Łukaszence "puściły nerwy" - czy straci władzę?
Aleksander Łukaszenka traci poparcie i boi się o swoją pozycję. "Nowy” białoruski prezydent otrzymał oficjalnie 79,67% głosów - podała Centralna Komisja Wyborcza w Mińsku. Te dane są całkowicie niewiarygodne, twierdzą eksperci w rozmowach z Wirtualną Polską. Ilu Białorusinów faktycznie popiera Łukaszenkę i co musi się stać, by "ostatni dyktator Europy” stracił władzę? Zapytaliśmy specjalistów ds. Białorusi z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych oraz Ośrodka Studiów Wschodnich.
20.12.2010 | aktual.: 28.12.2010 16:49
Wskaźnik poparcia dla Łukaszenki jest stanowczo zawyżony, a dla opozycji - zaniżony - twierdzi Anna Maria Dyner, ekspertka ds. Białorusi z PISM-u. Jak pokazywał przedwyborczy sondaż TNS Ukraina, dwaj najbardziej popularni kandydaci opozycji: liderzy kampanii "Mów prawdę!” Uładzimir Niaklajeu i "Europejska Białoruś” Andrej Sannikau, mogli liczyć nawet na 6-procentowe poparcie. Według oficjalnych danych Niaklajeu dostał 1,77% głosów, a Sannikau - 2,56%.
Łukaszenka mógł, zdaniem Dyner, wygrać nawet w pierwszej turze. Jednak z poparciem wynoszącym zaledwie pięćdziesiąt kilka procent. - Nie wykluczam również drugiej tury - stwierdziła specjalistka z PISM-u. Taki wynik oznaczałby jednak porażkę Łukaszenki. Wygrana niewielką liczbą głosów w pierwszej turze zostałaby bowiem odczytana jako brak zaufania do jego rządów, z czego musiałby się potem gęsto tłumaczyć - zaznacza.
Niepewne sondaże
Łukasz Adamski, również z PISM-u, zaznacza, że powoływanie się na wyniki sondaży na Białorusi obarczone jest poważnym ryzykiem błędu. - Nie znamy metodologii tych badań. Nie wiemy, jak duży odsetek badanych odpowiedział niezgodnie z prawdą ze względu na strach przed reżimem - podkreśla Adamski. Z jego opinią zgadza się Kamil Kłysiński, ekspert ds. Białorusi z Ośrodka Studiów Wschodnich. Niezależne ośrodki i organizacje zajmujące się obserwacją wyborów, badały nie więcej niż ok. 5% lokali. - Ostateczne dane są więc wycinkowe - dodaje.
Specjaliści zgadzają się, że nie sposób oszacować dokładnego poparcia, jakim Łukaszenka cieszy się na Białorusi. Wiele wskazuje jednak na to, że obywatele coraz gorzej oceniają swojego ojca - "Baćkę”. - W Mińsku na ulice wyszło więcej ludzi niż w 2006 r. To pośredni dowód na to, że utrata poparcia przez Łukaszenkę postępuje - zaznacza Adamski. - Brutalność, z jaką oddziały białoruskiego ZOMO stłumiły manifestację jest przerażająca - dodaje.
Prezydentowi "puściły nerwy”
- Łukaszence, mówiąc kolokwialnie, "puściły nerwy”. Prawdopodobnie, gdyby zachował się racjonalnie, pozwoliłby na protesty, a po kilku dniach sama pogoda lub akcje białoruskich służb specjalnych zmusiłyby ludność do opuszczenia placu - analizuje specjalista z PISM-u.
Skala protestu nie była bowiem masowa. Na ulice wyszło prawdopodobnie 15-20 tysięcy ludzi. - Jedynie co 500. obywatel Białorusi chciał protestować. To nie wystarczy do obalenia dość sprawnej dyktatury - uważa dr Andrzej Szeptycki, wykładowca z Instytutu Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego. Zwłaszcza, że znaczna część Białorusinów wciąż akceptuje "Baćkę”. - Dopóki on jest w stanie zapewnić minimalny ład społeczny i stabilność, ludzie ci będą go popierali
Możliwości zmiany władzy
Łukasz Adamski przewiduje cztery możliwości zmiany władzy na Białorusi. Pierwsza z nich to pucz pałacowy i obalenie Łukaszenki przez wiernych mu dotychczas urzędników. Kolejna to rewolucja na wzór tego, co wydarzyło się np. w Serbii w 2000 r. Trzecia opcja - Łukaszenka w zamian za gwarancje bezpieczeństwa sam zrezygnuje z urzędu. Czwarta możliwość jest taka, że białoruski przywódca - jak każdy śmiertelnik - po prostu umrze.
Większość analityków uważa, że najprawdopodobniejszym wariantem jest ewentualny przewrót pałacowy. Prognozowanie przypomina jednak bardziej wróżenie z fusów. Bardzo mało wiemy o podziale władzy wewnątrz białoruskiej nomenklatury i istniejących klikach. - Nie sposób przewidzieć, co się tam stanie - podkreśla Adamski.
- Jeszcze kilka miesięcy temu rozważano, czy na Białorusi może dojść do przewrotu pałacowego - przypomina Szeptycki. - W tej chwili jest to mniej prawdopodobne niż wówczas, gdyż Łukaszence udało się znormalizować do pewnego stopnia stosunki z Rosją - dodaje.
- Rosja nie ma w tej chwili interesu, by Łukaszenkę zmieniać. W dłuższej perspektywie jest bardziej prawdopodobne, że Łukaszenkę zastąpi człowiek z jego własnego obozu niż z opozycji - twierdzi Szeptycki.
Paweł Orłowski, Anna Kalocińska, Wirtualna Polska