"Kłamstewka kontrolerów nie przeszły"
- Prokuratorzy nie mieli wiele do powiedzenia. Równie dobrze można było rozesłać komunikat prasowy - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Jan Osiecki, współautor książki "Ostatni lot. Przyczyny katastrofy smoleńskiej. Śledztwo dziennikarskie". W ten sposób odniósł się do konferencji prokuratorów, którzy po dwóch tygodniach wrócili z Moskwy. Jak dodał, intrygujące jest, kim jest czwarta osoba z przesłuchanych przez polskich śledczych rosyjskich świadków.
Dzień po powrocie z Rosji przedstawicieli Naczelnej Prokuratury Wojskowej - podpułkownika Karola Kopczyka i majora Jarosława Seja - zorganizowano konferencję prasową. Polscy prokuratorzy nie zdradzili wiele szczegółów dotyczących wizyty, zapewniali jednak, że współpraca z Rosjanami była dobra, a wszystko, co zostało zaplanowane we wniosku o pomoc prawną, wykonali. Poinformowali też, że przesłuchali czterech świadków, a nie dwóch – jak miało być początkowo. Łącznie śledczy przeprowadzili sześć przesłuchań, co wynikało z konieczności zadania dodatkowych pytań dwóm osobom.
Prokuratorzy nie zdradzili ani nazwisk przesłuchiwanych ani tego, co zeznali kontrolerzy. Uzupełnili jedynie, że przesłuchano trzy osoby z grupy kierowania lotów i jedną osobę, która sprawowała nadzór nad ich pracą. Pytani o to, czy przywieźli ze sobą dokumenty lub protokoły z przesłuchań, powiedzieli, że nie było takiej możliwości prawnej, ale trafią do Polski podobnie, jak dotychczas przesyłane do Polski akta.
Śledczy uczestniczyli też otwarciu sejfu, w którym znajdują się oryginalne nagrania z czarnych skrzynek tupolewa, potwierdzili nienaruszalność pieczęci sejfu a także skopiowali zawartość nośników.
Jan Osiecki, dziennikarz i współautor książki "Ostatni lot. Przyczyny katastrofy smoleńskiej. Śledztwo dziennikarskie" ocenia, że konferencja niewiele wniosła. – Zorganizowanie spotkania z dziennikarzami było sygnałem w rodzaju: wróciliśmy i wykonaliśmy swoją pracę. Prokuratorzy nie mieli wiele do powiedzenia. Równie dobrze mogli rozesłać komunikat prasowy – mówi Osiecki.
Dziennikarz dodaje, że zastanawiające jest jedno – kto jest czwartą osobą, którą przesłuchiwali polscy prokuratorzy. – 10 kwietnia kontrolerzy łączyli się z co najmniej dwoma miejscami, więc intryguje mnie czy chodzi o kogoś z dowódców bazy w Twerze czy może kogoś z Moskwy. Pewnie długo nie poznamy odpowiedzi na to pytanie – akcentuje Jan Osiecki.
Do tej pory media nieoficjalnie podawały, że wśród osób przesłuchanych ma się znaleźć m.in. Paweł Plusnin – kierownik lotów, Wiktor Ryżenko – kontroler strefy lądowania a także Mikołaj Krasnokutski – zastępca dowódcy bazy w Twerze.
Polscy prokuratorzy pytani o to czy lutowe zeznania kontrolerów znacznie różniły się tych złożonych tuż po katastrofie i unieważnionych przez rosyjską prokuraturę, nie chcieli zdradzać szczegółów. Jan Osiecki pytany o to, na ile pierwsze zeznania różnią się od aktualnych mówi: - W pierwszych zeznaniach zarówno Paweł Plusnin jak i Mikołaj Krasnokutski trochę namieszali. Znając fragmenty stenogramów rozmów z wieży jasno widać, że pewne rzeczy w zeznaniach naginano. Pewnie pomyśleli: namieszamy i zobaczymy, jak będzie. Pewnie nikt nam nie zarzuci, że namieszaliśmy. Nagrania z wieży dały jednak pełen ogląd tego, co się faktycznie działo i kłamstewka nie przeszły – mówi Osiecki.
Współautor książki podkreśla jednak, że trudno szukać wśród Rosjan jedynych winnych za katastrofę smoleńską. - Czytając stenogramy z wieży nie widziałem większych błędów Rosjan w kwestii sprowadzania samolotu do lądowania. Zdawali sobie sprawę z tego, że jest kiepska pogoda i nagrania pokazują, że bardziej przejmują się niekorzystną aurą niż Polacy i próbują znaleźć lotnisko zapasowe, co przecież nie należało do zadań wieży – podkreśla dziennikarz.
Dodaje, że nie ma nic dziwnego w tym, że kontrolerzy kontaktowali się z ośrodkiem "Logika" w Moskwie (naszym odpowiednikiem jest Centrum Operacji Powietrznych – przyp.red.). – Gdyby podjęli decyzję o zamknięciu lotniska i prezydent nie wylądowałby, skandal dyplomatyczny byłby gotowy – tłumaczy współautor książki „Ostatni lot”.
Polscy prokuratorzy nie chcieli komentować czwartkowej konferencji zorganizowanej przez agencję RIA Nowosti w Moskwie i transmitowanej w Warszawie wideokonferencji, w której wzięli udział trzej rosyjscy eksperci z dziedziny lotnictwa. W ich opinii przyczyny leżą po stronie polskiej: załoga polskiego tupolewa nie była odpowiednio przygotowana do lądowania, lot z 10 kwietnia był źle zaplanowany, zawiódł system organizacji pracy lotniczej w 36. Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego. Poza tym – jak mówili - tupolew nie powinien lecieć do Smoleńska bez tzw. lidera. Tłumaczyli też, że kontrolerzy obecni na wieży nie mieli prawa zamknąć lotniska w Smoleńsku.
Andrzej Seremet ocenił wypowiedzi rosyjskich ekspertów jako „dowolne opinie prywatnych osób”, które przedstawiały informacje wcześniej znane – a całość miała formę uproszczoną.
"Usiłują nam powiedzieć: nie chcecie pokazać swoich błędów, zrobimy to za was"
Tymczasem, tuż po konferencji polskich śledczych, rosyjscy śledczy zorganizowali własne spotkanie z dziennikarzami, na którym poinformowali, że proponowali polskim prokuratorom wspólną konferencję, ale ci odmówili w niej udziału. Co ciekawe Andrzej Seremet, prokurator generalny stwierdził wcześniej, że nie wiedział o planowanej na popołudnie konferencji prokuratury rosyjskiej.
Zdaniem Jana Osieckiego, czwartkowa konferencja nie odbyła się bez powodu. - Rosjanie chcą zmusić Polaków do pokazania pewnych rzeczy. Usiłują nam powiedzieć: nie chcecie pokazać swoich błędów, zrobimy to za was – podsumowuje dziennikarz.
Agnieszka Niesłuchowska, Wirtualna Polska