Żydzi nie mogą wejść do synagogi. Właścicielka zmieniła zamki
Synagoga Reicherów w Łodzi jest jedną z zaledwie 27 ocalałych po II wojnie światowej świątyni judaistycznych w Polsce. Żydzi alarmują, że jej stan techniczny się pogarsza. - Nie możemy nic zrobić, bo właścicielka kamienicy wymieniła zamki - mówi Dawid Gurfinkiel, prezes stowarzyszenia HaKoach, które promuje kulturę żydowską.
22.08.2022 | aktual.: 22.08.2022 18:01
Synagoga Reicherów jest jedyną zachowaną po drugiej wojnie światowej świątynią judaistyczną w Łodzi. I jedną z zaledwie 27 w całej Polsce.
Wszystko to dzięki sprytowi właściciela, Wolfa Reichera, który - gdy do Łodzi dotarli naziści - przepisał ją swojemu niemieckiemu wspólnikowi i przyjacielowi. Ten urządził tu skład soli i zadbał, by świątyni nie splądrowano i zniszczono.
Dla tutejszych Żydów, których przed II wojną światową w Łodzi było aż 233 tys. (34,7 proc. ludności miasta), to, że synagogi nie zrównano z ziemią, uznawane jest za cud. By ją odwiedzić, przyjeżdżają z całego świata. Synagoga grała m.in. w kultowym serialu "Król", w filmie Izabelli Cywińskiej "Cud purymowy" czy w filmie Piotra Szczepańskiego "@miriamfrompoland".
Synagoga Reicherów. Jedna z ostatnich przedwojennych synagog w Polsce
Po zakończeniu wojny, Edward Reicher, jedyny ocalały z rodziny Reicherów, sprzedał kamienicę wraz z gruntem. Jak czytamy w przewodnikach, w umowie zaznaczono, że właściciel kamienicy nie może zlikwidować synagogi, póki w Łodzi będą Żydzi, którzy z niej korzystają. Gdy w 1988 roku doszło do wielkiego pożaru, to amerykańscy Żydzi, głównie Fundacja Ronalda S. Laudera, zapłacili za remont.
- Pamiętam, jak w latach 80. i 90. przychodziłem tu z tatą, który mówił mi o przedwojniu, łódzkim getcie, holokauście i o soli właśnie. Tata urodził się w 1923 roku, więc miał co opowiadać - mówi Dawid Gurfinkiel, łódzki Żyd, prezes stowarzyszenia HaKoach, które promuje kulturę żydowską.
Przez ostatnie lata łódzcy Żydzi co piątek spotykali się w innym domu modlitewnym (przy ul. Pomorskiej), a Synagoga Reicherów otwierana była tylko na specjalne okazje: w święta, obchody likwidacji łódzkiego getta, czy podczas wydarzeń kulturalnych i ekumenicznych, a także dla wycieczek.
Dziś kamienica należy do prywatnych właścicieli, których w Polsce reprezentuje jedna z nich (nazwisko do wiadomości redakcji). Żydzi z gminy mówią, że ich relacje z kobietą przez lata układały się poprawnie. Do czasu.
Żydzi nie mogą wejść do kamienicy. Właścicielka zmieniła zamki
Rok 2020. Na błękitny sufit o wysokim sklepieniu zaczęła wchodzić wilgoć i grzyb. Balustrady przy balkonie, wyznaczającym strefę dla modlących się kobiet, były już w opłakanym stanie. Remontu lub nawet wymiany domagał się dach. W gminie naradzono się, że trzeba świątynię ratować.
Do środka wszedł zaproszony przez rabina rzeczoznawca, który ocenił, że na najpilniejsze prace trzeba wydać minimum 90 tys. złotych. Józef Weininger, przewodniczący gminy, poszedł do współwłaścicielki kamienicy z planem prac i ofertą, że Żydzi zapłacą za wszystko. Nie tylko zapłacą, ale i całą logistykę, poszukiwanie firmy i jej nadzór, wezmą na siebie. Chciał też uregulować korzystanie wiernych z synagogi. Zaproponował, że doprowadzą tam wodę (przez lata nie było przyłącza) i podpiszą umowę najmu. Kobieta - jak opowiadają Żydzi - powiedziała, że musi się zastanowić. Po czym przestała odbierać telefon.
Listonosz przyniósł do gminy list od właścicielki, datowany na 27 maja 2020 roku.
"Niefortunna lokalizacja Synagogi wśród lokali mieszkalnych jest uciążliwa dla lokatorów, właścicieli i Gminy Żydowskiej" - czytamy w liście. Właścicielka wymienia kosztowną (10 tys. złotych) awarię rur wodociągowych, której koszty musieli ponieść wszyscy lokatorzy. Pisze, że budynek jest w złym stanie technicznym, co może zagrażać bawiącym się na podwórku dzieciom i zaparkowanym samochodom. Dalej czytamy, że kłopotliwa jest także obecność wycieczek zwiedzających synagogę. "Zwiedzenie budynku odbywa się czasami w asyście Policji, która skutecznie uniemożliwia wjazd mieszkańców na teren kamienicy" - pisze kobieta.
Zapytałam mieszkających w kamienicy przy Rewolucji 1905 roku 28 czy synagoga faktycznie im przeszkadza. O policji tarasującej bramę nikt nie słyszał, obecność modlących się zdaje się nikomu nie wadzić, ale przyznają, że budynkowi należy się remont. - Kto za to powinien zapłacić? Chyba Żydzi, bo na pewno nie my - słyszę od wynajmującego tu mieszkanie.
Żydzi płacić chcą, ale właściciele się na to nie zgadzają. Dalej, w piśmie z 27 maja 2020 roku, reprezentująca właścicieli pisze: "Nie wyrażamy zgody na remont budynku na naszym terenie". I żąda, by gmina przeniosła świątynię z jej terenu.
Niedługo po otrzymaniu listu Żydzi zorientowali się, że zamki w drzwiach synagogi zostały zmienione.
Akt notarialny: Dopóki są Żydzi, dopóty ma być synagoga
Przeniesienie świątyni z lokalizacji przy ul. Rewolucji 1905 roku na teren dzisiejszej gminy żydowskiej przy ulicy Pomorskiej, rozważano już w 2006 roku, ale pomysł upadł z powodu złego stanu budynku, w którego ściany wgryzła się sól. Ta sama, która kiedyś ją uratowała, składowana tu podczas II wojny światowej. Synagogę można by było co najwyżej odtworzyć w innym miejscu.
- Synagoga jest w opłakanym stanie. Mamy sponsorów, pieniądze, siły i chęci, żeby zająć się jej restauracją, ale nie możemy tego zrobić bez zgody właścicielki. Ona na remont się nie zgadza, a teraz, tłumacząc się złym stanem budynku, wyrzuciła nas stamtąd - mówi Gurfinkiel.
Wielokrotnie próbowałam skontaktować się z właścicielką kamienicy. Powiedziała, że nie będzie udzielać żadnych wywiadów, swojej decyzji nie zmieniała mimo upływu trzech tygodni. Udało mi się jednak dotrzeć do aktu notarialnego nieruchomości. W punkcie VIII czytam: "Na sprzedanej tym aktem nieruchomości znajduje się oddzielny budynek, mieszczący w sobie żydowską synagogę. Nabywcy oświadczają, że zgadzają się nie zmieniać przeznaczenia tego budynku i pozostawić w nim synagogę, tak długo, jak odbywać się tam będą modlitwy".
O tym zapisie w akcie notarialnym właścicielka nieruchomości także nie chciała ze mną rozmawiać.
Jedyna szansa? Wojewódzki Konserwator Zabytków
Łódzka gmina żydowska rok temu o pomoc zgłosiła się do wojewódzkiego konserwatora zabytków. Choć trudno w to uwierzyć, właściciele nieruchomości nie pomyśleli, żeby wpisać ją na listę zabytków. Wniosek o wpisanie wystosowała więc gmina żydowska. Gdyby synagoga była oficjalnie zabytkiem, konserwator mógłby podjąć działania, które powstrzymałyby degradację budynku.
- Synagoga jest niezwykle cennym przykładem sztuki judaistycznej na terenie naszego województwa. Do dnia dzisiejszego w jej wnętrzu zachowały się historyczne, dekoracyjne elementy wyposażenia i konstrukcji. Architektura budynku, choć skromna w wyrazie, prezentuje cechy stylowe i posiada walory artystyczne - przyznaje w rozmowie z Wirtualną Polską Daria Błaszczyńska z biura Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w Łodzi, która dodaje, że obiekt został już ujęty w wojewódzkiej ewidencji zabytków, a obecnie prowadzone jest postępowanie w sprawie wpisania budynku synagogi do rejestru zabytków nieruchomych województwa łódzkiego.
- Wpis do rejestru zabytków jest najwyższą formą ochrony, za sprawą której wojewódzcy konserwatorzy zyskują szerokie narzędzia prawne, które wykorzystywać mogą do skutecznego przeprowadzania nadzoru konserwatorskiego nad zabytkowymi obiektami - tłumaczy Błaszczyńska, która dodaje, że wszystko to trwa od roku nie dlatego, że konserwator nie docenia walorów historycznych świątyni. Wręcz przeciwnie. Jest w nim wiele ważnych elementów do udokumentowania i skrupulatnego zbadania. W budynku były już oględziny, konserwator zlecił wykonanie karty ewidencyjnej, co jest kolejnym krokiem postępowania administracyjnego.
- Objęcie budynku synagogi najwyższą formą ochrony konserwatorskiej jest dla Łódzkiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków sprawą priorytetową - mówi Błaszczyńska, która przyznaje: - Nieuregulowana sytuacja prawna budynku utrudniała prowadzenie powyższego postępowania - przyznaje Błaszczyńska.
- Ostatni raz w środku byliśmy rok temu. Na ściany i sufit zaczął wchodzić grzyb i wilgoć, barierki przy balkoniku dla kobiet spróchniały. Boję się nawet pomyśleć, jak świątynia wygląda w środku. Serca nam pękają, gdy myślimy, że tego budynku, dowodu na żydowski pierwiastek Łodzi, niedługo nie będzie, bo bezsensownie niszczeje - mówi Gurfinkiel.
A jeśli konserwator nie pomoże? Zostaje tylko droga sądowa. - A to będzie trwało długo. Boimy się, że wtedy będzie za późno, żeby synagogę uratować - mówi Gurfinkiel.