkańcami namiotowego miasteczka, rozstawionego przed siedzibą jej sądu. TVP INFO już zrobiło z tego kolejny przykład buty sędziów, a szczegółową analizę nagrania przeprowadzono w jednym z głównych programów publicystycznych kanału.
Prezes SN musi zdać sobie sprawę z tego, że dzisiaj nie liczy się to, po czyjej stronie jest racja, ale kto bardziej umiejętnie stworzy takie wrażenie. A w tej materii bardziej biegli i bardziej bezwzględni są Zbigniew Ziobro i Patryk Jaki. Tymczasem Gersdorf angażuje się w kosztowne wizerunkowo spory w imię zasad, przez co ułatwia swoim krytykom zadanie.
Odmowa ujawnienia wydatków ze służbowych kart kredytowych zawsze wygląda podejrzanie.Tymczasem, kiedy jednak prof. Gersdorf się złamała i ujawniła dane, okazało się, że prezesi poszczególnych Izb w ogóle nie korzystali z kart. Ale o tym już mało kto poinformował i mało kto chciał przeczytać.
Dzisiaj Małgorzata Gersdorf może odegrać znaczącą rolę w obronie trójpodziału władzy. I jeśli nie zatrzymać jego rozbiór, to chociaż go opóźnić. Już jest wrogiem PiS, i to pomimo że nominację do Sądu Najwyższego wręczył jej prezydent Lech Kaczyński. Teraz staje się wrogiem numer jeden. W takiej sytuacji trzeba ważyć każde słowo.