PolskaDzieci płonęły żywcem w aucie zostawionym przez matkę

Dzieci płonęły żywcem w aucie zostawionym przez matkę

Dwóch poparzonych braci w wieku dwóch i czterech lat przetransportowały ze Skierniewic do szpitala dziecięcego w Łodzi śmigłowce Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Dzieci zostały ciężko poparzone w pożarze samochodu.

Dzieci płonęły żywcem w aucie zostawionym przez matkę
Źródło zdjęć: © Głos Skierniewic i Okolicy | Anna Wójcik-Brzezińska

28.10.2010 | aktual.: 28.10.2010 19:33

Stan ciężki, ale stabilny

Stan zdrowia dwóch braci w wieku dwóch i czterech lat poparzonych w pożarze samochodu w Skierniewicach jest bardzo ciężki, ale stabilny - poinformował ordynator oddziału intensywnej terapii szpitala przy ul. Spornej w Łodzi prof. Andrzej Piotrowski.

- Dzieci mają poparzenia górnych dróg oddechowych - nosogardła, krtani i niestety też chyba płuc oraz oparzenia twarzy. Ich stan jest bardzo ciężki, ale nie jest dramatycznie zły. Jest stabilny z tendencją do niewielkiej poprawy - powiedział prof. Piotrowski.

Chłopcy przebywają na oddziale intensywnej terapii, są zaintubowani, podłączeni do respiratorów. Podawane są im leki uspokajające i przeciwbólowe.

Według lekarzy, braci czeka długie leczenie. - Zagrożenie życia jest, ale wszystko przemawia za tym, że z tego wyjdą. Leczenie może być jednak skomplikowane i mogą mieć np. poważne blizny - dodał prof. Piotrowski.

Jak doszło do tragedii?

Do zdarzenia doszło przed południem na ulicy Konopnickiej. 25-letnia matka chłopców zostawiła ich zamkniętych w seacie ibiza zaparkowanym obok szkoły, gdzie poszła po swoje trzecie dziecko. Nie było jej około pięciu minut.

- Kiedy wróciła, zobaczyła zadymiony wewnątrz samochód. Otworzyła auto z pomocą przechodniów i zaalarmowała policją. Wezwano także służby medyczne i straż pożarną - relacjonował Grzegorz Wawryszuk z łódzkiej policji.

Kobiecie udało się samej wyciągnąć synów z płonącego samochodu jeszcze przed przyjazdem strażaków - byli żywi, ale nieprzytomni. Kiedy zaczęła krzykiem wzywać pomocy, zatrzymał się samochód nauki jazdy. Instruktor udzielił pierwszej przedmedycznej pomocy zaczadzonym dzieciom - pisze "Głos Skierniewic i Okolicy".

Nieprzytomnych chłopców z objawami zaczadzenia i poparzeniami, przetransportowały do łódzkiego szpitala przy ul. Spornej śmigłowce Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Ich matka jest w szoku i także trafiła do szpitala; według policji nie wiadomo, kiedy będzie możliwe jej przesłuchanie. Radio RMF FM podaje, że matka zostanie przesłuchana najprawdopodobniej w piątek.

Jak podaje "Głos Skierniewic i Okolicy", poważniejsze obrażenia odniosło młodsze dziecko. Starszy chłopiec zdołał oswobodzić się z pasów i osunął się na podłogę auta, co ograniczyło jego kontakt z gorącym powietrzem i trującymi substancjami.

Nie do końca wiadomo, co spowodowało pożar. Według ustaleń policji nic nie wskazuje na to, by ogień wywołała awaria silnika czy wadliwa instalacja elektryczna. Pożar wybuchł we wnętrzu w rejonie tylnej kanapy - ogień został najprawdopodobniej zaprószony.

Według nieoficjalnej wersji wydarzeń, siedzenia mogły się zapalić od niedopałka papierosa pozostawionego przez kobietę. Matka miała przyznać się, że pali, ale zastrzegła, że nigdy nie robi tego przy dzieciach. Według obecnych na miejscu strażaków, w popielniczce samochodowej były niedopałki.

Źródło artykułu:PAP
Zobacz także
Komentarze (467)