Zmarł, bo lekarze reanimowali go przy świetle komórek
W szpitalu w Dzierżoniowie musiało dojść do tragedii, by okazało się, że ważny sprzęt jest niesprawny - czytamy w "Gazecie Wrocławskiej". Gdyby w szpitalu w Dzierżoniowie awaryjne zasilanie prądem sali operacyjnej było sprawne, być może pacjent, którego operowano, kiedy w szpitalu zgasło światło, przeżyłby zabieg.
26.02.2009 | aktual.: 26.02.2009 09:00
Lekarze nie musieliby go wtedy reanimować, świecąc sobie w ciemnościach telefonami komórkowymi. Tak uznali prokuratorzy i Zbigniew Grubka, były dyrektor szpitala, usłyszał zarzuty niedopełnienia obowiązków i narażenia pacjenta na utratę życia.
Chodzi o 74-letniego Bronisława Zuba z Piławy Górnej. - Nigdy nie dowiemy się, czy gdyby nie zabrakło prądu, ojciec by żył. Lekarze robili przecież, co mogli, by go uratować - mówi Jerzy Zub, syn zmarłego.
Ówczesny dyrektor szpitala Zbigniew Grubka, który dziś jest komendantem Straży Miejskiej w Bielawie, nie poczuwa się do odpowiedzialności.