Łagodne wyroki dla członków gangu pruszkowskiego
Dawny szef "Pruszkowa" z lat 90. Janusz P., pseud. Parasol został skazany na półtora roku więzienia, dwaj inni przywódcy gangu - Andrzej Z., ps. Słowik, i Zygmunt R., ps. Bolo - zostali uniewinnieni - zdecydował warszawski sąd okręgowy w procesie członków gangu pruszkowskiego.
12.09.2012 | aktual.: 12.09.2012 20:14
W sprawie było blisko 40 oskarżonych. Spośród ponad 20 skazanych część nie trafi w tej sprawie do więzienia, innym do odbycia pozostało kilka miesięcy pozbawienia wolności, gdyż na poczet ich kar zaliczono czas aresztu. Wobec jednego oskarżonego postępowanie umorzono, jeden otrzymał wyrok w zawieszeniu.
Najwyższy wyrok - ośmiu lat więzienia - usłyszał Marcin B., pseud. Bryndziak. Dwie osoby usłyszały wyroki pięciu lat więzienia, jeden - czterech i pół roku, dwóch - trzy i pół roku. Ośmiu oskarżonym wymierzono kary po dwa lata więzienia.
Na ławie oskarżonych z kilkoma zarzutami zasiedli też m.in. dawni szefowie "Pruszkowa" z lat 90.: Andrzej Z., pseud. Słowik, skazany w oddzielnym procesie za wymuszenia rozbójnicze, Zygmunt R., pseud. Bolo i Janusz P., pseud. Parasol, wcześniej skazani za kierowanie gangiem. Janusz P. usłyszał wyrok półtora roku więzienia - sąd uznał za udowodniony jeden z postawionych mu czterech zarzutów, dotyczący podżegania do handlu bronią, "Słowik" i "Bolo" od zarzutów w tej sprawie zostali uniewinnieni (chodziło o napady z lat 90.).
Sąd odczytywał sentencję wyroku ponad pięć i pół godziny, ustne uzasadnienie zajęło przeszło godzinę. W uzasadnieniu warszawski sąd stwierdził, że analiza materiału dowodowego przesądziła o przegranej prokuratury, a wymierzając kary sąd miał na uwadze postawę oskarżonych i fakt, że zarzuty dotyczyły czynów sprzed kilkunastu lat.
- Wśród ponad 170 zarzutów ponad połowa zakończyła się uniewinnieniem; zresztą uniewinnienia dotyczą najpoważniejszych zarzutów, np. napadów z bronią - mówiła sędzia Beata Najjar. Dodała, że takie rozstrzygnięcie sądu - często korzystne dla oskarżonych - nie wynika z dowodów przedstawionych przez obronę, tylko z materiałów przedłożonych przez prokuraturę.
"Prokuratura poszła na skróty"
Jak wyjaśniła sędzia, "prokuratura poszła na skróty" i większość zarzutów oparła na zeznaniach świadków koronnych. - Same zeznania świadka koronnego, bez wsparcia innymi dowodami, nie mogą stanowić podstawy do czynienia ustaleń - powiedziała sędzia. Wskazała, że ponadto w protokołach przesłuchań świadków koronnych były niejasności, czasem brakowało formalnego oznaczenia dat i godzin tych przesłuchań.
Prokuratura żądała dla oskarżonych kar od 15 lat więzienia do roku w zawieszeniu. Obrona podważała w procesie prawdomówność świadków koronnych i chciała uniewinnień.
- Kary nie są takimi, jakich domagał się prokurator, ale wymierzając je sąd wziął pod uwagę postawę oskarżonych - mówiła sędzia Beata Najjar. Dodała, że nie można zapomnieć, iż w sprawie byli sądzeni ludzie już inni niż ci, którymi byli, gdy postawiono im zarzuty. - Czyny, które zarzucono skazanym, dotyczyły spraw sprzed kilkunastu lat i w większości sądzone osoby są już w innej sytuacji zawodowej i rodzinnej - wskazywał sąd.
Po wyroku prokuratura zapowiedziała, że o ewentualnej apelacji zdecyduje dopiero po otrzymaniu pisemnego uzasadnienia wyroku. Obrońcy skazanych w procesie również wstrzymywali się z jasnym stwierdzeniem, czy apelacja będzie; wystąpią o sporządzenie pisemnego uzasadnienia.
"Prokuratura przegrała na całej linii"
W ocenie obrońcy jednego z oskarżonych mec. Ewy Jachowicz "prokuratura w tej sprawie przegrała na całej linii".
Na publikacji orzeczenia stawiło się lub zostało dowiezionych z aresztów ponad 10 oskarżonych - w tym dawni szefowie grupy. Obecnych było też kilkunastu adwokatów i prokurator.
Proces trwał od kwietnia 2006 r. Był jednym z największych procesów gangów w Polsce. Same mowy końcowe zaczęły się w maju. Oskarżeni odpowiadali za przestępstwa z lat 1995-2003, m.in. wymuszenia rozbójnicze, napady, porwania, pobicia, kradzieże aut, oszustwa, handel bronią i narkotykami. Część miała też zarzuty podżegania do morderstwa.
Oskarżenie opierało się na zeznaniach świadków koronnych, czyli skruszonych przestępców, którzy w zamian za zeznania obciążające kompanów mogą uniknąć kary, m.in. Jarosława S., pseud. Masa, i Jacka R., pseud. Sankul. W 2005 r. prokuratura oskarżyła w sumie 58 gangsterów. 17 z nich, którym zarzucono mniej groźne przestępstwa, zgodziło się na karę bez procesu; skazano ich na kary od pięciu lat więzienia do grzywien.
W 2008 r. sąd uchylił areszty oskarżonym (kilku z nich jest aresztowanych do innych spraw). Sąd uznał, że nie istnieje obawa matactwa, gdyż większość zarzutów dotyczy lat 90., a oparte są one na zeznaniach świadków koronnych pozostających pod opieką CBŚ. Sąd podkreślał też długotrwałość aresztów. Dziś wobec podsądnych są stosowane kaucje, dozory policji oraz zakazy opuszczania kraju. Już w 2005 r. Sąd Najwyższy utrzymał kary wobec pięciu dawnych szefów gangu pruszkowskiego z lat 1990-2000 - za założenie gangu i kierowanie nim. Mirosław D., "Malizna", został skazany na 7 lat i 3 miesiące więzienia; "Bolo", Ryszard Sz., "Kajtek" i "Parasol" - po 7 lat; Leszek D., "Wańka" (brat Mirosława) - na 6 lat i 6 miesięcy.
"Zeznania świadków koronnych nie mogą być jedynym dowodem"
Zeznania świadków koronnych nie mogą być jedynym dowodem dostarczanym sądom przez prokuratury; powinna nastąpić zmiana takiej praktyki - tak b. minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski komentuje wyrok sądu w sprawie tzw. grupy pruszkowskiej.
Sąd uznał, że "prokuratura poszła na skróty" i większość zarzutów oparła na zeznaniach świadków koronnych. "Same zeznania świadka koronnego bez wsparcia innymi dowodami nie mogą stanowić podstawy do czynienia ustaleń" - uzasadniała sędzia Beata Najjar.
- To słuszna opinia. Wydaje się, że prokuratura zbyt dużą wagę przykłada od zeznań świadków koronnych. To miał być dowód dodatkowy, a nie główny - powiedział Ćwiąkalski. Podkreślił, że prokuratura musi gromadzić - jak się wyraził - "elementarne dowody" - a nie tylko opierać się na zeznaniach świadków koronnych. Jego zdaniem często "okazują się oni niewiarygodni", choć z drugiej strony bez nich w wielu sprawach nie dałoby się w ogóle postawić zarzutów.
- Oni zawsze chcą poprawić swą pozycję, przez co ich interes nie jest zbieżny z interesem policji czy prokuratury - oświadczył b. minister sprawiedliwości. Jego zdaniem powinna nastąpić zmiana praktyki w korzystaniu z takich zeznań. - Prokuratura uznała, że to rzetelny środek dowodowy, który może zastąpić "pracę od podstaw", a tak nie jest - dodał Ćwiąkalski.
Świadkiem koronnym może być członek gangu, który postanowi zerwać z przestępczą przeszłością i ujawni wszystko, co wie o swych kompanach i przestępstwach, które popełnili; nie ma prawa odmówić zeznań. Taki skruszony gangster może w zamian liczyć na umorzenie swoich spraw, wolność, a nawet - w razie zagrożenia życia lub zdrowia - na zmianę tożsamości dla siebie i najbliższej rodziny. Kandydat na świadka koronnego ma obowiązek ujawniać organom ścigania cały posiadany majątek oraz przekazać wiedzę o majątkach innych członków danej grupy przestępczej. Świadkiem koronnym nie może zostać osoba, która usiłowała popełnić albo popełniła zabójstwo ani szef grupy przestępczej.
Świadkowie koronni funkcjonują w polskim prawie od 14 lat. Rząd tłumaczył konieczność wprowadzenia tej instytucji poprawą skuteczności walki ze zorganizowaną przestępczością. Instytucja ta budzi jednak wątpliwości wielu prawników jako wyłom w zasadzie legalizmu, tj. karania każdego przestępcy.
W 2011 r. policja ujawniła, że chroni 86 świadków koronnych i 139 ich najbliższych. Nie podano, ile kosztuje program ochrony świadków; koszt działalności zajmującej się tym komórki CBŚ to ponad 11 mln zł. Status "świadka" traci się w razie udowodnienia kłamstwa w zeznaniach, zatajenia majątku lub popełnienia nowego przestępstwa.
Świadek koronny - jeżeli istnieje taka potrzeba - może przejść operację plastyczną, dostać nowe dokumenty, a nawet zostać ukryty za granicą.