Magdalena Merta: na siłę obwinia się polskich pilotów ws. katastrofy smoleńskiej
Wojskowa prokuratura przedstawiła opinię biegłych, zgodnie z którą polska załoga tupolewa ponosi częściową winę za katastrofę smoleńską. Zarzuty mają też zostać przedstawione dwóm rosyjskim kontrolerom lotów. Wdowa po Tomaszu Mercie, wiceministrze kultury, który zginął 10 kwietnia 2010 roku nie uznaje takiej wersji zdarzeń. - Od początku wmawia się nam, że to polscy piloci są winni katastrofy - mówi WP Magdalena Merta.
27.03.2015 | aktual.: 10.04.2015 14:36
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Prokuratura wojskowa oświadczyła, że dowódca załogi nie miał prawa sprowadzić samolotu poniżej 120 metrów przy tak słabej widoczności. Ponadto, piloci nie mieli uprawnień do lotu o statusie HEAD, czyli z prezydentem na pokładzie. - Już chwile po katastrofie politycy PO obciążali wina za katastrofę pilotów. Jak widać, prokuratura wpisuje się w tę retorykę, a raczej jest do tego zmuszana - uważa Magdalena Merta.
Jej zdaniem, śledczy celowo odrzucają badania wielu ekspertów. - Przecież dziś wiemy, że doszło do kilku eksplozji, a do tego piloci nie mogli się przyczynić. Niezależni badacze z wielu krajów tego dowiedli - mówi wdowa po wiceministrze kultury.
Prokuratura wskazała, że przygotowała już wnioski o przedstawienie zarzutów o nieumyślnym spowodowaniu katastrofy w ruchu lotniczym oraz o sprowadzeniu bezpośredniego zagrożenia dwóm rosyjskim kontrolerom lotu z lotniska w Smoleńsku. - Nie spotka ich żadna kara, ponieważ będą chronieni przed odpowiedzialnością. Przecież ich własne państwo do tej pory nie postawiło im żadnych zarzutów. Co więcej, uznało, że nie przyczynili się do katastrofy smoleńskiej - mówi Merta.