Zmarła na nowotwór w samotności. Bliscy nie mieli możliwości, by się pożegnać. Przez pandemię koronawirusa
Babcia Moniki była chora. Diagnozę usłyszała kilka miesięcy temu, to był rak jajnika. Kiedy w Polsce rozprzestrzeniał się koronawirus, jej organizm pustoszył nowotwór. Trafiła na SOR. Tam rodzina widziała ją po raz ostatni. Nie miała możliwości, by się pożegnać.
Historię swojej babci opowiada nam Monika. - Babcia kilka miesięcy temu zachorowała na raka jajnika. Teraz pojawiły się przerzuty i w czasie pandemii koronawirusa trafiła na SOR warszawskiego szpitala. Tam widzieliśmy ją ostatni raz - mówi Wirtualnej Polsce. Przypomnijmy: wszystkie szpitale w Polsce wprowadziły całkowity zakaz odwiedzin w związku z pandemią koronawirusa.
Lekarz już na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym powiedział rodzinie starszej kobiety, że bez względu na stan pacjentki, nie będą mogli do niej wejść. - Od tamtej pory nikt z rodziny jej nie widział. Lekarz powiedział, że zostało jej kilka tygodni. I że dopóki trwa pandemia, nie będziemy mogli jej zobaczyć, nawet się pożegnać. Tłumaczył, że koronawirus to po pierwsze śmiertelne zagrożenie dla babci i innych chorych na oddziale onkologicznym. Po drugie, jeśli ktoś z nas przyniósłby wirusa do szpitala, musieliby zamknąć cały szpital - opowiada Monika.
- To oczywiście było dla nas zrozumiałe, ale z drugiej strony ciężko było pogodzić się z tym, że babcia odchodzi powoli w samotności. Wiedziała, jaki jest jej stan i ciężko było jej z tym, że prawdopodobnie już nikogo z nas nie zobaczy - dodaje.
Koronawirus w Polsce. "Oni umierają w samotności"
Początkowo rodzina mogła kontaktować się z chorą przez rozmowy telefoniczne. - Później jej stan się pogorszył i nie odbierała telefonu. Wtedy dzwoniliśmy do pielęgniarek, by zapytać o jej stan. W szpitalu było jeszcze co najmniej kilku pacjentów w podobnym stanie. Każdy sam na sali. Wszystkich czujących się lepiej wypisali - opowiada Monika.
- Pielęgniarka mówiła mi, że w sumie to dobrze, że jest niewielu pacjentów, bo mają mniej pracy i gdy kilka dni temu umierała kobieta w średnim wieku z rakiem, pielęgniarka pól nocy trzymała ją za rękę i modliła się z nią, aż odeszła. Wtedy szpital musiał zadzwonić do rodziny tej kobiety i przekazać, że zmarła. Lekarz przekazał im, że do końca była przy niej pielęgniarka. To trochę pocieszające w całym tym dramacie, że pielęgniarki mają w sobie taki ludzki odruch mimo tego, że muszą się opiekować innymi chorymi. Oni umierają powoli w samotności, bez rodziny, która nie może się z nimi pożegnać - dodaje Monika.
Koronawirus w Polsce. Takie sytuacje będą teraz miały miejsce
Lekarz przekazał rodzinie, że rozważy wpuszczenie na salę jednego syna, ale ten musi sam zorganizować sobie odzież ochronną. - W szpitalu ledwo starcza tych ubrań dla lekarzy. Mówił, że mają zapas na góra dwa dni. Szukaliśmy więc odzieży ochronnej dla wujka. Niestety ostatecznie zgody lekarz nie wydał. Babcia zmarła.
Monika podkreśla, że rodzina nie ma żalu do szpitala. - Rozumiemy ryzyko związane z wirusem, ale to straszne, że pewnie w każdym polskim szpitalu w tej chwili ludzie umierają w samotności. Także ci z koronawirusem - podsumowała.
- Takie sytuacje, gdzie nie ma możliwości pożegnania osoby, która odchodzi, zdarzają się i niestety będą się teraz zdarzały - komentuje w rozmowie z Wirtualną Polską Jerzy Friediger, dyrektor Szpitala Specjalistycznego im. Stefana Żeromskiego w Krakowie, a także członek Prezydium Naczelnej Rady Lekarskiej. - Jest to bardzo przykre, zarówno dla rodziny, jak i dla człowieka, który umiera. Tym niemniej zakaz odwiedzin w szpitalach jest koniecznością. Narażanie zdrowia i życia tych, którzy pozostają, byłoby czymś niewłaściwym. Sytuacja jest naprawdę wyjątkowa - dodaje.
Imię bohaterki zostało zmienione.
Wirtualna Polska ruszyła z akcją wspierającą służbę zdrowia. Na wydarzeniu na FB Wirtualna Polska - Wspieram Szpitale - wymiana potrzeb, informacji i darów będziemy na bieżąco informować, który szpital potrzebuje wsparcia i w jakiej formie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl