"Życie Warszawy": Solorz podpisał zobowiązanie dla SB
"Życie Warszawy" pisze, że historyk Tadeusz Witkowski dotarł do zachowanej w IPN teczki Zygmunta Solorza-Żaka. Ma z niej wynikać, że w 1983 roku podpisał on zobowiązanie do współpracy z SB.
16.11.2006 | aktual.: 16.11.2006 23:07
Podpisałem to, co mi SB kazało podpisywać. Nie czuję się jednak winny, bo na nikogo nie donosiłem i nikomu nie zaszkodziłem - powiedział Zygmunt Solorz-Żak w rozmowie z "Życiem Warszawy".
Dziennik pisze na stronie internetowej, że z notatek operacyjnych funkcjonariuszy SB wynika, iż obecny właściciel Polsatu został zwerbowany do współpracy z wywiadem 18 października 1983 roku. Według gazety Solorz podpisał nawet umowę o współpracy ze Służbą Wywiadu, w której z pobudek patriotycznych zobowiązywał się do wykonywania zadań zleconych przez wywiad.
W zamian SB gwarantowała szkolenia wywiadowcze, zwrot kosztów i utrzymanie tajemnicy - pisze "Życie Warszawy". Dodaje, że Solorz przyjął pseudonim Zeg i był zarejestrowany do 26 czerwca 1985 roku. Funkcjonariusze służb specjalnych liczyli, że pomoże im rozpracowywać kadrowych pracowników Radia Wolna Europa, Polskiej Misji Katolickiej w Monachium i bawarskiego Komitetu Solidarności.
"Życie Warszawy" dodaje, że z notatek esbeków wynika, iż Solorz przekazywał informacje na wspomniane tematy, ale tylko do początku 1984 roku. Nie zachowały się jednak żadne takie raporty. Czytając zgromadzone w archiwach IPN dokumenty, można odnieść wrażenie, że "Zeg" był słabym agentem i raczej próbował zbywać SB ogólnie znanymi informacjami, niż dostarczać cenne dane - pisze gazeta. Sami funkcjonariusze wywiadu mieli przyznawać, że już w 1985 roku agent zaczął "unikać kontaktów ze służbami".
Gazeta publikuje wywiad z Solorzem, w którym opowiada on m.in. jak został zwerbowany. Były lata 80., a ja kilka lat wcześniej, jako 20-letni, chłopak wyjechałem nielegalnie na Zachód. I w 1983 r. chciałem po prostu przyjechać do Polski. Gdy w marcu lub maju zjawiłem się w Radomiu, zostałem wezwany do jakiegoś pomieszczenia nad biurem paszportowym - opowiada Solorz-Żak.
Siedzący tam człowiek kazał mi dokładnie spisać, co robiłem za granicą. Na kilku spotkaniach musiałem mu się "wyspowiadać". Miałem opisać, co robiłem, z kim się zadawałem, kogo znam. I to zrobiłem, bojąc się, że zostanę aresztowany za nielegalny wyjazd. A ja chciałem móc jeździć do Polski, bo cały czas ciągnęło mnie do kraju - relacjonuje właściciel Polsatu.
To było kilka spotkań - cztery, może pięć na przełomie 1983-85 r. Na jednym z nich musiałem podpisać jakieś zobowiązanie - dodaje.
Pytany skąd takie zainteresowanie SB jego osobą odpowiedział, że woził paczki do Polski, pracując przy Polskiej Misji Katolickiej w Monachium i widocznie SB doszło do wniosku, że im się przyda i trzeba go zwerbować. Do tego doszła sprawa mojego nielegalnego pobytu za granicą- powiedział Solorz.
Zdecydowanie zaprzeczył jednak, że był agentem. Byłem przeświadczony, że nawet nie zostałem zarejestrowany, skoro nie podjąłem współpracy.
"ŻW" dopytuje Solorza dlaczego poza klasycznym zobowiązaniem do współpracy, podpisał także umowę z wywiadem PRL. Dla mnie to było wymuszanie. Kazali mi to podpisać, więc podpisywałem. Gdy dali mi zobowiązanie do współpracy to mówili, żebym się nie podpisywał nazwiskiem Krok, tylko tak, aby nikt nie wiedział, że to ja. Spytałem, jak mam to zrobić, a oni powiedzieli, że wszystko jedno, że np. pseudonimem. Spojrzałem na rękę, zobaczyłem swój zegarek i tak powstał pseudonim Zeg jak zegarek. Nie używałem go, gdyż nigdy nie podpisywałem żadnych raportów - odpowiedział Solorz.
Taka to była "współpraca". Ja się broniłem przed aresztowaniem za nielegalny wyjazd. Nie robiłem nikomu żadnej krzywdy- podkreślił dodając, że "czuł awersję do samego faktu podpisania zobowiązania".
Pamiętajmy, że to były inne czasy. To był stan wojenny, ja byłem młody i przestraszony, bojąc się, że w każdej chwili mogą mi założyć na ręce kajdanki - dodał.