Zmienił życie Polki w koszmar - w końcu ją zasztyletował
Z powodu braku biegłego tłumacza przed łódzkim sądem okręgowym nie rozpoczął się proces 38-letniego Pakistańczyka Naeem A. oskarżonego o zabójstwo swojej konkubiny i matki ich czwórki dzieci, Agnieszki A. Mężczyźnie grozi dożywocie.
07.10.2010 | aktual.: 07.10.2010 12:17
O obecność na całym procesie biegłego tłumacza wnioskował obrońca, którego zdaniem prawo oskarżonego do obrony bez biegłej znajomości języka, nie będzie zrealizowane. Sąd powołał biegłego tłumacza, ale ten odmówił udziału w procesie ze względu na sprawy zawodowe. Poszukiwania innych tłumaczy nie przyniosły rezultatu. W końcu udało się powołać biegłego dzięki straży granicznej; będzie mógł się on stawić w sądzie dopiero 18 października. I do tego dnia sąd odroczył rozpoczęcie procesu.
Proces być może będzie toczył się za zamkniętymi drzwiami, bo sąd ma rozpoznać wniosek matki zamordowanej łodzianki, która chce wyłączenia jawności procesu.
32-letnia Agnieszka A. zaginęła na początku czerwca 2009 roku. Jej zwłoki znalazł 17 czerwca przypadkowy kierowca w pobliżu drogi w Dobroniu k. Pabianic. Badania genetyczne potwierdziły, że było to ciało zaginionej łodzianki. Ustalono, że kobieta zginęła od kilku ciosów zadanych nożem w brzuch.
Prokuratura oskarżyła o zabójstwo jej byłego partnera i ojca czwórki ich dzieci Naeem A. z Pakistanu, który w Polsce handlował tekstyliami i miał szwalnię. Mężczyzna nie przyznał się do winy. Grozi mu kara dożywotniego więzienia.
W śledztwie ustalono, że mężczyzna przez kilka lat znęcał się nad partnerką, bił ją i zmuszał do prostytucji. W trakcie trwania związku kobieta przeszła na islam. Kilka lat temu jej partner zmuszał ją do uprawiania prostytucji; miesięcznie odbierał od niej 8 tys. zł, a gdy uznał, że to zbyt mało, bił ją.
Dzieci przebywały w Pakistanie; kobieta musiała płacić ich ojcu, gdy chciała do nich zadzwonić. W 2006 r. Agnieszka A. pojechała po dzieci do Pakistanu. Rodzina ojca zabrała jej i dzieciom paszporty; traktowano kobietę jak niewolnicę. W końcu łodzianka uciekła z dziećmi; polska ambasada pomogła jej w powrocie do Polski. W kraju - ze względu na złe warunki lokalowe - nie mogła zamieszkać u matki. Naeem A. pozwolił jej mieszkać w swoim niewielkim lokalu w Łodzi i tam też - zdaniem śledczych - doszło do zabójstwa.
Matka zamordowanej powiedziała dziennikarzom, że na początku związek jej córki z Pakistańczykiem układał się niby dobrze, ale później było coraz gorzej. "Ostatnio, jak Agnieszka wniosła sprawę o alimenty, to ją bił, żeby wycofała sprawę. A jak uciekła z Pakistanu, to się bała wychodzić z domu. Ona niewiele mówiła o Naeemie. Tylko kilka razy powtarzała, że jest bardzo szczęśliwa, że udało się jej dzieci sprowadzić do Polski" - mówiła.
Matka przejęła opiekę nad czwórką dzieci córki - chłopcem i trzema dziewczynkami w wieku 7-10 lat; otrzymała lokal socjalny od miasta. Dzieci chodzą do szkoły. Kobieta mówi, że nie tęsknią za ojcem i dotąd wspominają ucieczkę z Pakistanu. Nie wiedzą, co się naprawdę wydarzyło, ale - jak mówiła - bardzo żałują, że "nie ma mamusi".